Czy jesteś gotów płacić za aktualizacje Androida dla swojego smartfonu?
Google miałoby wywrzeć na producentów smartfonów presję, byporządniej wzięli się za aktualizacjeAndroida – taka wieść gruchnęła w tym tygodniu,elektryzując branżę mobilną. Lista wstydu tych, którzy sięociągają z przygotowaniem nowych ROM-ów miałaby wpłynąć nadecyzje konsumentów, komentowali eksperci Bloomberga.Wiedzielibyśmy, czyim urządzeniom możemy zaufać, a czyimniekoniecznie. O ile oczywiście ktoś by jeszcze pozostał w tymtrudnym i niewdzięcznym biznesie, w którym oczekiwania klientów sąnieskończone, a możliwości ich zaspokojenia coraz mniejsze.
28.05.2016 00:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Router to urządzenie kluczowe dla bezpieczeństwa domowegosprzętu IT. A mieliście kiedyś w domu tani router? Sprzęt, którypowstał tylko po to, by zarobić na nim kilka dolarów – i o nimszybko zapomnieć, w wyścigu do kolejnego, nieco lepszego modelu, narynku na którym walczy się głównie ceną. Prawda jest taka, żewiele tych tanich routerów nigdy nie doczekało się ani jednejaktualizacji, nawet gdy odkrywano w nich poważne luki. Wcale nie zezłośliwości producenta. Po prostu regularne przygotowywanie nowychwydań firmware szybko by zjadło skromny zysk producenta.
Zupełnie inaczej jest z tymi routerami (czy innym sprzętemsieciowym) z górnej półki. Urządzenia Synology, Linksysa czyAsusa dostają aktualizacje jak w zegarku, widać troskę producentao to, by użytkownicy nie tylko czuli się, ale i byli bezpieczni. Tojednak nie jest altruizm, lecz rachunek ekonomiczny. Wysoka cenasprzętu, spory zarobek na nim – to wszystko nie tylko pozwala, alei każe starać się o ulepszanie i zabezpieczanie oprogramowania.
Sytuacja na rynku mobilnym wygląda podobnie. Jak można siędziwić, że urządzenia z iOS-em otrzymują wsparcie przez tyle lat(najnowsza wersja systemu iOS działa wciąż na ponad czteroletnimiPhone 4S), skoro Apple cieszy się jedną z najwyższych w całejbranży średnią ceną sprzedaży? To, że przy okazji jest teżproducentem całego oprogramowania systemowego na pewno pomaga, alenajistotniejsze jest to, że Apple po prostu stać na teaktualizacje.
Większości producentów sprzętu z Androidem po prostu na takiezabawy nie stać. Efekt jest widoczny – miszmasz przeróżnychurządzeń z różnymi wersjami systemów, pełnymi rozmaitychniezałatanych luk. Są oczywiście Nexusy Google'a, te wzorcowetelefony, dla których oprogramowanie przychodzi prosto z MountainView, ale to kropla w morzu androidowego sprzętu. Wszystko inneskazane jest na wyczekiwanie nowego firmware od producentów –wyczekiwanie zwykle na próżno. Kto miałby bowiem za to zapłacić?Z informacji zdobytych przez Bloomberga wynika, że kosztprzygotowania tylko jednej aktualizacji z nową łatkąbezpieczeństwa dla tylko jednego modelu smartfonu to co najmniejkilkaset tysięcy dolarów. A takie aktualizacje powinny pojawiaćsię przecież wiele razy do roku.
Winę za taki stan rzeczy ponosi tylko i wyłącznie Google, któresprowadziło na nas monopol Androida, systemu na bazie Linuksa,cierpiącego na jedną z głównych bolączek Linuksa – brakstabilnego binarnego interfejsu do sterowników sprzętu. W idealnymświecie nie byłoby to problemem, w idealnym świecie tylkootwartego kodu sterowniki kompilowałoby się wraz z nowym jądrem,ale niestety nie żyjemy w idealnym świecie. Przekonać się o tymmożemy łatwo sięgając po w pełni opensource'ową wersjęAndroida – Replicanta. Owszem, działa (na tych kilku wspieranychurządzeniach) ale jak? Zapomnijmy o akceleracji 3D, obsłudze GPS-a,poprawnym działaniu kamery... bez własnościowych sterowników sięnie obędzie, a te są dostarczane do konkretnych wersji systemowegojądra. Stąd też tyle kłopotów przy tworzeniu nowych wersjiAndroida na stare urządzenia – zadbanie o kompatybilność zesterownikami jest sprawą nietrywialną.
Ciekawą propozycję wyjścia z tego impasu zaproponowałdzisiaj na łamach The Verge redaktor Vlad Savov. Zauważa trudną dopozazdroszczenia sytuację producentów sprzętu z Androidem, rozumiekoszt posprzedażowej obsługi – i pyta się otwarcie: skoroludziom tak bardzo zależy na aktualizacjach Androida dla starszychmodeli, dlaczego za to nie zapłacą? Pomysł jest genialny w swojejprostocie: jeśli np. użytkownicy phabletu HTC One max z 2013 rokuchcieliby na nim Androida 6.0, to niech HTC ogłosi na Kickstarterzeprojekt, w którym określi, ile przygotowanie takiej aktualizacji bykosztowało. Jeśli znajdzie się wystarczająco wieluzainteresowanych fundatorów, to producent zbierze na to wszystkośrodki i wyda jakimś zamkniętym kanałem nową, oficjalniewspieraną wersję systemu dla tych, którzy za nią zapłacili.Wszyscy inni mogliby po prostu kupić sobie nowy model urządzenia.
Co by bowiem nie mówić, realnym uaktualnieniem firmwaresmartfonu jest nowszy smartfon. Dla producentów sprzętu, którzypraktycznie nic nie zarabiają ani na oprogramowaniu, ani nausługach, a jedynie tworzą możliwość zarabiania na nichmiliardów Google'owi, to jedyne chyba wyjście, które pozwoliłobyim dostarczyć na starsze smartfony nowsze firmware, przedłużającw ten sposób ich żywotność (a to przecież coś, co żadnemuproducentowi się nie kalkuluje).
Pomysł wywołał wśród czytelników Verge'a ambiwalentnereakcje, głosy rozkładają się mniej więcej pół na pół –jest spora grupa gotowa zapłacić (pod warunkiem, że dostanie zapieniądze czystego Androida bez reklamowych śmieci), jest teżspora grupa uważająca, że koszt aktualizacji powinien znaleźćsię w cenie urządzenia. Na jaki jednak czas? Czy wspomniany HTC Onemax powinien wciąż dostawać aktualizacje software'owe, mimo żegwarancja na sprzęt już wygasła?
Czekamy na Wasze opinie w tej kwestii.