SteelSeries Kana Dota 2 Edition — mysz niewarta uwagi

Nie mam wielkiego zaufania do gier, które trafiają na rynek przy okazji premiery znanego filmu. Zazwyczaj ich twórcy mają tak ograniczony budżet, że w sklepach pojawia się potworek, którego trudno komukolwiek polecić. Jednak ze sprzętem sygnowanym logo gry nie miałem jeszcze do czynienia i dlatego do SteelSeries Kana Dota 2 Edition starałem się podejść z neutralnym nastawieniem. Skoro od czasu do czasu gram w Dotę, czemu miałbym nie wypróbować stworzonej do niej myszki?

Marcin Paterek

05.11.2012 | aktual.: 06.11.2012 12:05

Obraz

Już samą konstrukcją gryzoń kojarzy się z produkcją studia Valve. Kana pomalowana jest na charakterystyczny, popielaty kolor, a na jej grzbiecie producent dodatkowo umieścił niewielkie logo gry. Symetryczna obudowa składa się w większości z matowego tworzywa, które nie ślizga się w dłoni i nie zbiera odcisków palców. Poza tym konstrukcja jest bardzo lekka (zaledwie 72 gramy!) i ma niski profil, dzięki czemu dłoń niemal w ogóle się nie męczy. Myszka wyposażona jest w sześć przycisków, co niczym nie wykracza poza gamingowy standard, a tym samym nie daje przewagi podczas gry w Dotę. Co więcej, budzą one sporo zastrzeżeń. Oba boczne guziki wykonane są z innego, błyszczącego materiału, który na tle innych elementów wygląda nieco tandetnie. Mało tego, mają one irytującą skłonność do przypadkowego działania — o ile pozostałe przyciski wymagają od nas odrobiny siły, o tyle boczne pracują nawet przy delikatnym wciśnięciu. Nie podoba mi się też pozycja guzika służącego do zmiany rozdzielczości w locie. Na mój gust znajduje się za wysoko i używanie go jest niewygodne. Ostatnią rzeczą, która zwraca uwagę, jest średnie spasowanie elementów myszki — w testowanym egzemplarzu pod kciukiem miałem ostrą krawędź, co nie było zbyt przyjemne w dotyku.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Niestety, dalsze testy nie napawają optymizmem. Chociaż myszka oferuje maksymalną rozdzielczość na poziome 3200 DPI, trzeba zaznaczyć, że jest ona interpolowana. Oznacza to, że urządzenie podczas pracy nie rejestruje dokładnie wykonanego ruchu, lecz tworzy dodatkowe piksele. Mało tego, w testach przeprowadzonych w VMouseBench okazało się, że nawet 1600 DPI jest interpolowane. Jeśli więc zależy nam na precyzji, jedyna sensowna rozdzielczość to 800 DPI. Oprócz tego zjawiska, optyczny sensor ma jeszcze drugą przypadłość — zupełnie nie radzi sobie z błyszczącą powierzchnią. I nie chodzi mi tu tylko o szklane podkładki, ale nawet lakierowany papier.

Zalecane przez producenta sterowniki trudno nazwać przesadnie rozbudowanymi. Dla produktów w tej klasie cenowej możliwość zmiany funkcji wszystkich przycisków to standard, podobnie jak proste makra pozwalające na tworzenie skrótów do konkretnych czynności w grze. Trudno zachwycać się nad kartą konfiguracji sensora, gdy okazuje się, że może on działać tylko w czterech odgórnie zdefiniowanych trybach — 400, 800, 1600 i 3200 DPI. (Jak wcześniej wspomniałem, dwa najwyższe lepiej omijać szerokim łukiem). W tym przypadku niewielkim pocieszeniem jest możliwość zdecydowania o częstotliwości próbkowania, sile podświetlenia kółka myszy czy rejestrowania ilości wciśnięć wszystkich guzików.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Do pudełka z myszką producent dołożył trzy gratisy: podkładkę z logo Dota 2, klucz do samej gry i kod odblokowujący wewnątrz niej ekskluzywny przedmiot. W tym zestawieniu najlepiej wypada podkładka — to po prostu stary, dobry SteelSeries QCK Mini, przez wielu uznawany za jednego z najlepszych na rynku. Z kolei klucz do Doty przyda się, jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji w nią pograć, choć Valve z okazji Halloween wysłało bardzo dużo darmowych zaproszeń i atrakcyjność tego gratisu nieco spadła. Ostatni z dodatków — przedmiot Kantusa the Script Sword — pozwala bohaterowi Juggernaut na walczenie za pomocą unikatowego miecza.

Ostatecznie moje obawy się potwierdziły, a SteelSeries Kana Dota 2 Edition niczym nie różni się od niskobudżetowych gier, które towarzyszą wielkim kinowym premierom. Za kwotę 65€ otrzymujemy produkt, który nie dotrzymuje kroku podobnie wycenionej konkurencji. Niestety, wizerunku myszki nie poprawiają dołączone do zestawu gratisy. Wystarczy tylko zerknąć na cenę zwyczajnej wersji urządzenia, która kosztuje około 160 zł, by przekonać się, że trzeba za nie słono zapłacić. Z czystym sumieniem odradzam zakup myszki — nawet jeśli jesteście wielkimi fanami Doty, pieniądze lepiej wydać na jakiś bardziej zaawansowany model.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)