Czerwona błyskawica w awatarze. Jaki ja byłem głupi
Od czwartkowego wieczoru aborcja w przypadku podejrzenia choroby lub upośledzenia dziecka jest w Polsce niemożliwa. Część obywateli ruszyła na ulice, część swe oburzenie wyraża w sieci. Na przykład za pomocą awatarów i prostych facebookowych nakładek. Jedną z nich jest błyskawica - symbol znany z Czarnych Protestów.
Kilka lat temu szydziłem z takiej formy sprzeciwu. Co to niby daje? - pytałem głośno. Spłycanie problemu, dezawuowanie ważnej sprawy albo: podpinanie się pod popularne trendy w sieci.
Tęczowe flagi na awatarach były dla mnie typowym objawem slaktywizmu, czyli aktywizmu, "który nie powoduje istotnych praktycznych skutków, a jedynie przyczynia się do samozadowolenia osoby biorącej udział". Łatwo wstawić tęczę, trudniej pójść na protest czy zagłosować na polityka wspierającego mniejszości.
"Przecież oznaczanie swoich poglądów automatycznie zamyka nas w bańkach. Wiemy, z kim rozmawiać, wiemy, od kogo trzymać się z daleka" - oponowałem. Inna sprawa, że to nic nowego, bo Facebook już dawno wykorzystał sposób, w jaki zachowują się ludzie. Tłumaczyła to zresztą kiedyś w rozmowie ze mną psycholog Izabela Dziugieł.
Trochę się jednak od tego czasu zmieniło.
Nie mam wątpliwości, że dzisiaj dialogu nie chcą przede wszystkim rządzący i ludzie popierający ten okrutny wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Dość wyciągania ręki i mówienia "porozmawiajmy", podczas gdy druga strona nie chce słuchać. Dotyczy to nie tylko aborcji, ale też uchodźców, praw mniejszości i co najmniej kilku innych tematów.
I dziś nawet te proste i pozornie głupie nakładki mogą być orężem wobec złych ludzi. Skąd mogłem wcześniej o tym wiedzieć? Jestem przecież mężczyzną. Jeśli tylko zechcę, mogę wziąć ślub, złapać dziewczynę za rękę czy pocałować ją na ulicy i nikt mnie za ten gest czułości nie obrazi ani nie pobije.
Ha! Jeśli chcę, to mogę sprawić, że nie będę miał dziecka: wazektomia jest wyłącznie kwestią pieniędzy. Tymczasem podwiązanie jajowodów u kobiety jest w Polsce zakazane!
Moje przywileje tak oczywiste, że aż niezauważalne, sprawiły, że dziwiło mnie, iż ktoś widząc tęczową nakładkę lub obrazek z błyskawicą, może poczuć otuchę. Mam chyba zbyt dobrze, by docenić proste gesty.
Niedawno usiadłem więc wygodnie w fotelu i odpaliłem materiał Barta Staszewskiego o Alin, osobie niebinarnej. A w nim padły proste słowa - fakt, że ktoś zamieszcza tęczowy obrazek i w ten sposób wyraża swoje poparcie, pokazuje: "Jest nas więcej. Chcemy waszego szczęścia, daleko nam do nienawiści". Dla osób szykanowanych, wyśmiewanych, nie odnajdujących się we własnym domu to naprawdę kluczowe.
Dzisiaj protestować trudniej. Jest ryzyko zarażenia się. Możemy czuć się źle, możemy być na kwarantannie lub samoizolacji. Możemy nawet obawiać się, że policja wyciągnie nas z tłumu albo w trakcie łapanki, jak miało to miejsce w sierpniu. To nic złego, to normalne, ludzkie odczucia.
Ludzkim odczuciem jest też empatia, a tę wyrażać możemy choćby poprzez awatary. Ta prosta nakładka może pokazać znajomym czy rodzinie, która ma inne poglądy, że jesteśmy z tymi, którzy chcą głośno wyrażać swoje poparcie. Że jest nas wielu. Że władza nie może stawać przeciw swoim obywatelom. Że solidarność jest naszą bronią - nawet jeśli "strzelamy" tylko głupimi awatarami.