Wstępniak na nowy tydzień: co zrobisz z wirtualną rzeczywistością – i co ona będzie robić z tobą?
Wirtualna rzeczywistość? Gdybym miał złotówkę za każdewystąpienie tej frazy w ostatnich latach w mediach branżowych igłównego nurtu, byłbym zamożnym człowiekiem. A w tych ostatnichmiesiącach mówi się o VR jeszcze więcej, tak jakby rok 2016 miałprzynieść przełom, przynieść tę technikę pod strzechy. I tymrazem wygląda na to, że będzie to więcej, niż tylko marketingowegadanie. Sprzęt już dojrzał, zarówno generujące obraz procesory,jak i google VR. Miałem już wielokrotnie okazje popatrzenia nawirtualny świat z Oculusem na nosie, ale nijak się to nie miało dozanurzenia się pierwszy raz w wirtualnej przestrzeni oglądanejprzez HTC Vive. Dla tonącej na rynku smartfonów tajwańskiej firmykołem ratunkowym mogą być właśnie te gogle, które gdyby nienegatywne konotacje z tym słowem związane, można byłoby śmiałonazwać oknem na halucynacyjną rzeczywistość.
30.11.2015 12:41
Z najnowszym Oculusem w najlepszym razie jesteś pozbawionym rąkkorpusem – stąd też o ile świetnie sprawdza się w sytuacjach, wktórych prawie nieruchomy siedzisz w kabinie kosmicznego myśliwca,kontrolując go niewielkimi ruchami dłoni i palców, to już wprzestrzeniach bardziej dynamicznych złudzenie obecnościznika. Vive, choć wciąż wyglądało na prototyp (przynajmniej wformie, jaką producent przywiózł na tegoroczne Intel DeveloperForum), dobrze sobie radziło z całą aktywnością ruchową ciała.Wykorzystanie zawieszonych na ścianach, ustawionych względem siebiepod kątem prostym sensorów było bardzo dobrym pomysłem, aleiskierką geniuszu są kontrolery dla dłoni, dzięki którympowiązanie ręka-oko może zaistnieć też w wirtualnym świecie.Widząc je w rzeczywistym świecie, zakładasz gogle na głowę – idalej widzisz je dalej, tylko w innej przestrzeni, w której zasprawą tego drobnego detalu jesteś obecny. Dematechnologiczne HTC (szczególnie ta symulacja zwykłej kuchni, wktórej możemy nawet ugotować wirtualną zupę) były lepsze niżcokolwiek Oculus pokazał. To już była fantomatyka, o którejStanisław Lem wspominał w swojej Summa Techologiae.
HTC Vive - Developing the Future
Ta właśnie sztuczka zrobiła znacznie więcej dla iluzjiobecności, niż opowieści o częstotliwości odświeżania irozdzielczościach, którymi raczą nas AMD i NVIDIA. Nie mówię, żesą one nieważne, wręcz przeciwnie. Wyświetlacze bardzo wysokiejrozdzielczości, przestrzenny dźwięk – to bardzo ważny elementumocnienia iluzji, one same jednak nie potrafiły jej przynieść. Aprzecież to właśnie w roku 2016 dostaniemy wreszcie dość wydajneGPU, które udźwignęłyby realistyczne gotowanie zupy. Wreszciepożegnamy proces 28 nm, w którym producenci procesorów graficznychutkwili na wiele lat. Zarówno czerwoni jak i zieloni pokażą GPUzrobione w 16-nanometrowej litografii, o pewnie nawet półtorakrotniewiększej liczbie tranzystorów niż dzisiaj. Co tam zresztą kartygraficzne, Qualcomm obiecuje, że i mobilne czipy, takie jakSnapdragon820, będą w stanie obsłużyć wirtualną rzeczywistość.
Pozostaje pytanie, co z tym wszystkim zrobimy – i co to wszystkozrobi z nami. Choć o wirtualnej rzeczywistości pisać zaczęto nadobre w latach osiemdziesiątych zeszłego stulecia, to pierwszym,który ten temat poruszył, był chyba znany autor Złotego Wiekufantastyki naukowej, Stanley Weinbaum. Jego opowiadanie Pygmalion'sSpectacles z 1935 roku (możecie je przeczytać na stronach ProjektuGutenberg) zaczyna się od zasadniczego pytania: Czym jestrzeczywistość?, by zaoferowaćczytelnikowi odpowiedź godną biskupa Berkeleya, dla którego realnejest jedynie doświadczenie zmysłowe.
Jeśli przyjmiemy taką odpowiedźza dobrą monetę, w świecie powszechnego VR będziemy moglispodziewać się czynów, jakich do tej pory jeszcze nie było. Nadobre i na złe – powstaną symulacje, kształtujące ludzkiezachowania, wpływające na metody nauki i komunikacji. Z czasem, jaktwierdzą niektórzy autorzy, przez VR mamy znaleźć sposób naosiągnięcie pełni szczęścia, a wówczas coraz więcej i więcejczasu spędzając w wirtualnych światach, staniemy się homovirtualis, nowym gatunkiemmałpy, w pełni przystosowanym do cyfrowej dżungli. To jedna zodpowiedzi na paradoks Drake'a, dlaczego nie widzimy obcych, aninawet śladów ich działalności? Otóż wszystkie zaawansowanetechnicznie cywilizacje miałyby szybciej budować systemy wirtualnejrzeczywistości, niż poradzić sobie z podróżami kosmicznymi. Agdy masz już swój cyfrowy raj, po co latać w zimny i pusty kosmos?
PlayStation VR showcase at #PlayStationPGW
Sceptycznie, czy też nawetfobicznie nastawieni do widocznych już na horyzoncie zmian w świecieczłowieka przypominają, że komputery, smartfony, sieć, mediaspołecznościowe, są tylko narzędziami o ograniczonymzastosowaniu, które nie powinny nam przesłaniać codzienności izastępować relacji towarzyskich. Może do tej pory tak było, aleczy fantomatyka, VR też będzie tylko narzędziem o ograniczonymzastosowaniu? W erze szykującego się dla większości ludzimasowego bezrobocia, związanego z automatyzacjąwiększości zawodów, pytanie – co zrobić ze zbędnymi na rynkupracy znajduje dwie, wzajemnie uzupełniające się odpowiedzi.
Pierwsza dotyczy kwestiiekonomicznej, gdzie pokój społeczny zapewnić by miał gwarantowanydochód podstawowy, de facto wypłacana wszystkim obywatelom przezpaństwo renta, mająca wystarczyć na pokrycie kosztów utrzymania.Druga dotyczy problemu wolnego czasu – i właśnie tu wirtualnarzeczywistość, jako ostatnie medium, mogłaby być akceptowanymspołecznie rozwiązaniem. Jeśli już dziś niektórzy ludziepotrafią poświecić swój cały wolny czas na granie na ekranie, tofantomatyczne światy, z ich nieodpartym złudzeniem obecności wlepszych miejscach, będą potrafiły zagarnąć znacznie więcej.
Entuzjaści wirtualnejrzeczywistości (czyli taka grupa, co to przedstawia społeczneutopie podczas mających inspirować przemówień na konferencjachTED) mówią oczywiście o renesansie VR w cieplejszych barwach.Wirtualna rzeczywistość miałaby ulepszyć nasz świat, rozwijającnaszą empatię (np. przez ukazanie symulowanych okropnościwojny), kształtując właściwepostawy względem środowiska naturalnego, ucząc rozwiązywaniaproblemów, także w społecznościach online, i co najważniejszechyba dla nich, wyrównując szanse,tak by także ubodzy mogli niskim kosztem uzyskać dostęp do tychsamych możliwości edukacyjnych, co klasy uprzywilejowane.
I nie są te cele wyssane zpalca. Reakcje ludzi na pierwszą demonstrację Paranormal ActivityVR przeprowadzoną właśnie na HTC Vive pokazują, z jaką siłąwirtualna rzeczywistość oddziałuje na ludzki umysł. Manipulującpercepcją można było osiągnąć wiele nawet przy pomocy bardzoprostych technicznie środków – kiedyś już wspominałemo celach psychotechnicznych tortur, używanych przez hiszpańskichanarchistów podczas wojny domowej w tym kraju. Jednak to co mówiąentuzjaści nie stoi wcale w opozycji do tego, przed czymprzestrzegają obawiający się VR, to raczej dwie strony tej samejmonety. W końcu kto powiedział, że homo virtualis nie będzieistotą dobrze wykształconą, pełną empatii, komunikatywną ikreatywną? W końcu może się okazać, że to właśnie radykalnawirtualizacja jest rozwiązaniem problemów świata realnego, którespołeczni utopiści chcieliby rozwiązać.
Mówi się, że premiera HTC Vivejuż w przyszłym tygodniu, podobno cena urządzenia wynieść maokoło 600 euro (dodajmy do tego cenę mocnej karty graficznej). Naniższej półce cenowej już w pierwszym kwartale przyszłego rokuznaleźć mamy wirtualną rzeczywistość Sony – choć ceny nieujawniono, to Japończycy zapewniają, że będzie przystępna dlaposiadaczy PlayStation 4. Empirycznie więc przekonamy się jużniebawem, co z tym ostatnim medium możemy zrobić – i co ono zrobiz nami.
A póki co zapraszam na kolejnytydzień z naszym portalem.