Buzz!: Brain Bender

DS ma Brain Age, a jako że PlayStation Portable nie lubi być gorsze, to dorobiło się pokrewnego w założeniach Brain Bendera pod szyldem znanej marki Buzz!. Aż dziwne, że dopiero teraz – wszak „mózgołamacze” na konsoli Nintendo przynoszą ogromne zyski i sprzedają się lepiej niż wiele pierwszoligowych szlagierów. Wygląda to tak, jakby ludzie naprawdę wierzyli w podnoszenie ilorazu inteligencji przez takie gry. Ja po przygodzie z Buzz!: Brain Bender absolutnie nie czuję się mądrzejszy. Jak już, to co najwyżej czuję wyraźną potrzebę odłożenia tej pozycji na półkę i nie wracania do niej.

Redakcja

02.02.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:52

Nie, żeby była to produkcja jakoś szczególnie kiepska, ale po prostu mam jej serdecznie dość. To jest tego typu rzecz, do której jak zasiadłem, to początkowo dobrze się bawiłem. Przez pewien czas nawet miałem ochotę wystawić grze całkiem wysoką notę. Po niecałej godzinie okazało się jednak, że jest ona piekielnie męcząca i na dłuższą metę po prostu "niefajna". Lubię handheldowe gry, które można sobie odpalić na kilkanaście minut, zapisać stan i wyłączyć. Problem z omawianym tytułem jest taki, że w niego w ogóle ciężko grać więcej niż kwadrans, bo po tym czasie robi się uciążliwy. Ma na to wpływ kilka czynników - między innymi postać zapoznająca nas ze wszystkimi tajnikami zabawy. Mowa o tym samym blondynie, który występuje we wszystkich innych grach z serii Buzz!. Tym samym wkurzającym blondynie, który gada o wiele za dużo, w dodatku myśli, że śmiesznie, a tak naprawdę wyjątkowo wpienia.

W Brain Bender dla odmiany ma on na sobie strój naukowca, co w jakiś tam sposób komponuje się z charakterem zabawy. Składa się na nią szesnaście różnych minigierek logicznych, podzielonych na cztery kategorie: obserwacja, pamięć, analiza i obliczenia. Rzekomo mają one poprawiać naszą sprawność intelektualną oraz zaprzęgać do pracy różne partie mózgu. Sprawdziłem to i okazało się, że z biegiem czasu zaczęła poprawiać się moja sprawność w pokonywaniu tych minigierek, ale nic poza tym. Ani lepiej nie obserwuję, ani nie zapamiętuję, ani nie analizuję, ani nie obliczam. Jedynie poznałem wszystkie tajniki Brain Bendera i po prostu nauczyłem się w niego grać. Co jakoś specjalnie nie uczyniło mnie bystrzejszym człowiekiem.

Obraz

Tu dochodzimy do głównego problemu tej produkcji. Otóż ani nie sprawdza się ona jako zestaw łamigłówek, ani nie gnie mózgu (jakby to sugerował tytuł), ani jako sama gra nie jest specjalnie fajna. Te niezbyt porywających szesnaście konkurencji, które oferuje, to za mało. Jeśli robiliście sobie kiedyś testy na inteligencję, to powinniście mieć jako-takie wyobrażenie o rozgrywce w Brain Bender. W kategorii „obserwacja” mamy przykładowo zadania na dopasowanie, w których z gąszczu symboli musimy wyłapywać te powtarzające się. Na początku są to duże i wyraźne mordki zwierząt – łatwo wśród nich dostrzec pary. Jednak już po chwili poziom trudności mocno wzrasta. Kiedy na ekran wskoczą małe i dość podobne do siebie postaci, będziecie potrzebować chwili, żeby znaleźć dwie takie same. A zegar tyka. Każda konkurencja trwa minutę, po upływie której liczona jest ilość dobrych i złych odpowiedzi. Ich różnica przekłada się na punkty oraz - ewentualnie - odznaczenia.

[break/]Dalej mamy jeszcze piętnaście innych typów wyzwań, na przykład tak zwaną sumę kształtów w dziale „analiza”. Rzecz polega na zaznaczeniu, w jakiej ilości pojawiły się na ekranie dane figury geometryczne – kwadraty, trójkąty i prostokąty. Co potrafi być dość problematyczne, gdy nachodzą one na siebie, przecinają bokami i sprawiają wrażenie, jakby było ich mniej niż faktycznie jest. Trudności może również nastręczać zadanie szukania wzoru. Na ekranie pojawia się kolorowa mozaika, a obok podane są wycinki różnych wzorków. Do nas należy dopasowanie jednego z nich do całości. To wszystko może nie brzmi skomplikowanie, jednak zaufajcie mi, że zdobycie dobrego wyniku w Brain Bender nie jest łatwą sprawą. Na „hardzie” będziecie musieli przynajmniej kilka razy podejść do konkurencji, aby zaliczyć ją chociażby na brąz. Wyśrubowany poziom trudności stoi w sporym kontraście z infantylną atmosferą gry, która ogólnie wydaje się celować w nieco młodszych odbiorców. Ja miałbym spore wątpliwości, czy dzieciak nie wściekłby się po kilku chwilach obcowania z tym tytułem, skoro nawet staremu koniowi potrafi on przysporzyć trudności.

Obraz

Jednak, jak już pisałem wcześniej, we wszystkich konkurencjach można dość szybko dojść do wprawy. Jest ich mało i obcykanie ich to kwestia naprawdę niedługiego czasu. Potem pozostaje już tylko poprawianie swoich wyników, mierzenie się ze specjalnymi wyzwaniami (polegającymi przykładowo na uzyskaniu odpowiednio długiego pasma poprawnych odpowiedzi) i zabawa ze znajomymi w trybie multiplayer. Ten opiera się na przekazywaniu konsoli z rąk do rąk, co samo w sobie jest niezłym rozwiązaniem, ale nie ma co ukrywać, że przydałaby się opcja potyczek z kilkoma graczami jednocześnie z użyciem kilku konsol. Zamiast tego mamy jedynie możliwość rozegrania konkurencji i podania PSP drugiej osobie, a potem porównania wyników. Średnio to emocjonujące, jeśli mam być szczery.

Obraz

Zresztą, cały Buzz!: Brain Bender jest średnio emocjonujący. To taka produkcja trochę bez tożsamości – ni to kompilacja prostych łamigłówek, ni to zwykła gra wideo. Ni to dla dzieci, ni to dla starszych. Ot, takie nie wiadomo co. Ciężko mi sobie wyobrazić, by mogło kogoś zabawić przez dłuższy czas. Poznać wszystkie konkurencje, kilka razy pobić swój rekord w każdej z nich i odłożyć na półkę. Nic więcej. Nie widzę zatem sensu tego kupować, chyba że jakiemuś naprawdę bystremu dzieciakowi, którego nie zrazi dość wysoki poziom trudności. Niestety.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)