Sony VAIO Z13 - randka z Zetką
Sony VAIO Z13 to sprzęt nie dla każdego. Wbrew pozorom nie chodzi przy tym wyłącznie o cenę, którą lepiej płacić w sklepie kartą na cudze nazwisko. To notebook dla osób, które oczekują mobilności rodem z netbooków, wydajności wyższej niż oferowana przez niejeden desktop, a do tego ponadprzeciętnej jakości wykonania. Zetka wymyka się jednak nawet takim uproszczeniom. To, co jednych ucieszy (rozdzielczość 1600x900), innych może zniechęcić (...na 13 calach). Kompozycja wszystkich cech tego notebooka powoduje jednak, że warto przyjrzeć mu się bliżej bez względu na to, czy popędzicie później do sklepu, czy ominiecie go szerokim łukiem. Bez dwóch zdań jest to bowiem urządzenie, obok którego nie można przejść obojętnie.
[image=kompozycja class=resizeImage]Sony VAIO Z to najwyżej pozycjonowana linia w ofercie producenta. Notebooki te wyróżniają się niezwykle niską wagą – niewiele ponad 1,4 kg – uzyskaną dzięki wykorzystaniu bardzo lekkich materiałów. Ich szkielet wykonany jest z magnezu, a obudowa z aluminium i włókna węglowego. Testowany przez nas model (VPCZ13M9E/B) wyposażony jest w procesor Intel Core i5-460M 2,53 GHz, 4GB pamięci RAM, 2 dyski SSD o łącznej pojemności 128GB, matrycę 13,1” o rozdzielczości WXGA++ (1600x900), kartę graficzną NVIDIA GeForce GT 330M z 1GB własnej pamięci + układ Intel GMA HD zintegrowany z procesorem, nagrywarkę DVD, kartę sieciową Gigabit Ethernet, bezprzewodową kartę sieciową 802.11a/b/g/n, zintegrowany modem 3G Qualcomm Gobi 2000, Bluetooth 2.1 + EDR, 3 gniazda USB 2.0 i wyjście HDMI. Pełną specyfikację można znaleźć na stronie producenta.
Na pierwszy rzut oka konfiguracja… nie powala na kolana. Co prawda mamy dysk SSD ale jak na model z topowej linii brakuje napędu Blu-ray czy takich nowinek jak chociażby USB 3.0 i Bluetooth 3.0. Analizując suche dane można wręcz dojść do wniosku, że konfiguracja w tej cenie to lekkie nieporozumienie.
Uwodzi jakością wykonania
Siła Sony VAIO Z13 tkwi w jednak w tym, czego na pierwszy rzut oka nie widać w specyfikacji. Zetka potrafi zauroczyć od pierwszej chwili pozostawiając niezwykłe wrażenie obcowania z czymś wyjątkowym. Ten filigranowy notebook jest bowiem zaprojektowany z wielką dbałością o szczegóły, a wykorzystane materiały wykończeniowe są bardzo wysokiej jakości.
Szczęśliwie producent nie poddał się irytującej modzie na wykończenia typu „piano black” – poza nielicznymi detalami nie ma tu błyszczących się połaci, które w oka mgnieniu pokrywałyby się odciskami palców. Wszystkie powierzchnie mają matową, ewentualnie półmatową, ale zawsze elegancką fakturę. Sony VAIO Z13 jest zwarte, sztywne, poszczególne elementy dobrze spasowane – nic nie skrzypi, notebook nie wygina się gdy łapiemy go w jedną rękę. Całość okraszają wysmakowane detale – cylindryczne przetłoczenie wzdłuż obudowy ze srebrzystym gniazdem zasilacza z jednej strony i świecącym na zielono włącznikiem z drugiej, „wtopione” w pokrywę matrycy logo VAIO oraz piękna klawiatura.
Klawiatura to zresztą nie tylko designerski, ale i ergonomiczny majstersztyk. Jest wyspowa, ale odstępy pomiędzy klawiszami są większe niż zazwyczaj, dzięki czemu pomyłki podczas pisania praktycznie się nie zdarzają. Same klawisze wykonane są przy tym z bardzo przyjemnego w dotyku tworzywa – jakby lekko „gumowanego” ale zarazem twardego. Materiał ten ma świetne właściwości antypoślizgowe i mimo że klawisze są gładkie to stawiają opuszkom palców delikatny opór. Skok klawiszy jest wyczuwalny, bezbłędny i – jak to w klawiaturach wyspowych zazwyczaj bywa – cichy (szczególnie spacji). Pracę w ciemności bardzo ułatwia podświetlenie – uruchamiane automatycznie za sprawą wbudowanego czujnika światła. Krótko mówiąc, jak dotąd nie zdarzyło mi się pracować na notebooku z tak wygodną klawiaturą.
Ogólnego poczucia perfekcji nie zakłóca nawet konieczność uruchamiania klawiszy Home, End, Page Up i Down kombinacją z funkcyjnym Fn. Przy tak małym notebooku prawdopodobnie i tak nie dałoby się bowiem wygodnie zmieścić ich bez pogarszania ergonomii – Sony VAIO Z13 ma wymiary poziome 210 x 314 mm czyli praktycznie takie jak kartka A4.
Skoro już jestem przy wielkości (aż chciałoby się powiedzieć „małości”) tego urządzenia, nie sposób też pominąć wagi. Analizując suche dane ciężko uwierzyć, że 1,42 kg – tyle waży bowiem Sony VAIO Z13 w testowanej konfiguracji – robi w praktyce tak ogromną różnicę. Sprzęt jest lżejszy niż można by się tego spodziewać – czuć to szczególnie przy bezpośrednim porównaniu gdy np. w jednej ręce trzymałem Z13, a w drugiej nawet stosunkowo lekkiego 14-calowego Lenovo T410 ważącego około 2,2 kg (o cięższych 15- i 16-calowych maszynach nawet nie wspominając). Po włożeniu Zetki do torby czy plecaka nie raz zdarzyło mi się po chwili sprawdzać czy aby na pewno nie zapomniałem jej spakować. Nie brało się to bynajmniej z postępującej sklerozy – ten notebook jest po prostu tak niewiarygodnie lekki.
Pozostając przy walorach zewnętrznych, nie sposób zapomnieć o wygodnym i precyzyjnym touchpadzie firmy Synaptics (z obsługą gestów), czytniku linii papilarnych wkomponowanym pomiędzy klawisze touchpada, czy o miniaturowych ale dość dobrze grających głośnikach (co prawda brak im niskich tonów ale nie charczą i są w miarę głośne).
Nie ma róży bez kolców
Niestety po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że nie ma sprzętu bez wad, a każdemu zdarzają się niedoróbki. W Sony VAIO Z13 taką niedoróbką jest „latająca” bateria. Po jej zamontowaniu wyczuwalne są wyraźne luzy i jak wskazują opinie na forach nie jest to problem tylko testowanego przeze mnie egzemplarza. Co prawda łatwo temu zaradzić pokładając coś pod baterię, ale taka wpadka nie powinna mieć miejsca w sprzęcie z nalepką "Made in Japan"…
Zastrzeżenia można mieć także do obudowy matrycy. Jest ona dosyć cienka i przez to na pierwszy rzut oka nie sprawia aż tak solidnego wrażenia jak reszta urządzenia. Pokrywa zauważalnie, choć nie w jakimś niepokojącym stopniu, ugina się pod naciskiem palców. Inną właściwość można zaobserwować przy otwieraniu pokrywy – jeżeli chwycimy ją za lewy lub prawy górny narożnik, będzie bardziej wyginać się w tę stroną za którą ją złapaliśmy. W efekcie po otwarciu matrycę trzeba jeszcze „wyprostować”. Konstrukcja nie zapewnia po prostu takiej sztywności, do jakiej przyzwyczaiły nas cięższe notebooki. Naturalnie jeżeli otwieramy pokrywę chwytając ją w okolicy środka górnej krawędzi wszystko jest w porządku. Takie błahostki mnie jednak nie irytują – jest to bowiem cena jaką płacimy za imponująco niską wagę.
„Zaawansowany wyświetlacz VAIO”
Jakość matrycy to dla mnie jedna z kluczowych cech notebooka. Dlaczego? Z prostej przyczyny – wymiana ekranu w takim sprzęcie na inny jest niemożliwa lub, w najlepszym razie, bardzo utrudniona. Skazani jesteśmy zatem na to czym uraczył nas producent – czyli zazwyczaj nic rewelacyjnego. A nic tak nie męczy jak kiepski ekran. Jako użytkownik Samsunga X460, który dysponuje jedną z najlepszych matryc jaką widziałem w notebookach, nie ukrywam, że jestem bardzo wybredny w tym zakresie.
Muszę przyznać, że pierwsze uruchomienie Sony VAIO Z13 trochę mnie rozczarowało. Obraz był ewidentnie zbyt czerwony. To tak ma wyglądać „zaawansowany wyświetlacz VAIO”, którym chwali się producent? – pomyślałem. Szybko okazało się jednak, że czerwonawy odcień jest prawdopodobnie w dużej mierze efektem ubocznym zastosowanej powłoki antyodblaskowej (skądinąd doskonałej ale o tym za chwilę) – aby go zniwelować wystarczyło po prostu ustawić matrycę pod minimalnie innym kątem niż w moim 14-calowym Samsungu, reszty dopełniła kalibracja kolorów. Do perfekcji rodem z topowych monitorów EIZO jeszcze co prawda trochę brakuje, ale jak na notebooka jest naprawdę bardzo dobrze. Kolory są przepięknie nasycone, czerń głęboka, obraz ostry, jedynie biel mogłaby być odrobinę „cieplejsza”. Co ważne matryca jest równomiernie podświetlona (oczywiście diodami LED), a maksymalny poziom jasności więcej niż wystarczający. Jasnością można sterować automatycznie dzięki wspomnianemu już wcześniej czujnikowi światła, choć osobiście wolałem robić to ręcznie.
Wysokiej jakości matryca nie była jednak dla mnie zaskoczeniem – w końcu po notebooku tej klasy należało tego oczekiwać. Nie spodziewałem się jednak tak genialnej powłoki antyodblaskowej. Sony udało się połączyć zalety tradycyjnych matryc o matowym wykończeniu oraz najczęściej stosowanych obecnie matryc z błyszczącą powłoką typu glare. Ta zastosowana w Z13 jest matowa, świetnie niweluje odblaski, a przy tym ekran daje bardzo ładny, nasycony obraz i łatwo się go czyści. Jedynym efektem ubocznym jest wspomniane już czerwonawe zabarwienie gdy na wyświetlacz patrzymy nie na wprost, ale pod jakimś kątem.
Rozdzielczość (za) wysoka
Zatem ekran bez wad? Niestety nie. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie rozdzielczość – tu producent zdecydowanie przesadził. 1600x900 pikseli przy matrycy o przekątnej 13,1” daje około 140 ppi (pikseli na cal). Dla porównania przy najbardziej popularnej obecnie rozdzielczości 1366x768 i typowych matrycach 15,6” uzyskujemy 100 ppi. Nawet w maleńkich netbookach wartość ta wynosi około 117 ppi. Liczby nie oddają jednak tego jak jest to męczące w codziennym użytkowaniu. Interfejs systemu, aplikacje, strony internetowe – słowem wszystko co widzimy na ekranie jest maleńkie. Oczywiście znajdą się osoby, które docenią dużą przestrzeń roboczą w tak małym urządzeniu – ja do nich jednak nie należę. Muszę co prawda przyznać, że 900 pikseli w pionie przydawało się gdy musiałem uruchamiać maszynę wirtualną z Windows XP (w 1024x768) – swobodnie bowiem mieściła się na pulpicie. Na dłuższą metę trzeba mieć jednak naprawdę bardzo dobry wzrok albo korzystać z notebooka sporadycznie. Po kilkugodzinnej pracy ból głowy jest bowiem gwarantowany.
Można temu na szczęście w pewnym stopniu zaradzić i – uprzedzając złośliwych – nie mam tu na myśli podłączenia zewnętrznego panelu LCD (choć w domu/biurze jest to faktycznie jakieś rozwiązanie ;). Otóż system Windows daje możliwość ustalenia powiększenia elementów interfejsu do np. 125% ich nominalnej wielkości, a każda popularna przeglądarka umożliwia powiększenie zawartości przeglądanych stron. Mechanizmy te nie są niestety doskonałe – niektóre programy (np. Skype) nie korzystają z systemowych ustawień i ich obsługa będzie nadal utrudniona. Z kolei w przypadku stron bez problemu skaluje się tekst, jednakże sztucznie powiększone grafiki zazwyczaj są wyraźnie rozmazane (tak jest w przypadku IE, Firefoksa, a także – co ze smutkiem odkryłem – używanej przeze mnie Opery). Z tym ostatnim wyraźnie lepiej radzi sobie tylko Google Chrome, który takie przeskalowane grafiki lekko wyostrza dzięki czemu „prawie nie widać różnicy”.
W tej sytuacji nie dziwi, że producent domyślnie przypisał jednemu z przycisków nad klawiaturą funkcję… lupy. Osobiście zamiast lupy wolałbym jednak natywną rozdzielczość 1366x768 pikseli, która przy 13-calowej matrycy sprawdziłaby się zdecydowanie lepiej. Szkoda, bo w testowanej Zetce ekran jest naprawdę wysokiej jakości i przez tą jedną cechę bardzo dużo traci. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że dzięki tak dużej rozdzielczości obraz jest ostry jak brzytwa, a po jego przeskalowaniu (i przy odrobinie samozaparcia) da się w miarę komfortowo pracować. Jak wygląda w praktyce taki przeskalowany interfejs można zobaczyć na widocznych w teście zrzutach ekranu.
Nowy procesor, ale czy lepszy?
Często zdarza się, że ultraprzenośne notebooki mają słabe konfiguracje – energooszczędny, ale niezbyt wydajny procesor typu ULV, podstawową kartę graficzną itd. Specyfikacja Sony VAIO Z13 w testowanej konfiguracji (VPCZ13M9E/B) nie daje w tym zakresie powodów do narzekań. Sercem notebooka jest procesor Intel Core i5-460M o nominalnym taktowaniu 2,53 GHz (do 2,8 GHz w trybie Turbo Boost), posiadający 2 rdzenie (4 logiczne wątki dzięki technologii Hyper-Threading), 3MB pamięci podręcznej, zintegrowany układ graficzny Intel GMA HD, obsługę wirtualizacji Intel VT-x (Intel Virtualization Technology), itd.
Co ciekawe w poprzedniku tego modelu, Z12X9E/X, montowany był procesor Intel Core i5-520M o co prawda niższym nominalnym taktowaniu (2,4 GHz) ale za to z możliwością pracy do 2,93 GHz w trybie Turbo Boost oraz z obsługą technologii Intel VT-d (Intel Virtualization Technology for Directed I/O). Zmiana zatem na lepsze czy gorsze? Według producenta na lepsze – większość klientów nie potrzebuje VT-d, natomiast i5-460M jest odrobinę szybszy i ma jednocześnie niższy Turbo Boost, co paradoksalnie również jest zaletą bo dzięki temu procesor mniej się grzeje. Jest w tym sporo racji jednak użytkownicy, którzy chcieliby na komputerze uruchomić zdalnie wirtualny system za pośrednictwem XenClienta, mogą mieć inne zdanie.
Faktem jest, że i5-460M jest szybki – podczas normalnej pracy nie ma możliwości aby coś przycinało się albo wentylator wył wniebogłosy usiłując schłodzić męczący się procesor. Można wręcz z powodzeniem pracować w trybie oszczędzania energii – zwykle jest on w zupełności wystarczający. Dodatkowo notebook jest wtedy chłodny (średnia temperatura obudowy to 25℃, za wyjątkiem dolnej części w okolicach radiatora, gdzie jest około 36℃) oraz prawie bezgłośny. Pod długotrwałym, dużym obciążeniem obudowa staje się oczywiście cieplejsza (średnio 35℃, do 42–43℃ przy radiatorze), a wentylator procesora jest już wyraźnie słyszalny (około 42 dB). W żadnym razie nie są to jednak wartości ekstremalne, poza tym aby je osiągnąć trzeba dosłownie katować sprzęt np. obróbką filmów w rozdzielczości Full HD. Samo odtwarzanie filmów Full HD (w 1080p) przebiega już oczywiście bezproblemowo i to nawet w trybie oszczędzania energii i na podstawowej karcie graficznej Intel GMA HD.
Hybrydowa grafika
Na podstawowej – bo Sony VAIO Z13 ma dwie karty, pomiędzy którymi można swobodnie się przełączać. Jest to rozwiązanie nie nowe ale dość rzadko stosowane, w gronie bezpośrednich konkurentów spotkać je można tylko w Z13. Drugą kartą jest znacznie wydajniejsza NVIDIA GeForce GT 330M z 1 GB własnej pamięci DDR3. Trzeba od razu zaznaczyć, że choć układ ten obsługuje DirectX 10.1 i poważnie brzmiące technologie typu NVIDIA CUDA to nie należy łudzić się, że zrobi z Z13 maszynkę do grania w najnowsze hity. Zmierzony przeze mnie GPU Score w 3DMark Vantage wyniósł odpowiednio 9754 pkt w trybie Entry, 1739 w Performance i 1149 w High – są to wyniki jednak nie na poziomie GT 330M ale GT 325M, ponieważ Sony ograniczyło maksymalne taktowanie rdzenia z referencyjnych 575 MHz do 450 MHz, a shader speed z 1265 MHz do 990 MHz, aby zmniejszyć wydzielanie ciepła i zużycie energii (jak to zresztą robi i w innych modelach). Jakby nie patrzeć dzięki dodatkowemu układowi NVIDII można jednak z powodzeniem pograć nawet w dość wymagające gry (np. Crysisa) – co prawda nie zawsze w natywnej rozdzielczości, ale też nie tylko przy najsłabszych detalach. To duży plus.
Ciekawostką jest sposób przełączania się pomiędzy układami graficznymi. Otóż Sony zastosowało w Z13 sprzętowy przełącznik pracujący w trzech trybach (Stamina, Speed i Auto). W pierwszym z nich notebook korzysta tylko z układu Intel GMA HD, w drugim z GeForce GT 330M, a w trzecim przełącza się pomiędzy kartami automatycznie, zależnie od obciążenia. Przełączanie kart zajmuje około 1,5 sekundy i jedynym jego objawem jest mignięcie ekranu – rozmieszczenie ikon, ustawienia rozdzielczości czy powiększenie interfejsu pozostają takie jak były. Jedynie ewentualną kalibrację kolorów należy przeprowadzić dla każdego układu z osobna (jest to jednak problem pomijalny bo jednorazowy). Rozwiązanie Sony bardzo przypadło mi do gustu – jest proste i wygodne. Szkoda jedynie, że wyjście HDMI jest aktywne tylko podczas pracy trybach Speed lub Auto.
SSD w RAIDzie = Super Szybki Dysk
Czas na „gwóźdź programu”, a więc dysk(i) SSD. Jest to zdecydowanie jedna z najmocniejszych stron Sony VAIO Z13. Producent zastosował, opracowany przez Toshibę specjalnie dla tego modelu, zestaw dwóch pamięci Flash (THNSNC064GMMJ) o pojemności 64 GB każda. Pamięci te pracują w trybie RAID 0, dzięki czemu widziane są przez system jako jedno logiczne urządzenie pamięci masowej o pojemności 128 GB. Takie rozwiązanie pozwoliło na osiągniecie fenomenalnych rezultatów w zakresie transferu danych. Średni zmierzony przeze mnie wynik to ponad 300 MB/s, a więc około 4x (!) szybciej niż w przypadku dość szybkiego ale klasycznego konstrukcyjnie dysku HDD 2,5” 7200 obr. o pojemności 500 GB, jaki jest montowany w testowanym niedawno przez nas Sony VAIO F13. To także około 2x szybciej niż testowane przez nas niedawno dyski SSD Kingstona.
Efekt? O ile czas ładowania systemu jest krótki, choć nie oszałamiający (kilkanaście sekund), to po jego uruchomieniu następuje – niczym w filmach SF – przejście w „nadświetlną”. Wszystkie aplikacje uruchamiają się po prostu momentalnie, szybkość tą można porównywać jedynie z pracą na ramdysku. Dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę co było tak naprawdę wąskim gardłem we wcześniej wykorzystywanych komputerach. Nic jednak dziwnego – zastosowana w Z13 pamięć SSD to jedno z najszybszych rozwiązań na rynku. Jeżeli weźmiemy jeszcze pod uwagę, że tak jak przy innych dyskach SSD jest to rozwiązanie odporne na wstrząsy i niewrażliwe na skrajne temperatury, a przy tym nie grzeje się i jest praktycznie bezgłośne, to mamy prawie dysk idealny.
Prawie? Niestety tak bo są i mankamenty. Przede wszystkim 128 GB to obiektywnie rzecz biorąc niezbyt duża pojemność – na dłuższą metę do przechowywania części danych (np. multimediów) trzeba wspomagać się dyskiem zewnętrznym albo macierzą NAS. Wbrew początkowym obawom, po dłuższym obcowaniu z Zetką muszę jednak przyznać, że z dyskiem o takiej pojemności da się w miarę komfortowo i bez wielkich wyrzeczeń pracować. Przy Windows 7, pokaźnym zestawie aplikacji oraz niezbyt rozbudowanym zbiorze danych i multimediów pozostawało mi 30–40 GB wolnego miejsca. Żartobliwie parafrazując słowa Billa Gatesa – 128 GB powinno więc wystarczyć każdemu (pod warunkiem posiadania dodatkowego miejsca na dane oczywiście ;)
Potencjalnie większy minus to sprzężony z dyskami kontroler RAID, który na chwilę obecną nie obsługuje komendy TRIM (choć same układy Flash Toshiby ją wspierają). Jest to o tyle ważne, że przy dłuższej eksploatacji TRIM zapobiega degradacji wydajności zapisu na dyskach SSD. Problem ten dotyczy nie tylko 13 generacji serii Z ale i wcześniejszych. Wielu fanów VAIO Z oczekiwało, że wraz z premierą najnowszej serii wydany zostanie nowy firmware/sterownik do kontrolera z obsługą TRIM. Tak się jednak nie stało. Użytkownikom Zetek pozostaje liczyć, że w końcu się pojawi bo ewentualna wymiana dysku w przyszłości nie jest tak bezproblemowa jak w typowych notebookach.Pamięć masowa w Sony VAIO Z to bowiem nietypowa płytka, której w prosty sposób nie wymienimy na standardowy dysk SSD 2,5” innego producenta. Analizując konfigurację łatwo domyślić się dlaczego – mimo niewielkich rozmiarów Sony udało się zmieścić w obudowie nagrywarkę DVD (Matshita UJ892AS). To naprawdę niebywała sztuka w urządzeniu o tej wielkości, bezpośredni konkurenci muszą posiłkować się napędami zewnętrznymi. Zintegrowany napęd optyczny otwiera też pewną możliwość – jeżeli kwestia wielkości pamięci masowej byłaby kluczowa, to zawsze można zamontować w tym miejscu standardowy dysk 2,5” na dane. Nie będzie to co prawda rozwiązanie typu Ultrabay jak w IBM/Lenovo, ale na szczęście też nie przeróbka w stylu Adama Słodowego. Wystarczy po prostu zamówić odpowiednie sanki (caddy) z maskownicą i dokonać zamiany – stosowne tutoriale można znaleźć w sieci.
Detale konfiguracji na plus, ale i minus
Nie chciałbym rozwodzić się nad resztą konfiguracji, warto jednak wspomnieć o kilku ciekawych drobiazgach. W testowanym modelu Sony VAIO Z13 znalazł się Qualcomm Gobi 2000 – szybki modem 3G umożliwiający transfer z prędkościami do 7,2 Mbps (download) i do 5,76 Mbps (upload). Obie karty sieciowe – zarówno standardowa jak i bezprzewodowa to rozwiązania Intela. Ta druga to 6200 AGN, a więc pracująca w standardzie N i obsługująca zarówno pasmo 2,4 GHz, jak i coraz popularniejsze 5 GHz. Ponadto Z13 wyposażony jest m.in. w podwójny czytnik kart pamięci – MMC i SD – z funkcją ochrony przed kopiowaniem (CPRM), złącze replikatora portów, gniazdo Express Card, moduł TPM 1.2 oraz wspomniany już wcześniej czytnik linii papilarnych.
Takie szczegóły cieszą, bo konkurencyjne notebooki w tym segmencie są zazwyczaj w jakimś stopniu okrojone. Wielki zatem szacunek dla inżynierów Sony, że udało im się upakować to wszystko w tak małej obudowie i do tego utrzymać niską wagę.
Nie ma jednak takiego laptopa i takiej konfiguracji do której nie można by się, mówiąc kolokwialnie, przyczepić. Sony VAIO Z13M9E/B nie jest tu niestety wyjątkiem. W tym topowym, bądź co bądź, notebooku można by spodziewać się takich nowinek jak Bluetooth 3.0 czy USB 3.0 – jak wspominałem na początku – niestety nic z tego. Gwoli sprawiedliwości: konkurencja w segmencie też ich nie oferuje. Rozczarowuje jednak brak choćby złącza eSATA. Nie ma też czytnika Blu-ray (występuje dopiero w wyższej i dużo droższej konfiguracji z Core i7 na pokładzie). I na koniec dziwi okrojenie pamięci RAM. W poprzedniku – Z12 – producent montował 6 GB pamięci, w testowanej konfiguracji Z13 zamontowane było „tylko” 4 GB. Jakby tego było mało, są to dwie kości po 2 GB każda, co zwiększa koszt rozbudowy, bo zajęte są wszystkie banki. Przy cenie notebooka i jego wysokim pozycjonowaniu przez producenta taka pseudo oszczędność jest dziwna, by nie rzecz zdumiewająca. Szczególnie biorąc pod uwagę umiarkowane ceny pamięci.
Jak widać testowana konfiguracja Sony VAIO Z13 ma pewne mankamenty, są to jednak mimo wszystko kwestie drugorzędne. Najważniejsze komponenty dobrane są bowiem optymalnie. Połączenie wydajnego procesora, ultra szybkiej pamięci masowej oraz dwóch układów graficznych przekłada się na wysoki komfort pracy i elastyczność. Można się także spodziewać, że nie wpływa negatywnie na czas działania na baterii. Czy tak jest rzeczywiście?
Czas pracy na baterii – deklaracje producenta vs. praktyka
Sony VAIO Z13 standardowo wyposażone jest w 6-komorowy akumulator 58,32 Wh (10,8 V / 5400 mAh). Producent deklaruje, że czas pracy na baterii w trybie oszczędzania energii wynosi 7,5 godziny, a w „trybie grafiki” 3,5 godziny. W dobie netbooków i iPadów umożliwiających pracę przez czas nierzadko przekraczający 10 godzin nie są to wartości powalające, ale też nie można zapominać, że komponenty Zetki są dużo wydajniejsze. Inną sprawą jest na ile deklaracje producenta mają odzwierciedlenie w praktyce – pomijając bowiem wspomnianego iPada realnie czasy pracy na baterii stanowią bowiem zazwyczaj połowę tego co widzimy w specyfikacji.
Nie jestem zwolennikiem bateryjnych benchmarków – najbardziej miarodajne wyniki dają bowiem nie symulacje ale prawdziwa praca „w terenie”. Po 3 tygodniach pracy w różnych warunkach, przy częstym korzystaniu z notebooka na baterii, mogę stwierdzić, że wbrew temu czego się spodziewałem, obietnice producenta nie są bez pokrycia.
Podczas normalnej pracy, bez większych wyrzeczeń (przeglądanie stron internetowych, praca w programach biurowych/graficznych, słuchanie muzyki, sporadyczne operacje na plikach, jasność na poziomie 75–87,5%, włączone WiFi, Bluetooth) na baterii można osiągnąć 4–4,5 godziny. Redukując jasność ekranu do 50% i ograniczając się do pracy offline (np. w edytorze tekstów) możemy faktycznie wydłużyć czas do około 7 godzin. Z kolei podczas oglądania filmów, przy 100% jasności i wyłączonym WiFi, czas ten skróci się do około 3 godzin (2:45 przy odtwarzaniu filmu z płyty DVD, 3:15 przy filmie HD 720p z pliku MKV). Najkrócej na baterii pogramy – ciężko tu podać jakąś średnią ponieważ poszczególne gry w bardzo różnym stopniu obciążają grafikę i procesor. Przykładowo, wspomniany wcześniej Crysis dostarczy zabawy na około 1 godzinę 15 minut (jasność na 100%, wyłączone WiFi, parametry gry: rozdzielczość 1366x768, anty-aliasing wyłączony, ustawienia tekstu/dźwięku itp. na High).
Są to wyniki zdecydowanie ponad średnią w klasie choć oczywiście do wspomnianych netbooków trochę im jeszcze brakuje. Jeżeli ktoś potrzebuje dłuższego czasu pracy na baterii, a zarazem oferowanej przez Z13 wydajności, może zdecydować się na zakup 9-komorowego akumulatora o zwiększonej pojemności (7800 mAh), który pozwoli na wydłużenie czasu pracy o około połowę. Wystarczy na lot z Warszawy do Nowego Jorku, na podróż pociągiem ze Szczecina do Rzeszowa niestety już nie ;)
Warto jeszcze dodać, że miłym zaskoczeniem jest czas ładowania akumulatora – około 2 godzin – dużo krócej niż zapowiada producent. Ciekawostką jest także automatyczne odłączanie zasilania nieużywanego napędu optycznego podczas pracy w trybie oszczędzania energii.
Dużo software'u, mało crapware'u
Komputer dostarczany jest z preinstalowanym systemem Windows 7 Professional w wersji 64-bitowej. Oczywiście Sony dorzuca do niego spory zestaw różnego rodzaju aplikacji – wbrew obawom nie jest to jednak tylko tzw. crapware.Sporym zaskoczeniem jest zainstalowany pakiet biurowy Microsoft Office Starter 2010. Co prawda jest to okrojona wersja zawierająca tylko edytor tekstów Word i arkusz kalkulacyjny Excel (w dodatku w pewnym stopniu ograniczone funkcjonalnie i wyświetlające niewielkie reklamy), niemniej jednak jeżeli sprzęt będzie użytkowany w warunkach domowych – w zupełności wystarczająca. Ciekawostką jest także domyślna przeglądarka – Google Chrome – co akurat biorąc pod uwagę lepsze skalowanie stron nie dziwi. Przeinstalowane są ponadto wersja testowa programu antywirusowego McAffe, aplikacji do tworzenia kopii zapasowych Norton Online Backup, a także przeglądarka Adobe Reader 9, oraz szereg narzędzi firmowanych przez Sony.
Wśród nich znajdziemy m.in. VAIO Control Center – program umożliwiający dostosowanie najważniejszych ustawień komputera, w tym specyficznych dla tego modelu, jak zdefiniowanie funkcji przycisków specjalnych, włączenie/wyłączenie automatycznej regulacji jasności ekranu, czy ustawienie czasu podświetlania klawiatury. Wbrew pozorom bardzo przydatna aplikacja – szczególnie dla mniej zaawansowanych użytkowników, którzy nie muszą zagłębiać się w Panel Sterowania (gdzie zresztą i tak nie znajdziemy specyficznych dla Z13 ustawień). Ponadto fabrycznie zainstalowane jest VAIO Care – centrum diagnostyki komputera i rozwiązywania ewentualnych problemów, VAIO Update – narzędzie do automatycznej aktualizacji sterowników i preinstalowanego oprogramowania, VAIO Smart Network – program ułatwiający zarządzanie połączeniami bezprzewodowymi, a także VAIO Gate – ładnie animowany (choć w systemie Windows 7 według mnie średnio przydatny) pasek ze skrótami do najważniejszych aplikacji, a’la Dock z Mac OS X. O aplikacjach tych pisaliśmy szerzej przy okazji recenzji Sony VAIO F13.
Generalnie oprogramowanie dostarczane wraz z Sony VAIO Z13 wypada lepiej niż można by się tego spodziewać. Nie obciąża w widoczny sposób systemu, a poszczególne składniki łatwo odinstalować. Szkoda tylko, że w przeciwieństwie do poprzedniej serii – Z12 – Sony nie dołącza już programów Adobe Photoshop Elements 8 i Premiere Elements 8. Wraz z Windows 7 Professional i Microsoft Office Starter 2010 byłby to duży atut tego notebooka.
Podsumowanie
Można by rzec, że Zetka jest niczym olśniewająca kobieta – uwodzi od pierwszego spojrzenia ;) Nie sposób przejść obok niej beznamiętnie w zalewie plastikowych, tandetnych urządzeń pod którymi uginają się półki marketów. Pod względem jakości wykonania i wagi, w tej klasie urządzeń konkurencję nawiązać mogą nieliczni – MacBook Air, Toshiba Portégé R700, Dell Vostro V130, a w przyszłości potencjalnie Samsung 9.
Powab Zetki nie ogranicza się jednak tylko do atrakcyjnej powierzchowności. Pociąga także jej bogate wnętrze – procesor Intel Core i5 będący złotym środkiem pomiędzy energooszczędnością i wydajnością, ultra szybki dysk SSD oraz pięknie świecący ekran z rewelacyjną powłoką antyodblaskową. To jednak nie wszystko – podczas gdy konkurenci w tej klasie idą na daleko idące kompromisy, w niewielkiej obudowie Zetki znaleźć można także napęd optyczny, dwa układy graficzne z dającym pełną kontrolę sprzętowym systemem przełączania, sporą baterię, a także szereg pomniejszych, ale często przydatnych komponentów takich jak modem 3G, układ TPM czy czytnik linii papilarnych.
Poznając Zetkę bliżej okazuje się, że – tak jak każda kobieta ;) – ma też swoje słabostki. Za wysoka rozdzielczość matrycy, brak obsługi komendy TRIM oraz portów USB 3.0 czy choćby eSATA. Dla wielu największą wadą będzie jednak wygórowana cena – sugerowane przez producenta 8.999 zł (w praktyce VPCZ13M9E/B można nabyć za około 10% mniej) to kwota wystarczająca na zakup wysokiej klasy laptopa i porządnego netbooka. Racjonalna kalkulacja nie jest więc sprzymierzeńcem Z13. Marną pociechą będzie fakt, że to i tak nie najdroższy model z serii Z – w ofercie Sony jest bowiem jeszcze topowy VPCZ13Z9E/X z Core i7 na pokładzie, w cenie SRP 13.999 zł. Zwykle jednak tak już jest, że za luksus obcowania z czymś wyjątkowym trzeba słono zapłacić i Zetka jest tego najlepszym przykładem...
- Brak
- Brak