Xbox One — duży może więcej
Niemal rok czekaliśmy na oficjalną premierę Xboksa One w naszym kraju. Wiele mówiło się o tym, że Microsoft pracuje nad pełną lokalizacją systemu, włącznie z głosową jego obsługą po polsku z użyciem Kinecta i dlatego tyle to zajmowało, ale po odłączeniu sensora z paczki w celu obniżenia ceny zestawu, firma szybko nabrała wody w usta. W rezultacie tak naprawdę nie wiadomo na co spożytkowano te ostatnie kilka miesięcy, poza naturalnie poradzeniem sobie z problemami logistycznymi. Konsola oferuje język polski w menu, ale na tym wsparcie dla nas się w zasadzie kończy. O usługach takich jak Xbox Music czy Xbox Video możemy na razie zapomnieć, a przestawienie regionu sprzętu na chwilę na powiedzmy Anglię pokazuje, jak bardzo okrojono liczbę dostępnych aplikacji. Konsola jest jednak przede wszystkim do grania, a tutaj radzi sobie świetnie.
Szkoda Kinecta 2.0, ale przy prawie zupełnym braku tytułów dla tej technologii, raczej nikt nie będzie za nim tęsknił. Standardową opcją dla świeżych nabywców staje się więc sporych rozmiarów zielone pudełko z Xboksem One, zasilaczem, padem, podpinaną do niego słuchawką do komunikacji głosowej, a także kablem HDMI w środku. Wszystko ładnie zapakowane, z instrukcją i nawet może darmową grą, jeżeli ktoś upolował bardziej atrakcyjną paczkę. Warto od razu przypomnieć, że do zabawy przez Internet, a więc po Xbox Live, wymagane jest wykupienie abonamentu Gold, tak jak to było w przypadku Xboksa 360. Subskrypcja jest niemniej jedna, więc jeżeli ktoś regularnie ją dotąd opłacał, po prostu przypisze ją też do nowego sprzętu, przy okazji zyskując co miesiąc darmowe gry w ramach programu Games with Gold także na Xboksie One. Różnica jest taka, że te po ściągnięciu dezaktywują się, kiedy skończy się graczowi Gold.
Xbox One pięknością nie grzeszy, ale wbrew pozorom nie jest taki wcale dużo większy od PlayStation 4, choć z początku wrażenie robi przerażające, nakazując zastanawiać się, jak urządzenie się zmieści obok innych sprzętów multimedialnych pod telewizorem. PS4 jest niemal tak długie, jak konsola Microsoftu szeroka - w tym cała optyczna sztuczka, upiększona skosami. Układając odpowiednio sprzęty na sobie doskonale widać, że wcale gigantycznej (taki żarcik słowny) tragedii nie ma. Mamy za to dużo większy komfort obcowania z urządzeniem w nocy, bowiem zawsze, nawet pod obciążeniem, działa ono niezwykle cicho, czego nie można powiedzieć o rozwiązaniu konkurencji. Niestety, równocześnie zasilacz dalej jest zewnętrzny i olbrzymi, prosząc się bardzo o schowanie go z widoku. Tak, ogólnie Xbox One przypomina starodawny magnetowid, śmiem jednak zauważyć, że stare odtwarzacze robione były z lepszej jakości plastiku. Również tutaj zdecydowano się połączyć powierzchnie matowe z błyszczącymi i to na tych drugich, w dodatku wcale nie pod jakimś specjalnym kątem, widać, że są dziwne nierówności. Zwłaszcza rzuca się to w oczy na froncie, tam gdzie jest podświetlony dotykowy włącznik. Rzecz jasna sprzęt bardzo się palcuje, rysuje, a do tego martwi też przycisk od wysuwania płyty z napędu szczelinowego. Przy jego wciśnięciu ugina się brzydko cały przód konsoli. Nie było ponadto dobrym pomysłem umieszczenie portu USB z boku (dwa są jeszcze z tyłu). Przy ustawieniu Xboksa w rządku z innymi konsolami domowymi, zwyczajnie się go blokuje. Producent nie zaleca tym razem stawiania sprzętu w pionie.
Do uruchomienia konsoli wymagane jest połączenie z Internetem. To po części echo wczesnej polityki Microsoftu, który chciał iść w cyfrową dystrybucję oraz okresową weryfikację zawartości, ale gracze podnieśli rwetes. System musi dociągnąć aktualizację, bez której jest zwyczajnie bezużyteczny. Co uważam za przeoczenie, nigdzie na wstępie nie jest podawany adres MAC urządzenia, podczas gdy blokowanie dostępu do sieci po nim to codzienność w wielu domach. Na szczęście pojawia się on na końcu procesu rozwiązywania problemów po nieudanym połączeniu. Po drodze pozostaje zdecydować się na szybki czy wolny start, co przekłada się głównie na pobór prądu, jeżeli Xbox One ma pozostawać w trybie podtrzymania i przykładowo dociągać sobie aktualizacje w tle, a przy tym szybciej się też budzić. Wolniejsza opcja to kilkadziesiąt sekund czekania na uruchomienie, ale nie jest to większa uciążliwość. Z początku więcej irytowania się jest z prób opanowania nowego kafelkowego interfejsu.
Xbox 360 przez lata przyzwyczaił graczy do pewnych schematów działań z użyciem pada, które tutaj w sumie wyrzucono do kosza. Przycisk główny na kontrolerze, stale bez sensu podświetlany zbyt jasno na biało, nie wywołuje podręcznego menu, tylko minimalizuje uruchomioną grę czy aplikację, dając dostęp do opcji w menu głównym. Po niedawnej aktualizacji, jego dwukrotne wciśnięcie pozwala wreszcie wygodnie zarządzać przypinanymi na pasku z boku funkcjami. Może to być lista osiągnięć, graczy w grupie albo taki Skype. Opcja nazywa się Snap i wcześniej widać było, że projektowano ją wybitnie pod obsługę głosem, tak samo zresztą jak cały system. Teraz pewne rzeczy są stale prostowane, a patrząc na mniejszy chaos w interfejsie to nawet cieszę się, że One trafił do Polski później. Geniusz, który najpierw wyrzucił ekran z poczynaniami kolegów, proponując w to miejsce uruchamianą wolno aplikację, na szczęście się zrehabilitował, dorzucając na dokładkę ranking przyjaciół, sumujący punkty zdobyte za osiągnięcia, co rozpaliło u mnie chęć rywalizacji. Dobrze, bo same osiągnięcia też schowano, po krótkiej informacji o ich uzyskaniu pakując każde, jedno po drugim, na ikonkę powiadomień w lewy górny róg ekranu, gdzie gromadzą się ich dziesiątki po każdej dłuższej partii przy konsoli. Chociaż nie lubię pomniejszania ekranu przy dopinaniu z prawej paska aplikacji, a minimalizowanie gier wydawało się wstępnie przedziwnie zrealizowanym pomysłem, wielozadaniowość docenia się w momencie, gdy któraś gra się zawiesza. Można ją po prostu zamknąć, bez robienia restartu konsoli. Znaleźć pewne opcje jest jednak ciężko.
Systemowi daleko do bycia intuicyjnym, zwłaszcza w porównaniu ze znowu zbyt wielce uproszczonym menu PlayStation 4. Pamiętam, że szukając kilku funkcji, szybciej zapominałem, o co mi chodziło, zanim przebiłem się przez ustawienia, wrzucone też jako skrót pod przycisk menu (dawny Start, Back też zastąpiono nowym). Przez przypadek trochę za to odkryłem wbudowany tester szybkości Internetu, a także zestawienie ilości pobranych danych, co niezwykle przydatne. Zastanawiając się niemniej, co przeciętnemu Kowalskiemu potrzebne jest w opcjach do szczęścia, doszedłem do wniosku, że niewiele, a tym samym nie będzie on spędzał za dużo czasu na przekopywaniu się przez system. Włoży płytkę do napędu i poczeka, aż będzie mógł się pobawić. Wszystkie tytuły się instalują na dysku twardym, błyskawicznie zjadając kawałek z 360 GB wolnego miejsca dostępnego dla użytkownika. Ponownie echem odbija się porzucenie przez Microsoft cyfrowych snów, bo niejednokrotnie gry w trakcie instalacji dociągają i instalują coś z Live, zmuszając do czekania. Nawet jeżeli w trakcie procesu pojawi się wzmianka, że jednak można już grę zacząć, zapewne po wejściu do menu ujrzycie tylko ładniejszy pasek postępu instalacji. W przypadku cyfrowych wersji projektów sprawy mogą się przy tym dość mocno skomplikować. Niekiedy przerwanie pobierania albo zatrzymanie go na chwilę z jakiegoś względu, oznacza wznowienie go od dużo wcześniejszego momentu. Zejście z 60 procent ukończenia do 30 mocno irytuje, bo oznacza tylko stratę czasu (wielu godzin na wolniejszych łączach) i pieniędzy (z uwagi na pobrany prąd chociażby).
Wiele się mówi o gorszej rozdzielczości w grach na Xboksie One, ale ta kwestia nie ma większego znaczenia przy siedzeniu w zdrowej odległości od telewizora, chyba że ktoś postawi obie nowoczesne konsole obok siebie i uruchomi na nich te same pozycje. Microsoft już na starcie zaklepał sobie wszystkie najważniejsze pola, jeżeli o gatunki chodzi, a teraz te niemal roczne tytuły we wznowieniach z dodatkami kosztują przystępne pieniądze w Polsce. Fani wyścigów mają niesamowitą Forzę Motorsport 5, wspieraną przez wypuszczoną niedawno Forzę Horizon 2. Pomimo wydania Dead Rising 3 również na PC, to nadal jedna z najfajniejszych propozycji tutaj. Ryse nie ma co komputerowcom żałować, bo to wyłącznie ładna gra. Z bijatyk dostajemy niedostępny nigdzie indziej Killer Instinct. Odprężyć pozwoli się nieźle przebojowa strzelanka Sunset Overdrive, a przerażająco opłacalna inwestycja, jaką jest kompilacja wszystkich gier z Master Chiefem, na bank skłoni wielu do nabycia konsoli, chociażby w celu ujrzenia fantastycznie odrestaurowanego Halo 2 — ze zrobionymi od nowa fenomenalnymi scenkami przerywnikowymi na czele. A do tego dochodzą wszystkie mapy z porcji multiplayer Halo 1-4 i masa innych atrakcji w ramach multimedialnego środowiska Halo Channel. Brakuje większej liczby gier na wyłączność, które można by zademonstrować z uśmiechem komputerowym wyznawcom 4K, ale to jest ogólnie problem nowych konsol.
Wiadomo, że przeszło 100 milionów dolarów poszło na zaprojektowanie pada. Przyzwyczajenie się do niego wymaga trochę czasu, ale obecnie nie wyobrażam sobie wygodniejszego manipulatora. Spusty chodzą przepięknie, a stukające przyciski skrajne, których położenie nieco zmieniono, wciska się sprawnie palcami wskazującymi po drodze do spustów. Gałki są ciut wyższe i nierówne na górze, przez co lepiej się nimi operuje, choć od twardych grzybków na nich potrafią z początku rozboleć kciuki. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu też przypadnie do gustu, iż działają z mniejszym oporem, ale to będzie naturalnie po części zależało od ustawień czułości w grach. Krzyżak prezentuje się fajnie, jednak według mnie do bijatyk średnio się niestety nadaje. Bardziej sprawdza się po prostu jako przełącznik, przykładowo wyboru broni w strzelankach. O irytującym, stale podświetlonym na biało przycisku na środku już wspominałem, a zbyt szumnie promowało się także rozbudowany system wibracji w kontrolerze. Na kilka tytułów, które miałem okazję na Xboksie One sprawdzić, rozdzielanie wstrząsów na poszczególne partie pada było odczuwalne sporadycznie. W stosunku do zapowiedzi, fakty są rozczarowujące. Manipulator na dwóch zwykłych paluszkach działa dużo dłużej, niż DualShock 4, a obecność portu mikro USB umożliwia grę z np. podpiętą ładowarką telefoniczną. Zawsze to jakiś plan awaryjny. Od spodu wpina się dołączoną do zestawu słuchawkę. Nie budzi zbytnio szacunku jakością wykonania, ale trzyma się nieźle.
Przez Xboksa One da się przepuścić sygnał TV, podpinając pod konsolę dekoder (lub też dostępny osobno, ale nie w Polsce, specjalny tuner). Kabel HDMI z niego idzie do One, a z konsoli drugi do telewizora, dzięki czemu pomiędzy partyjkami w gry można oglądać ulubione seriale. Nie funkcjonuje to rzecz jasna w naszym kraju za dobrze. W zasadzie można powiedzieć, że sygnał jest i tyle, chyba że ktoś musi koniecznie mieć przypięty z boku podgląd meczu, kiedy w pomniejszonym wtedy oknie głównym w coś sobie gra. OneGuide, podręczny przewodnik po dostępnych i ulubionych programach, z naziemną cyfrówką nie współpracuje, do tego aby korzystać z tunera konsola musi być włączona. Nie działa jak przelotka, innymi więc słowy chcąc tylko sprawdzić pogodę w TV albo uruchomimy Xboksa, albo trzeba przełożyć kable, by równocześnie prądu nie zjadały niepotrzebnie dwa urządzenia. One może się obecnie pochwalić wsparciem dla standardu DLNA, czyli przesyłania multimediów po sieci, co bardzo przydatne, jak również opcją odtwarzania filmów, w tym plików MKV. Nie oferuje jednak łapania zrzutów ekranu z gier, idąc głównie w strumieniowanie rozgrywki na łamach Twitch.tv.
Ewentualnie można osobno nagrywać fragmenty z gier o długości od 30 sekund do 5 minut (720p, 30fps), by w całkiem zaawansowanym, jak na potrzeby przeciętnego konsolowca, edytorze Upload Studio, zmontować sobie filmik z atrakcyjnymi przejściami między scenami i potem udostępnić znajomym. Światu też można, wrzucając materiał na dysk OneDrive, skąd zrobi się z nim na PC co się tylko będzie chciało. Bez Kinecta, który i tak obsługiwany jest po angielsku, a także wobec braku dedykowanego przycisku typu Share, znanego z PlayStation 4, uruchomienie nagrywania jest niemniej utrudnione. Z ciekawszych opcji warto wspomnieć jeszcze o technologii SmartGlass, a więc współpracy konsoli z urządzeniami przenośnymi z zainstalowaną odpowiednią aplikacją. To nie tylko podręczne mapy w np. wyścigach, ale czasami nowe opcje w grach, które tylko tak można odblokować. Poza tym pod palcem zyskuje się skróty do najbardziej przydatnych opcji oraz funkcjonalności Xboksa One. Cieszy do tego fakt, że wyłączona konsola, ustawiona wcześniej na tryb podtrzymywania, a nie oszczędności, pozwala kontynuować grę tam, gdzie ją skończyliśmy. Nie należy przy tym zapominać o wielozadaniowości, czyli opcji zatrzymania na chwilę gry, aby uruchomić równocześnie którąś z aplikacji (np. IE), niekoniecznie wczepiając ją. Potem wznawiamy zabawę.
Pod względem czysto technicznym, Xbox One oraz opisywana przeze mnie wcale nie tak dawno PS4 są urządzeniami bardzo podobnymi, a chociaż twórcy gier niejednokrotnie żalili się na słabszą moc propozycji Microsoftu, wyrzucenie z zestawów Kinecta pozwoliło na uwolnienie jej pokładów zarezerwowanych dotąd dla sensora. Pomimo rozdmuchiwanych różnic w grafice w grach pomiędzy obiema platformami, które i tak ustępują pola nowoczesnym zestawom PC, nie są one aż tak drastyczne, jak nieraz się je dla medialnego szumu przedstawia. Xbox One ma bibliotekę porządnych tytułów niedostępnych nigdzie indziej, a do tego markę Halo rzecz jasna, co w większości przypadków wystarczy za rekomendację, jeśli kogoś mało obchodzi rozmiar urządzenia, bo ceni jego kulturę pracy. Przesiadka z Xboksa 360 na nowszy sprzęt Microsoftu to także naturalna kolej rzeczy, gdyż zachowuje się kontakty z dotychczasowymi znajomymi plus ten sam abonament Gold, który może być teraz współdzielony z wszystkimi kontami użytkowników obecnymi na konsoli. Zbyt ambitnie Redmond chciało się wybić przed szereg, z promowaniem cyfrowych treści, głosową obsługą oraz pójściem w integrację z TV, co przy wycofaniu się z pewnych tematów plus braku ich wsparcia w każdym rejonie świata, popsuło być może całkiem kiedyś spójną wizję. Duży może więcej, w porównaniu do konkurencji, tylko czy jednak po całym dniu pracy, kiedy zasiadamy z padem w fotelu, nie oczekujemy prostoty i szybszego dostępu do rozrywki? Na to pytanie trzeba sobie jasno odpowiedzieć rozglądając się obecnie za konsolą...