Alone in the Dark: Koszmar Powraca

Redakcja

23.02.2007 13:44, aktual.: 01.08.2013 01:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Trudno nie wpaść w schematy recenzenckie przy opisywaniu tej gry, ale seria Alone in the Dark jest niewątpliwie jedną z najbardziej zasłużonych dla rozwoju wszystkich gier komputerowych. Mroczny scenariusz do pewnego stopnia oparty na prozie H. P. Lovecrafta w połączeniu z klimatyczną grafiką sprawił, że na punkcie „Samotności w ciemności” (brzmi śmiesznie, prawda?) oszalało tysiące graczy z całego świata. Wiele lat później ktoś postanawia odświeżyć ten temat. Tą firmą jest Atari. Zobaczmy, co z tego wyszło.

Większość graczy z pewnością nie pamięta, o co tu w ogóle chodzi. Alone in the Dark to klasyczny survival horror, z wszystkimi plusami i minusami tego typu produkcji. Cała historia obraca się wokół Wyspy Cieni (już się boicie?), tajemniczego skrawka lądu gdzieś u wybrzeży amerykańskiego stanu Maine. Na tą sympatyczną wysepkę wybiera się legendarny detektyw od spraw paranormalnych, Edward Carnby. Wybrał on sobie taki, a nie inny cel podróży w związku z wyłowieniem ciała jego przyjaciela gdzieś w mrocznych wodach Shadow Island. Okazuje się, że kolega ten zajmował się trzema tajemniczymi tablicami i zapewne to było przyczyną jego śmierci. Edward przejmuje sprawę zmarłego w tajemniczych okolicznościach kumpla i w towarzystwie pięknej (a jakże) pani antropolog (a jakże) Alice Cedrac wsiada w samolot. Ten rozbija się gdzieś na wyspie, a nasi bohaterowie, ratując się skokiem na spadochronie, zostają rozdzieleni. Podczas śledztwa poznamy kilka interesujących postaci, jak choćby starego szamana, który niby stara nam się pomoc, ale nie mówi nam na tyle dużo, byśmy wiedzieli o co tu w ogóle chodzi. Historia rodziny, która zamieszkała na Wyspie Cieni, potrafi wciągnąć i chyba tylko to zatrzyma gracza przy Alone in the Dark: A New Nightmare odrobinę dłużej.

Na samym początku oferuje się nam rozegranie scenariusza albo Carnbym, bądź też piękną pani doktor. Od tego wyboru będzie zależała nie tylko droga, którą dojdziemy do przerażającej prawdy o wyspie, ale również sam styl gry. Carnby, mimo całego mrocznego gadania o detektywowaniu, nie będzie w zasadzie zajmował się niczym innym, niż odnajdywaniem kluczy i strzelaniem do potworów. Tu właśnie zaczynają się schody, prowadzące nie tyle do ciemności, ile raczej do mierności. Granie Carbnym przypomina bardzo kiepski survival horror, w którym świetny klimat i suspens szybko zmienia się w zwykłą rzeź. Rozegranie linii fabularnej Cedrac okaże się już odrobinkę bardziej wymagającą sprawą, gdyż tutaj będziemy musieli częściej użyć głowy. Mam tu na myśli zagadki typowe dla poziomu rozwoju gier z lat 90 dwudziestego wieku (prawda, że fajnie to brzmi?). Wszystkie puzzle są nawet interesujące, choć zdarza się pare klasycznych „zatrzymywaczy”. Bohaterowie spotkają się podczas całej gry jedynie kilka razy, będą rozmawiali ze sobą tylko czasem poprzez walkie-talkie.

Obraz

Niech nie zmyli Was data wydania gry. Rok 2001 niewiele zmienił w prawie wszystkich założeniach gry. Przez cały czas oglądamy wydarzenia z perspektywy nieruchomej kamery, znajdującej się najczęściej gdzieś w górnym rogu pokoju. Tutaj przypomina się od razu horror starych gier, które jednak miały w sobie na tyle wiele, byśmy nie postawili ich na półce na zawsze. Alone in the Dark: Koszmar Powraca zbyt często przypomina wspomnienie sprzed dziesięciu lat. Kłopoty zaczynają się już w momencie, gdy napotkamy pierwszego przeciwnika. Pół biedy, jeśli wszystko rozgrywa się na środku sceny, wtedy może zdążymy strzelić do szarżującego potwora. Jeśli jednak taki zmutowany, krwiożerczy misio atakuje nas zza planu, może okazać się to atak śmiercionośny. Wtedy musimy grę wczytać, a przy okazji odkryjemy bardzo sprytny pomysł, na jaki wpadli programiści.

[break/]W zasadzie nie wiadomo, dlaczego twórcy zastosowali to dziwne rozwiązanie. Po załadowaniu gry okazuje się, że wszystkie pomieszczenia, które odwiedziliśmy, znów zapełniły się potworkami, w tych samych miejscach. Nie jest to aż takie złe, jeśli zginęliśmy gdzieś niedaleko, ale gdy okaże się, że zapomnieliśmy jakiegoś malutkiego przedmiotu ważnego dla fabuły... Cóż, czeka nas przejście wszystkiego jeszcze raz, znów te same potwory i identycznie wyglądające walki. Mało tego – taka sytuacja nie musi mieć miejsca wyłącznie po załadowaniu stanu zapisanej gry. Często, bowiem przeciwnicy spawnują się po... wyjściu z pokoju. Dzięki takiemu rewolucyjnemu podejściu do rozgrywki zmarnujemy pełno amunicji przeciwko złośliwej, tajemniczej sile, która uparła się wskrzeszać zabitych podwładnych.

Obraz

Jedną z niewielu rzeczy, która tą grę ratuje, jest bardzo klimatyczna grafika. Nie uświadczymy tutaj oczywiście niesamowitych efektów - nawet jak na rok 2001 wszystko prezentuje się dość prosto. Postaci zostały wykonane w trójwymiarze, wyglądają dobrze i nawet nienajgorzej się ruszają. Tła są już jednak płaskie, co dla każdego gracza może być niemałym szokiem w dobie pełnego 3D. Przedmioty, które stanowią tu jeden z najważniejszych elementów, do największych nie należą i trudno odróżnić je od tła, co w połączeniu ze wspomnianym już durnym systemem przywracania do życia potworów potrafi doprowadzić do obłędu.

Oprawa dźwiękowa miejscami przyprawia o lekką palpitację serca – to akurat plus jeśli chodzi o survival horrory. Muzyczka przygrywa nam mile, aż do momentu, gdy nie wyskoczy jakieś monstrum żądne naszej krwi. Grafika i dźwięk razem składają się na bardzo ważny element Alone in the Dark: Koszmar Powraca, czyli klimat. A ten jest na pewno niepowtarzalny. Atmosfera zagrożenia daje się odczuć szczególnie na samym początku, aż do pierwszych walk z dość brzydkimi stworami. Najmocniejszy punkt programu, czyli historia, wciągnie niejednego gracza zniesmaczonego całą resztą elementów gry.

Obraz

Alone in the Dark: Koszmar Powraca przypomni bardzo wielu osobom stare, dobre czasy, gdy królowała nam jedna, dwie, no maksymalnie trzy gry, zamiast całego tabunu pretendentów do wielkości. Ważna wtedy była fabuła i klimat. Rozwiązania jednak, które miały sens w tamtych czasach dziś już nie dość, że nie pomagają, to nawet odstraszają. Taki remake miałby sens jedynie w przypadku całkowitej przebudowy założeń samego systemu rozgrywki. Trzeba by wyeliminować takie sprawy, jak statyczna kamera, czy dziwny system zapisywania stanu gry. Grafika nie jest jeszcze aż taka zła, wszystko jest klimatyczne i wygląda tak, jak powinno wyglądać w przypadku tego typu produkcji. Historia Carnby’ego i Cedrac jest mroczna i potrafi w wielu elementach przestraszyć, ale na pewno nie przez wyskakujące z ciemnych rogów pokoi potwory. Jeśli jest w tej grze jakaś siła, to w momentach, w których dominuje atmosfera suspensu.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)