BenQ W710ST — małe wielkie kino
Boom na płaskie telewizory trwa w najlepsze. 42-calową plazmę czy LCD można kupić już za około 1500 zł. Dokładając do tego zestaw głośników 5.1 i jakiś odtwarzacz możemy za około 2000 zł stworzyć namiastkę kina domowego. No właśnie — namiastkę. 42, 50, a nawet 60 cali nie odda magicznego klimatu sali kinowej. Do tego niezbędny jest projektor.
28.09.2011 | aktual.: 01.10.2011 00:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Spadek cen telewizorów, jaki można zaobserwować w ostatnich latach, nie pozostał bez wpływu na rynek projektorów. Dobry projektor do kina domowego to już nie wydatek przyprawiający o ból głowy, udoskonalane są konstrukcje tych urządzeń — wyższe rozdzielczości, coraz większa jasność, żywsze kolory, więcej złącz, dłuższy czas pracy lampy itd. Pozostaje jeden zasadniczy problem — instalacja. Mieszkając w domu można wygospodarować do tego celu osobne pomieszczenie, w mieszkaniu najczęściej nie jest już tak różowo. Jakby tego było mało, pokoje w mieszkaniach to zazwyczaj podłużne „kiszki” z oknem na krótszym boku po jednej stronie i drzwiami po przeciwległej. Montaż w poprzek odpada bo szerokość typowych pokoi to zwykle 2,7 - 3 m, a do uzyskania sensownej wielkości obrazu z projektora potrzeba metr więcej. Chyba, że mamy... projektor ze specjalnym, krótkoogniskowym obiektywem (Short Throw), taki jak BenQ W710ST, który właśnie pojawił się na polskim rynku.
Short Throw to oczywiście żadna nowość — wśród projektorów biznesowych rozwiązanie to jest znane od dawna. BenQ twierdzi jednak, że W710ST to pierwszy projektor Short Throw do kina domowego. Mniejsza jednak o to, ważniejsze co w praktyce daje taka konstrukcja. Oj daje! Obraz o przekątnej 63 cali (160 cm) z zaledwie metra odległości, a przy projekcji z 2,5 metra ponad 157 cali (400 cm)! To naprawdę robi wrażenie, gigantyczne wrażenie! Oczywiście na tym zalety BenQ W710ST się nie kończą — to dopiero początek. Przede wszystkim cieszy stosunkowo wysoka jasność (jak na projektory do kina domowego) 2500 ANSI lumenów, dzięki czemu obraz można z powodzeniem oglądać nie tylko w nocy, czy przy pełnym zaciemnieniu, ale także pod wieczór albo w dzień przy cieńszych zasłonach. Postęp jaki dokonał się na polu jasności projektorów domowych najlepiej obrazuje zestawienie opisywanego modelu z Epsonem EMP-TW1000, topowym modelem sprzed kilku lat, który oferował jasność na poziomie 1100 ANSI lumenów, kosztując wówczas 15 tys. złotych. Z drugiej jednak strony, obecnie na rynku są projektory (głównie biznesowe), które oferują jasność 3000-4500 ANSI lumenów, a nawet więcej.
Jak przystało na projektor typu DLP, obraz wytwarzany przez BenQ W710ST jest nieźle nasycony, kontrastowy (10000:1) i z głęboką czernią. Geometria, rozświetlenie bez zarzutu. Niestety, tak jak w przypadku większości projektorów DLP, i tu obraz nie jest wolny od tzw. efektu tęczy. W przypadku opisywanego modelu zjawisko to jest jednak nieuciążliwe i (o ile ktoś się go nie doszukuje) niezauważalne dla oglądających, co doświadczalnie sprawdziłem na kilkunastu osobach. Sam przestałem na nie zwracać uwagę po pierwszym filmie. Powszechnie rzucało się w oczy coś innego — widoczne z bliska przerwy pomiędzy poszczególnymi pikselami. Jest to normalna kolej rzeczy zarówno w projektorach DLP i LCD tu jednak bardziej zauważalna ze względu na... gigantyczne rozmiary obrazu. Zapewne byłoby to mniej widoczne gdyby projektor spełniał wymogi specyfikacji Full HD (1080p) tj. generował obraz o rozdzielczości 1920x1080 pikseli. Tymczasem BenQ W710ST to projektor HD Ready (720p) o rzeczywistej rozdzielczości obrazu 1280x720 pikseli. Muszę jednak przyznać, że o ile nie siedzimy z nosem w ekranie, jest to w zupełności wystarczające.
Ciekawostką BenQ W710ST jest możliwość wyświetlania obrazu 3D w technologiach DLP Link i NVIDIA 3D Vision. Przyznam, że osobiście nie jestem specjalnym fanem tych obecnych, pseudotrójwymiarowych efektów, ale jeżeli kogoś to kręci to może dopisać sobie 3D do listy atutów tego projektora. Z zadowoleniem odnotowałem natomiast, że BenQ W710ST został szczodrze wyposażony w złącza. Do dyspozycji są m.in. 2 HDMI (1.3), Component, S-Video, Composite i VGA. Takie bogactwo pozwoli podłączyć nie tylko odtwarzacz DVD/Blu-ray, ale także dekoder telewizji cyfrowej, komputer czy konsolę do gier. Projektorem sterować można przy pomocy pilota lub przycisków na obudowie. Menu jest czytelne, proste w obsłudze i spolonizowane. Oprócz tak oczywistych opcji jak wybór źródła sygnału czy korekcja zniekształceń geometrycznych (niestety tylko w pionie), udostępnia także możliwość korekty kolorystyki wyświetlanego obrazu w zależności od koloru ściany. To bardzo przydatne rozwiązanie, bo biorąc pod uwagę olbrzymie rozmiary obrazu lepiej faktycznie oglądać go na ścianie niż instalować gigantyczny ekran. Skoro już jestem przy klawiszologii, warto dodać, że projektor bardzo szybko się wyłącza.
Tak jak wszystko, BenQ W710ST ma jednak kilka mankamentów. Przede wszystkim obudowa — ma spore rozmiary i jest wykonana z białego lśniącego plastiku, co na dłuższą metę stwarza problemy z utrzymaniem estetyki urządzenia. Najwyraźniej do rozmiarów obudowy i wyświetlanego obrazu projektanci dopasowali pilota — zdjęcie tego nie oddaje, ale jak na projektor jest po prostu olbrzymi (18,5 x 5 x 2,5 cm). Z wyglądu przypina piloty do starych Grundigów z lat 80-tych. Ma za to podświetlane klawisze, co ułatwia obsługę w trakcie projekcji. Do listy zażaleń dorzuciłbym jeszcze niewielki zakres zoomu przez co projektor trzeba bardzo precyzyjnie instalować. Największa jednak wada to głośność, co jest naturalnie zarzutem pod kątem wszystkich projektorów (no może poza LEDowymi). Podczas pracy w trybie normalnym, hałas wytwarzany przez urządzenie (zmierzony w odległości 15 cm) dochodzi do około 47 dB, w trybie ekonomicznym (w nocy wystarczającym) jest o 5 dB mniej. Przekładając na polski — przeszkadza. Problem jest oczywiście znacznie mniej uciążliwy gdy podwiesimy projektor pod sufitem, ale trudno go całkowicie wyeliminować zabudową ze względu na... niewielką odległość od ekranu. Pozostaje przyzwyczaić się i polubić. Jako maniak kina domowego i miłośnik projektorów zapewniam — to możliwe ;)
Mankamenty te tracą trochę na sile gdy skonfrontujemy je z ceną — 2700 zł za urządzenie, które pozwoli oddać magię prawdziwego, wielkiego (w dosłownym tego słowa znaczeniu) kina we własnym mieszkaniu to pociągająca oferta. Nie najgorzej wypada też eksploatacja — wymianie podlega jedynie lampa (koszt około 600 zł), której czas pracy producent szacuje od 4000 do 6000 godzin (tryb normalny / ekonomiczny). To kilka dobrych lat codziennego rozkoszowania się projekcjami, siedząc wygodnie we własnym fotelu.