Call of Duty: Ghosts — Activision spokojnie ciągnie serię

Dla Activision rok bez Call of Duty jest rokiem zepsutym. Wizerunkowo mamy już do czynienia z otwartym odcinaniem kuponów. Najnowsza odsłona serii, czyli Ghosts, wyraźnie udowadnia, że kasa musi się zgadzać. O ile do tej pory można było jeszcze jakoś przymknąć oko na brak większych innowacji w kolejnych częściach (choć Black Ops II stanowiło pozytywną odmianę), bo płaciliśmy za to samo, ale jednak nie tak samo, w produkcie niedawno rzuconym do sklepów zabrakło ambicji. Zagrano bezpiecznie, nie siląc się na konkretniejsze zmiany, by fani nie poczuli się zagubieni, równocześnie myśląc niby trochę o nowicjuszach, lecz nie na tyle, żeby złagodzić im baty wymierzane przez twardą szkołę życia online. Zamiana zombiaków na kosmitów to też kwestia dyskusyjna, choć ten akurat tryb o dziwo skutecznie namawia mnie do powrotu do gry…

Call of Duty: Ghosts — Activision spokojnie ciągnie serię

25.11.2013 12:08

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Teoretycznie trochę z myślą o konsolach kolejnej generacji ekipa Infinity Ward (i spółka, bo pomagali między innymi Neversoft, Raven Software, High Moon Studios czy Certain Affinity) zapowiadała całkiem świeżą, emocjonującą historię, ukazującą znowu dramatyczne losy Ameryki w jednej z alternatywnych przyszłości. Tymczasem niezależnie od wersji tytułu czeka graczy małe deja vu. Pomijając dość nagłośnioną kwestię ponownego wykorzystywania obiektów i całych scen z poprzednich odsłon serii, nie ma tu w kampanii niczego, czego byśmy w zmienionej formie nie widzieli dotąd. Tak, starannie poskryptowane sekwencje gwarantują kilka niezapomnianych akcji, wątki ukazywane są oczami różnych postaci, zaś co chwila zmieniają się założenia misji (strzelanie na lądzie, w wodzie, w kosmosie, z helikoptera, czołgu, paki auta, złażąc po ścianie budynku, czołgając się w trawie, ze snajperki), więc na nudę się nie narzeka, ale po 5 godzinach potrzebnych na ukończenie słabej oraz przewidywalnej fabuły w głowie zostaje pustka. Dochodzi do nas, że przebiliśmy się przez 18 misji, prowadząc niemego amerykańskiego żołnierza, który potrafił zagrozić potędze zjednoczonych sił złowrogiej Federacji, tak naprawdę strzelając sobie trochę w przerwach między oglądaniem gry.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Przyszedł najwyższy czas dokonać (jak nie przy zmianie pokoleniowej konsol to kiedy?) małej rewolucji, a tu twórcy dorzucają w sumie jedynie psa, którym da się przez chwilkę pokierować. W przedstawianym wątku nie ma co się doszukiwać większej logiki, główny zły to także nikt odciskający się w psychice. Związek między luźno powiązanymi ze sobą poziomami przedstawiają naprawdę interesująco zrobione czarno białe filmiki, ale to zapychacze. Nie neguję, że przesadnie popędzana kampania może się podobać, gdyż dostarczyła mi ona wielu chwil radości, a do tego deweloperom chciało się coś mniej więcej sensownego dla samotników przygotować, gdy inne nastawione typowo na multi projekty potrafią zanudzić, oferując historię na doczepkę. Tylko samo to w żaden sposób nie motywuje do zakupu opisywanego produktu. Że to Call of Duty? A to przepraszam…

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Żarty żartami – wiadomo, że liczy się przede wszystkim zabawa po sieci. Wspominałem o lekkim ukłonie w stronę żółtodziobów. Olbrzymie baty od znacznie lepszych graczy to chleb powszedni, szczególnie przy popsutym systemie dobierania przeciwników, rzucającym naprzeciw siebie siły o różnicy 35 czy więcej poziomów na osobę. Znajdą sobie jednak nowi swoją niszę. Pośród wariacji standardowych trybów (dochodzi kilka pozornie świeżych) na pewno spodoba im się Blitz, polegający na zdobywaniu punktu poprzez dotarcie w pole w bazie przeciwnika. Wystarczy się dobrze chować i wyczuć, kiedy podbiec. Czasem dla odmiany warto popróbować swoich sił w Squads, gdzie rozwijamy oddział marzeń, każdego członka niezależnie, by potem w boju pobić się trochę z botami. Tu też są różnorakie warianty rozgrywki, między innymi walczenie z grupką kompanów z kolejnymi falami zainfekowanych, zawsze dające te dodatkowe punkciki we w miarę mało irytujący sposób. Lepiej tak, niż nie zdobyć nic, ciągle dając się zabić, a poziomy są wspólne. Mapy generalnie też. Miejscówki dobrze przemyślano, chociaż niekiedy zdają się one zbyt rozległe, jak na domyślą liczbę uczestników meczu.

[break/]Za to co uda się między innymi ugrać niejako tak na boku, można już pokombinować z próbą zaistnienia w ekstraklasie. Stworzymy od podstaw własnego reprezentanta (twórcy mówią o przeszło 20 tysiącach kombinacji elementów postaci, można być ponadto kobietą). Nie do końca potrzebnie zakombinowano z systemem zdolności. Dostajemy pulę punktów na wydanie na wybrane, ale w ofercie są takie w różnej cenie, więc trzeba myśleć, czy inwestować w dużo tańszych czy powiedzmy te teoretycznie przydatniejsze, lecz droższe. Osobno wykorzystujemy też punkty zdobywane co poziom, dobierając oręż oraz wyposażenie. Tu liczy się czysto ilość Squad Points, co z jednej strony przyśpiesza skompletowanie upatrzonego ekwipunku, ale z drugiej odbiera nieco sens dążenia za wszelką cenę do dalszego rozwoju prowadzonego wojaka powyżej pewnego poziomu. Motywacji takiej trochę zabraknie też w nowym trybie Extinction.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Wybijanie nieumarłych zastąpiono zmaganiami z rasą obcych, przybyłą ze strąconą na Ziemię stacją kosmiczną. Na razie do ogrania dostajemy jedno miasto, za to bardzo rozległe. Podzielone zostało ono na dzielnice. Specjalne oprzyrządowanie używane jest do usuwania podobnych do zmutowanych roślin rojów poczwar, ale to proces długotrwały, więc trzeba sprzętu bronić. Im dalej tym trudniej, a na końcu należy jeszcze odpalić w centrum atomówkę i ujść z życiem, cofając się do helikoptera na samym starcie. Tak, przez wszystkie na nowo pełne potworów ulice. Szkoda, że w tym przypadku nie zdecydowano się na współdzielenie doświadczenia z innymi sieciowymi trybami, bo zabawa wciąga. Jest kilka kategorii umiejętności, w których odblokowujemy co przydatniejsze wraz z postępami, acz niestety dość szybko zyskujemy dostęp do wszystkich. Walczymy w 4 osoby i ważne jest, by wzajemnie się uzupełniać. Jeden rozstawi działka stacjonarne, inny zadba o stałą dostawę amunicji, a kolejny przykładowo o pancerz. Inaczej zabawa szybko się skończy. Każdy usunięty rój to do tego punkcik na polepszenie jednej ze zdolności (do 5 poziomu) bezpośrednio podczas rozgrywki, bonusowe wpadają zaś za wypełnianie przy tym określonych wytycznych. Zabici to kasa, a tę spożytkujemy na użycie umiejętności specjalnej, zakup broni lub aktywację przydatnego elementu otoczenia, jak ogrodzenie pod napięciem czy beczka z płonącym paliwem. Wyjątkowo rozrzutni zamówią sobie wsparcie ze strony śmigłowca.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Daleko idące zmiany w silniku graficznym można między bajki włożyć, ale nie ma też co marudzić. Grafika stoi na wysokim poziomie, wersja tytułu na konsolę Xbox 360 trzyma płynne 60 klatek na sekundę, oferując przy tym dobre tekstury, naprawdę robiące wrażenie, choć z góry ustalone momenty rodem z kina katastroficznego i fantastyczne niekiedy efekty. Świetnie wypadają wybuchy oraz dym, wijący się z każdym ruchem. Całkiem realistycznie prezentuje się pies Riley, podobnie jak wszystkie postacie, synchronizacja ruchu ust do wypowiadanych kwestii niemniej trąci już mocno myszką. Z rzeczy brzydkich to wciąż łatwo też wejść na jakiś teren, na którym nagle pojawią się przed nosem wrogowie, bo deweloperzy nie zakładali, że ktoś mógł w dane miejsce trafić nieco wcześniej. O stylowych filmikach między misjami wspominałem. Muzyka udanie dopełnia akcji, nie starając się nigdzie zaskakiwać ponad satysfakcjonujący poziom. Głosy bohaterom dobrano nieźle, ale od jakości samych dialogów potrafią rozboleć uszy.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Eminem rapuje do gry o tym, że przetrwają tylko najlepiej przystosowani do warunków (rynkowych?), ale nuży taka egzystencja. Niby Call of Duty: Ghosts to produkt dla wszystkich, bo bez względu na recenzje do sklepów popędzą wierni fani serii, a z uwagi na rozpoczęcie zupełnie świeżej (choć przeciętnej) historii to dobry moment, by ktoś niemający do tej pory z nią styczności dał się wciągnąć na pokład, lecz nie dawajmy Activision myśleć, że stanie w miejscu, a nawet cofanie się, jest w porządku. Nie jest. Pod skrzydłami wydawcy siedzi masa niezwykle utalentowanych ludzi, których stać na popchnięcie gatunku do przodu, tymczasem spoczęli oni na laurach i odwalają swoją robotę. Na równym, reprezentującym dobrą jakość poziomie wszakże, ale nic poza tym. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku, a potem człowiek wraca do Black Ops II i zaczyna dostrzegać braki. Największy żal jednak mam do twórców za zmarnowanie szansy wejścia z projektem więcej niż tylko zachowawczym w nową generację. Z braku laku sprzedaje się na PS4 i Xboksie One jak świeże bułeczki, ale gdzie dawna ambicja?

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (20)