Antywirusy Panda uległy samozniszczeniu i unieruchomiły wiele komputerów

Użytkownicy korzystający z oprogramowanie zabezpieczającego spod znaku Pandy mogli w ostatnim czasie niemiło się zaskoczyć. Jedna z aktualizacji baz wirusów tego producenta spowodowała, że aplikacja wykrywała szkodliwe oprogramowanie we własnych plikach i przenosiła je do kwarantanny. Efekty okazały się bardzo nieprzyjemne: od fałszywych alarmów po brak możliwości uruchomienia komputera.

Antywirusy Panda uległy samozniszczeniu i unieruchomiły wiele komputerów
Redakcja

12.03.2015 | aktual.: 13.03.2015 12:13

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Problem dotknął wszystkich pakietów Panda Software przeznaczonych dla komputerów desktopowych i systemu Windows. Swoistemu samozniszczeniu ulegały także wersje Cloud Office Protection przeznaczone dla przedsiębiorstw, które zapewne postawiły na nogi wielu administratorów. Nie wiadomo dlaczego pechowe wpisy trafiły do baz sygnatur, ale najprawdopodobniej jest to efekt ludzkiej pomyłki. Producent zareagował w ciągu kilkunastu minut, ale wysłanych do klientów baz nie dało się już zawrócić. Zalecono więc, aby w miarę możliwości wstrzymywali się oni z ponownym uruchamianiem komputerów, aż do momentu przygotowania poprawki.

Obraz

W przeciągu kilku godzin Panda wydała kolejną aktualizację, która problem usunęła, ale to nie pomogło użytkownikom, których komputery uległy awarii. Tych było natomiast sporo – w niektórych firmach pracownicy zostali odesłani do domów, okazało się bowiem, że ich komputery nie działają. Dzisiaj producent opublikował specjalną instrukcję obsługi objaśniającą, jak można przywrócić do działania unieruchomione maszyny – konieczne jest przejście do trybu awaryjnego, zatrzymanie usług antywirusa, a także uruchomienie specjalnego pliku naprawczego. Oczywiście ostatecznym rozwiązaniem wciąż pozostaje ponowna instalacja systemu, ale zapewne nie każdy byłby z tego zadowolony. Zaznaczmy: Panda nie jest tu wyjątkiem. W ostatnim czasie problemy trapiły oprogramowanie marki Norton, a niektórzy użytkownicy do tej pory pamiętają awarię Avasta oznaczającą wszystkie przeglądane strony jako niebezpieczne.

Zarówno ta sytuacja jak i wiele innych z przeszłości pokazuje, że antywirusy są oprogramowaniem na tyle delikatnym, że w wielu przypadkach mogą przynieść więcej szkód, niż korzyści. Wiele można zarzucić także ich skuteczności, która nie jest tak wysoka, jak często próbują wmówić to ich producenci – tak naprawdę ledwie radzą sobie oni jedynie z najnowszymi zagrożeniami. Jeżeli użytkownik trafi na jakiegoś mniej znanego szkodnika, jego komputer może zostać zainfekowany nawet po miesiącu od odnotowania pierwszych śladów takiego malware. Wirusów i innego typu szkodników przybywa zbyt szybko, aby producenci antywirusów mogli sobie z tym poradzić.

Rozwiązanie tych problemów jest proste, a zarazem niesamowicie trudne do wdrożenia – wystarczy, aby użytkownicy zmienili swoje przyzwyczajenia. Praca na koncie z ograniczeniami zamiast konta administratora, stosowanie mocnych haseł, nieklikanie w podejrzane linki to bardzo proste i skuteczne zasady, które znacznie obniżają ryzyko infekcji. Takich przyzwyczajeń i minimum uwagi wymaga także oprogramowanie, które umożliwia kontrolowanie działających aplikacji bez większego wpływu na wydajność komputera, a tego samego nie można przecież powiedzieć o antywirusach. Niestety, w tej wojnie ciągle wygrywa próżność i lenistwo, pomimo że informatyka wdarła się już na dobre do naszego życia i odgrywa w nim coraz większą rolę.

Programy

Zobacz więcej
Komentarze (76)