Apple płacze nad prywatnością, tylko czy aby nie ma tu drugiego dna?
Maciek pisał przed chwilą, że służby prasowe Tima Cooka opublikowały list do swoich amerykańskich klientów. Ostrzega przed niebezpiecznym precedensem - rząd chce, żeby firma stworzyła backdoora do telefonu zamachowca z San Bernardino.
17.02.2016 12:48
Muszę przyznać, że trzy rzeczy nie dają mi w tej sprawie spokoju.
Po pierwsze, piękne zagranie rządu, obok którego ciężko przejść obojętnie bez uśmiechu. FBI musiało zatrudnić jakiegoś łebskiego prawnika, bo zamiast domagać się od finansowanego przez Apple amerykańskiego Kongresu, by ten ustanowił prawo pozwalające obchodzić zabezpieczenia smartfonów, rząd wykręcił numer rodem z książek Grishama. Odkopali stary akt prawny z 1789 roku (All Writs Act) i twierdzą, że na jego podstawie sąd powinien zmusić Apple do odszyfrowania telefonu sprawcy zamachu. Normalnie rewelacja, Apple bardzo podobnie robi ze światowymi regulacjami podatkowymi :) Kibicuję każdemu, kto próbuje ograć cwaniaka jego bronią.
Po drugie, list opublikowany przez Apple nie do końca trzyma się kupy, bo z jednej strony pisze o kontekście jednego, konkretnego telefonu zamachowca z San Bernardino, z drugiej mówi o aktualizacji oprogramowania iOS, która umożliwiłaby podjęcie próby odblokowania telefonu przez atak typu brute force. Wydaje się to dziwne, bo żeby uzyskać w ten sposób dostępu do konkretnego telefonu, trzebaby go najpierw... odblokować i zaktualizować. Albo ktoś tu ściemnia, albo czegoś nie wiemy.
Po trzecie, rozumiem oburzenie Apple, ale zapytam przewrotnie - czy tak fundamentalna decyzja o daleko idących implikacjach związanych z naszą prywatnością i bezpieczeństwem powinna leżeć w gestii prywatnej firmy? Z całym szacunkiem, może w końcu ktoś powinien pochylić się nad odpowiednimi regulacjami lub precedensami prawnymi w tej sprawie i najlepiej, żeby nie był to ktoś opłacany przez Apple, tylko w miarę niezależny. Czemu właśnie nie jakiś sąd i czemu nie akurat przy okazji zamachu w San Bernardino?