Borderlands: The Pre‑Sequel — radosne księżycowe łupienie
Seria Borderlands rozrosła się naprawdę szybko o kolejny produkt. Nie bez powodu. Trzecia z kolei jej część, przy czym nie chronologicznie, bowiem akcja skupia się tutaj na ukazaniu wydarzeń między pierwowzorem a kontynuacją, jest najzwyczajniej w świecie dopowiadaniem już znanej historii. Dowiadujemy się, czemu doskonale kojarzony fanom Przystojny Jack tak nienawidzi planety Pandora i dlaczego postanowił zgładzić wszystkich poszukiwaczy kosmicznych skarbców. Rzecz jasna powracają nietuzinkowy humor i pokręcone żarty, niejednokrotnie nawiązujące do popkultury, mnogość generowanego losowo śmiercionośnego uzbrojenia czy bardzo ładna komiksowa oprawa wizualna. Czy jednak przypadkiem tego rodzaju projekt nie jest prostym wyciąganiem pieniędzy, który mógłby zostać spokojnie potraktowany za zwykły, chociaż rozbudowany dodatek? Nawet jeśli, to i tak warto tę propozycję Gearbox nabyć.
29.10.2014 10:11
Rozpoczynanie przygody z marką od tego tytułu to jednak niedobry pomysł, oznacza to niemałe trudności w odnalezieniu się w świecie gry. Znaczna część wątków oraz bohaterów garściami czerpie z tego, co dotąd było. Dla kogoś niewtajemniczonego fabuła może okazać się po prostu zbyt niezrozumiała lub tak bardzo błaha, iż straci chęć dalszej zabawy z dziełem. Przestrzegam więc, że wypada jednak zapoznać się z wcześniejszymi produkcjami i to w dodatku z nastawieniem się na zgłębienie także strzępków historii z licznych rozszerzeń. Jak wspomniałem, Borderlands: The Pre-Sequel rozgrywa się przed wydarzeniami z części drugiej. Tym razem stajemy po przeciwnej stronie barykady, by jako najemnicy głównego ostatnio czarnego charakteru, czyli samego Handsome Jacka, wziąć się za przejęcie orbitalnej stacji kosmicznej Helios z rąk wrogów. Przynajmniej taki oficjalny cel przekaże pracodawca, bo nie mogło obyć się bez komplikacji... Po nieudanej próbie odbicia obiektu, lądujemy na pobliskim księżycu Elpis, gdzie knujemy złowieszczy plan, jak dociągnąć misję do końca oraz dostać się do tajemnego skarbca, zawierającego oczywiście potężną obcą technologię.
Na starcie do wyboru standardowo dostajemy kilka klas postaci. Poprzednio pełniły one rolę wrogów lub bossów. Z dodatku do pierwszej części gry mamy gladiatorkę Athenę, potem uwielbiającą strzelanie z rewolwerów Nishę plus wyposażonego w cybernetyczne wszczepy Wilhelma. Czwartym herosem jest maskotka serii, ironiczny robot Claptrap, który idealnie wpasowuje się w tło fabularne tej części. Każdy z bohaterów oferuje odmienny styl walki, wraz z całym zestawem unikalnych umiejętności, czyniących po ich rozwinięciu późniejszą rozgrywkę znacznie bardziej emocjonującą, choć łatwiejszą. Główna broń Atheny to specjalna tarcza, zbierająca zadawane nam obrażenia, a potem rzucana w przeciwników. Nisha z kolei korzysta z dopalacza, potrafiąc zdublować posiadany rewolwer i zamiatać podwórko wrogów niczym Gunzerker z Borderlands 2. Poza tym jej zdolności znacznie zwiększają szybkostrzelność, obrażenia od posiadanej broni, jak również pozwalają na automatyczne celowanie w nieprzyjaciół.
Wilhelm stawia na przyzywanie na pole walki dwóch dronów, Wolfa i Saintsa. Jeden służy do regeneracji tarcz, drugi zaś do ataku. Choć nie są one tak silne jak ich właściciel, potrafią wybawić z niejednej nieciekawej sytuacji. Zawsze też da się pójść we wszczepy cybernetyczne, zastępując człowieczeństwo twardziela zaawansowaną robotyką, wpływając przez to na możliwości bojowe bohatera. Robocik Claptrap stanowi za to hołd oddawany przez twórców serii graczom. Umiejętność blaszaka jest generowana losowo przez specjalny program VaultHunter.EXE, który w grze jest traktowany jako malware. Umiejętności są przypadkowe i nieczęsto naprawdę odjechane. Mogą się okazać bardzo przydatne podczas rozgrywki lub zupełnie niepotrzebne. Każdy niemniej, kto zna Claptrapa z poprzednich odsłon, wie, że we wszystko co robił, wkładał zawsze swe komputerowe serce, a humor nigdy go nie opuszczał. Nieprzydatne opcje potrafią rozbawić gracza, zaś po rozpracowaniu ich stają się losową, potężną bronią na wrogów.
Mimo iż Pre-Sequel oparty został na tym samym silniku, co poprzedni projekt, a więc graficznie jest podobnie, zmienia się podejście do rozgrywki. Większość czasu spędza się w końcu na księżycu, gdzie panuje niskie przyciąganie i brakuje tlenu. Przyjdzie nauczyć się poruszać w nowych realiach, wykorzystać zastaną grawitację do własnych celów. Dzięki zestawom tlenowym da się oddychać w przestrzeni kosmicznej, ale to też świetny, szybki środek transportu. Po znalezieniu odpowiednich modyfikatorów możemy je również wykorzystywać na podwójne skoki, przydatne w parze z gwałtownym uderzeniem w ziemię, powodującym niemałe straty w szeregach wroga. W późniejszym czasie ataki te wzbogaca się dodatkowe obrażenia od żywiołów ognia, kwasu czy lodu. Naturalnie należy stale pamiętać o uzupełnianiu zapasów tlenu. Służą ku temu porozrzucane buteleczki albo wchodzenie na specjalne tereny, kratery lub wieżyczki tlenowe. Łatwo przewidzieć, co się dzieje, gdy w porę nie uzupełnimy zasobów. Wszyscy się uduszą. Wszyscy, oprócz Claptrapa, ponieważ dzielny robot przecież nie ma płuc.
Zabawa w kosmiczne króliki to przy okazji diametralna zmiana przy wymianach ognia. Dzięki wysokim susom i korzystaniu ze specjalnych skoczni, atak można przypuścić z kilku różnych stron, także wysoko z góry. Lokacje są na tyle duże, że potyczki odbywają się na wielu poziomach, z ich uczestnikami stale w ruchu. Przy usprawnionej sztucznej inteligencji przeciwników daje to dynamiczne, sycące starcia. Chowają się oni za osłonami, używają granatów, sami uderzają z powietrza. Specjalne jednostki ustawiają wieżyczki lub mini-przyciągające nadajniki, a jeszcze inni potrafią leczyć swych towarzyszy. Czasem bywa trudno, na szczęście po raz kolejny dostajemy bogaty arsenał wyposażenia do eksterminacji wrogów. Prócz pistoletów, strzelb albo wyrzutni rakiet, pojawiają się też karabiny laserowe, także wzbogacane o dodatkowy element żywiołu. Dla przykładu, używając laserówki z efektem zimna zyskuje się szanse na zamrożenie nieprzyjaciół, by później rozbić ich sobie efektownie na drobne kawałki.
Do szybszego poruszania się po obszernym Elpis służą gwiezdne łaziki, wyposażone w sprzęt do eksterminacji tak tubylczej fauny, jak i napotkanych na terenach wrogów. Każdy pojazd oferuje odmienne uzbrojenie, zależne od naszego wyboru podczas używania go. Korzysta się z nich niemniej bardzo rzadko, gdyż miejscówki nie są do końca przystosowane do długiego błądzenia po nich tym środkiem transportu. Mimo wszystko najlepszym sposobem przemieszczania się na księżycu Pandory pozostają wysokie skoki i korzystanie z odrzutu tlenowego. Do błyskawicznego przenoszenia się między lokacjami posłużą zaś znane już z poprzednich części stacje ekspresowego przemieszczania. Tereny same w sobie wypadają dobrze, ciesząc kosmicznym klimatem, za to nie zachwyca różnorodność przeciwników, zwłaszcza w porównaniu z poprzednią częścią serii. Wrogów typu zwierzęcego da się policzyć na palcach jednej ręki, a pozostali nieprzyjaciele różną się między sobą w większości raptem kolorem plus nieco wyglądem. Oczywiście dochodzą do tego wymyślni bossowie, każdy ze swoimi atakami, ale nawet oni dają uczucie pewnego deja vu. Rozgrywka jednak to wynagradza.
Graficznie jest praktycznie bez zmian, poza naturalnie inną scenerią, acz to wciąż wysoki poziom. Ścieżka dźwiękowa stoi na podobnym, chociaż ledwo ją słychać przez kosmiczną próżnię. Dopiero w największych starciach możemy poczuć, jak idealnie dopasowuje się do akcji. Dialogi oraz gra aktorska to również wyższa półka, bowiem wspaniale budują klimat i wprowadzają całą masę niezwykle zabawnych wątków do wydarzeń, niejednokrotnie puszczając oko do fanów. Ukończenie kampanii fabularnej wraz ze wszystkimi zadaniami pobocznymi zajmuje około 18 godzin, co jest wynikiem słabszym w stosunku do Borderlands 2, ale wystarczającym, żeby ogarnąć większość nowości oraz smaczków zostawionych do odkrycia przez twórców. Nie wszystkich, bo na to też przyjdzie pora przy kontynuowaniu zabawy w dodatkowych trybach, jak dotąd.
Podczas rozgrywania głównego wątku, warto wykonywać zadania poboczne, gdyż dzięki nim bardziej zrozumiemy cele Jacka oraz odpowiednio rozwiniemy naszą postać, by ta nie miała problemów z kolejnymi zadaniami fabularnymi. Tych trudność stopniowo i umiejętnie wzrasta. Po jednokrotnym ukończeniu kampanii pojawia się opcja jej zrestartowania na wyższym poziomie wyzwania, czyli z potężniejszymi przeciwnikami. Tutaj naprawdę pięknie sprawdza się emocjonujący tryb współpracy z losowymi graczami lub też jeszcze lepiej własnymi przyjaciółmi. Borderlands: The Pre-Sequel jest świetną okazją by móc kontynuować przygodę w niezwykle dopracowanym i prześmiewczym uniwersum, pełnym rozmaitego uzbrojenia oraz nienagannego humoru. Chociaż faktycznie grze bliżej rozbudowanemu dodatkowi, niż mianu pełnoprawnej odsłony, niewielu miłośników standardowego dla marki szaleństwa, a także ganiania za łupami, na to pomarudzi. Tytuł jest grywalny i wart swojej ceny, zwłaszcza dla fanów.