Burnout Paradise: The Ultimate Box

Wyobraźcie sobie miasto stworzone tylko po to, aby można było się w nim do woli ścigać, wykonywać niebezpieczne akrobacje i bez żadnego skrępowania niszczyć wozy, nie ryzykując przy tym przejścia na tamten świat. Z odsieczą marzycielom przychodzi studio Criterion ze swym najnowszym dzieckiem, które pierwotnie ukazało się na Xboksa 360 oraz PlayStation 3, a teraz szturmuje nasze komputery. Witajcie w Paradise City, w którym każdy żądny adrenaliny wojownik szos poczuje się jak w domu.

Redakcja

23.02.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:52

Oto Burnout Paradise: The Ultimate Box, kolejna odsłona serii ścigałek, którą do tej pory cieszyć się mogli jedynie posiadacze "stacjonarek", na PC bowiem nie miała okazji nigdy zawitać. Niemniej jednak, tym razem nie zapomniano o braci komputerowej i oddano najnowszą odsłonę tego cyklu do naszych rąk – produkcję z wiele mówiącym podtytułem The Ultimate Box. Tak, zawiera ona wszystko to, z czego była znana na konsolach, plus wszelkie dodatki wydane do tej pory - taka paczka oferuje efektowne kraksy i agresywny styl prowadzenia rozgrywki, dołączając do czołówki najlepszych tytułów tego typu z ostatnich kilku lat.

Koncepcja całości jest prosta – oto jeździmy po olbrzymim Paradise City, odkrywając różne konkurencje, w których możemy rzecz jasna brać udział, a także nowe miejsca. Śmigamy po ulicach z użyciem samochodów lub motocykli, przy czym dla każdego z tych pojazdów mamy różne konkurencje. Za spełnienie warunków wybranego przez nas zadania otrzymujemy punkty awansu i odblokowujemy sobie kolejne wehikuły. Do eksploracji od razu całe miasto, podróżować można po nim do woli, nawet bez konieczności stawania w szranki z komputerowymi oponentami. Podczas swobodnej zabawy w odkrywcę, odnaleźć da się kilka przydatnych zakątków. Pierwszym z nich jest złomowisko - to tutaj właśnie dokonujemy wyboru pojazdu i jego koloru. Przyda się również szybko znaleźć warsztatu naprawczy, bo z czasem nasz wóz będzie zwyczajnie nieźle zdemolowany. No i jeszcze lakiernia... Plus stacja benzynowa, która uzupełnia nam dopalacz.

Obraz

Samych rodzajów konkurencji mamy do wyboru kilka. Do tych samochodowych należą klasyczne wyścigi, polegające na przejeździe z punktu A do punktu B i zajęciu pierwszej pozycji. Co ciekawe, trasę obieramy samodzielnie, nie mamy z góry wyznaczonej ścieżki, którą należy podążyć, by osiągnąć zwycięstwo. Muszę coś przyznać – czasami po prostu gubiłem się w nieco zawiłych ulicach Paradise City. Kompas i mapa stale wyświetlane na ekranie nie zawsze pomagają, chociaż jest to kwestia orania oraz ogólnej znajomości tego świata... Trzeba poświęcić trochę czasu na "wprawkę" i tyle. W dalszej kolejności mamy inne tryby, takie jak Pirat, gdzie trzeba rozwalić bryki naszych przeciwników zanim oni zdemolują naszą. Do wyboru dostajemy również nabijanie punktów za wykonywanie akrobacji na czas czy bycie Ściganym, gdzie musimy dojechać w jednym kawałku do wyznaczonego miejsca. Dostępne są też tzw. Piekielne Trasy, po ukończeniu których dostajemy nowe fury.

[break/]Fani jazdy na motocyklu otrzymują do wyboru trasy dostępne jedynie w ciągu dnia lub nocy, a w których musimy w określonym czasie przejechać przez punkty kontrolne. Niby wszystko to już było, ale tutaj zostało wykonane iście po mistrzowsku, tak, że po wykonaniu jednego zadania od razu mamy chęć wyruszać na poszukiwanie następnego - przy czym osobiście najchętniej wykonywałem beczki, bączki i skoki w trybie akrobacji, a zaraz potem moim faworytem było rozwalanie aut wrogów. Zwiedzając Paradise City natknąć się także można oczywiście na różne demolowane elementy, takie jak barierki czy billboardy, za skoszenie pewnej liczby których otrzymujemy rzecz jasna bonusy.

Obraz

Tym, co daje dodatkowego smaku Burnout Paradise: The Ultimate Box jest tryb imprezowy. Oto do ośmiu osób po kolei (w moim przypadku to było metodą zamiany miejsc) próbuje swoich sił w różnych konkurencjach, za które otrzymuje się punkty. Kalkulacja jest bardzo prosta – kto ugra ich najwięcej wygrywa. Z początku dość sceptycznie podchodziłem do tej idei, bowiem tzw. "hot seat" sprawdzał się według mnie głównie w produktach pokroju Heroes of Might and Magic czy Warlords, jednak po rozpoczęciu zabawy z kolegą szybko zmieniłem zdanie. To czysta grupowa rywalizacja, jakiej dawno nie uświadczyłem w grze komputerowej. Na pewno "Party Mode" stanowi jeden z czynników, które świadczą o sile tej produkcji - nawet jak znudzi nam się jeżdżenie po mieście w pojedynkę, zawsze można zaprosić przyjaciół na radosne rozbijanie się po mieście. Patent ten sprawdza się zarówno na dwie jak i więcej osób, dając każdemu tyle samo radości z pokonywania kolejnych konkurencji. Można mieć zastrzeżenia, co do maksymalnej długości takiego turnieju – tylko osiem tur, ale z drugiej strony zawsze da się rozegrać rewanż. A potem następny. I kolejny.

Obraz

Trzeba koniecznie to podkreślić – cecha charakterystyczna serii Burnout, czyli efektownie rozwalające się pojazdy, są obecne również i tutaj. W momencie demolki zwalniany jest czas i odpowiednie elementy rozpadają się, przepięknie odlatują, przez co często rozbijałem się tylko po to, by popatrzeć na znakomicie wykonany model kolizji - co naturalnie przy połączeniu z bardzo ładną grafiką daje niesamowity wręcz efekt. Wizualnie gra prezentuje się okazale za sprawą umiejętnego zastosowania efektu bloom i rozmycia. Obecne jest wrażenie wiatru we włosach przy pędzeniu na złamanie karku, a także przy samych sekwencjach ukazujących niszczenie bryki. Dodatkowo cieszy obecny tutaj cykl dnia i nocy, który może nie ma większego wpływu na rozgrywkę, lecz niemniej potęguje pozytywne wrażenia.

[break/]Udźwiękowienie również imponuje. Przy wymijaniu innych mamy ładny efekt Dopplera, kraksy brzmią soczyście, tunele mają odpowiedni pogłos, zaś ryk silników sprawia, iż włosy jeżą nam się na karku. Nieco mniej przychylnie można się wypowiedzieć niestety o muzyce przygrywającej w tle. Poza paroma rozpoznawalnymi wykonawcami, takimi jak Alice in Chains, Faith No More, Soundgarden, LCD Soundsystem lub Guns N' Roses (których „Paradise City” przewija się tu dość często), znalazło się miejsce również dla kilku bardzo sztampowych wykonawców, którzy po prostu drażnią w trakcie jazdy (no może z wyjątkiem Avril Lavigne). No i dziwi pojawienie się na tej liście muzyki klasycznej, wiecie - Beethovena, Vivaldiego, Mozarta, Bacha czy Czajkowskiego. Miks dopełnia garść utworów z poprzednich odsłon Burnouta, które ni ziębią, ni grzeją. Dziwny dobór ścieżki dźwiękowej razi, tak samo jak i irytujący głos oraz gadki DJ-a radiowego, który obowiązkowo udziela nam różnych złotych rad. W polskiej gość porządnie działał mi na nerwy...

Obraz

Można by długo pisać na temat oprawy audiowizualnej tejże produkcji (w skrócie: boska), ale tym, co tak naprawdę sprawia, iż nie można się od Burnout Paradise oderwać jest jego ogromna grywalność. Tytuł ma charakter zręcznościowy, nie sili się na realizm – i bardzo dobrze, bowiem przez ten zabieg najnormalniej wciąga. Dawno się tak nie wybawiłem przy wyścigówce. Ciekawostka - w grze ogłasza się m.in. NVIDIA oraz Diesel, co u mnie wzbudziło lekki niesmak, nie lubię takiej komercjalizacji produktów. Inne negatywne uwagi tyczą się motocykli, dla których przydałoby się więcej trybów rozgrywki. Szkoda, że nie pokuszono się o coś ponad to, przykładowo ich konkretniejsze rozbudowanie czy po prostu dodanie przeciwników, bo tak częściej wybieramy samochody, jako że są bardziej zróżnicowane, a zabawa z nimi efektowniejsza. No i jakby nie patrzeć pomimo całej swojej "fajności", Paradise jest niestety zwyczajne wtórne. Nie wprowadzono tu za wiele nowości w stosunku do klasycznych produkcji tego typu, co pomimo niewątpliwie mistrzowskiego wykonania pozycji, niemniej nieco razi.

Obraz

Podsumowując, Burnout Paradise: The Ultimate Box jest wyścigówką nie silącą się na bycie grą realistyczną (plus!), w której każdy entuzjasta wirtualnej rozrywki o charakterze zręcznościowym powinien znaleźć coś dla siebie. Znakomicie wyglądające kraksy, emocjonujące ściganie się na czas (i inne konkurencje) czy po prostu jazda przed siebie bez żadnego celu – wszystkie te elementy zazębiają się i tworzą bardzo grywalną, a przy tym wizualnie atrakcyjna całość. Dodatkowo tryb wieloosobowy na jednym komputerze przedłuża żywotność zabawy. Pomimo jednak bardzo dobrego wykonania, to wszystko już było i nie wprowadzono tu zbyt wielu zmian do sprawdzonej już formuły. No ale na PC dawno się taka produkcja nie pojawiła, a że w chwili obecnej jest jedną z najlepszych w swojej klasie polecam - przyszło mi w nią grać z prawdziwą przyjemnością.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)