Dark Sector
Zbyt rzadko producenci gier dostarczają nam mrocznych oraz odważnych produkcji. Tytułów, które poruszają tą ciemną stronę naszej świadomości. Strasznie długo przyszło nam wyglądać utrzymanego w tym tonie najnowszego dzieła Digital Extremes. Wygląda jednak na to, że cierpliwość mogła się opłacić, prawdopodobnie dostarczono nam bowiem tytuł o wiele lepszy, niż pierwotnie zakładano...
04.04.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
SpóźnialskiNie przesadzając – na tą grę czekaliśmy prawie cztery lata. Pierwszy zwiastun pojawił się w roku 2004 i zapowiadał mocny thriller osadzony w realiach science-fiction. Pamiętam to jak dziś: świetna muza autorstwa Yakudo, główny bohater wyglądający niczym Gray Fox z Metal Gear Solid oraz pusta, zimna przestrzeń kosmosu. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło w założeniach, więc Dark Sector przeszło ogromną przemianę. Mutację wręcz. Oceńmy, czy zupełnie nowy, mniej techno-futurystyczny wizerunek pozytywnie wpłynął na losy tajemniczej produkcji.
Zawód szpiegNiektórzy mogą poczuć się lekko zdezorientowani, zwłaszcza Ci którzy znają pierwotną wizję Dark Sector, ale miejscem naszej przygody nie będą wcale niebezpieczne rubieże galaktycznej otchłani. Otóż najnowszy tytuł ekipy Digital Extremes zabiera nas do fikcyjnego państwa o nazwie Lasria leżącego w granicach wpływów Związku Radzieckiego. Lądujemy tam jako Hayden Tenno, agent CIA, którego zadaniem jest odnalezienie człowieka o przezwisku Mezner. Facet posiada ponoć dostęp to niebezpiecznej toksyny zamieniającej ludzi w odrażające stwory. I rzeczywiście - szybko przekonujemy się, że to bolesna prawda doświadczając na własnej skórze działania niezwykłej substancji. Wirus powoli pochłania ciało Haydena, czyniąc z niego de facto rzecz z którą został tu wysłany walczyć. Na szczęście Tenno to nie pierwszy lepszy agent z pijackiej łapanki, a zdeterminowany i świetnie wyszkolony jegomość skory to „ratowania świata”. Nieszczęśliwie zarażony mocą rosnącą w jego „łonie” kontynuuje powierzoną mu więc misję.
Klon i kopiaOgólnie rzecz ujmując Dark Sector to w najważniejszych mechanizmach klon kultowego Gears of War. Walcząc ze stworzonymi przez Meznera kreaturami często musimy chować się za przeszkodami, przyklejać do ścian, by stamtąd prowadzić skuteczny ogień. Poza tym, w czasie pokonywania większych odległości pomiędzy kolejnymi zasłonami unikać wrogich pocisków pomaga nam sprint, który i tu jest przypisany pod zielony przycisk „A”. Równocześnie jednak produkcja angielskiego developera, Digital Extremes, charakteryzuje się jedną, znaczącą różnicą. Rozwijające się w środku Haydena moce obdarzyły go nie tylko zdolnością telekinezy czy znikania, ale także bronią, która w sposób niezwykle efektowny wpływa na rozgrywkę w tej interesującej produkcji.
[break/]Pomocna dłońMusicie wiedzieć, że wraz z wniknięciem wirusa do krwioobiegu Haydena ramię bohatera stało się metaliczne, wytwarzając przy okazji spore ostrze działające niczym bumerang. Kiedy namierzymy danego przeciwnika możemy zaatakować go normalnie, bronią konwencjonalną, lub właśnie tym swoistym „shurikenem”. Dodatkowo niecodzienny biologiczny oręż podczas naszej przygody stale poprawia swoje zdolności. Z początku dzięki niemu szybko pozdejmujemy grupie przeciwników „czapki z głów”, później zaś z pobliskiej pochodni „pożyczymy” ogień, by jednym rzutem podpalić przerażającego stwora, lub nawet „naelektryzujemy” ostrze prądem z pobliskich urządzeń. Możliwości jest naprawdę dużo oferując graczowi maksymalnie fajną i wciągająca atmosferę łowów w stylu samego Predatora.
A co powiecie na kamerę umieszczoną tuż za lecącym w stronę szyi wroga bumerangiem, którym w danej chwili możemy kierować przy użyciu analoga? Lekkie rozmycie, spowolnienie akcji – z czasem naturalnie rozglądamy się za kolejnym skalpem... Demoniczny „shuriken” to także pomocna dłoń przy rozwiązywaniu wielu zagadek, zbieraniu amunicji na odległość, a miejscami przypomni jak prezentowały się klasyczne „Fatalities”. Każdego wroga możemy nim wykończyć na wiele sposobów, choć niestety efekt jest zawsze przypadkowy. Fruwające kończyny i hektolitry krwi – Australia z racji ostrzejszej cenzury nie wie co traci... Twórcy gry dla urozmaicenia zabawy dorzucili jeszcze możliwość korzystania z „czarnego rynku”. Za pieniądze znalezione w czasie przemierzania kolejnych lokacji możemy kupić pistolet, strzelbę, uzi, itd. Dodatkowo, podobnie jak choćby w Resident Evil 4 każdą broń da się ulepszyć - poprawić jej szybkość, celność, pojemność magazynka. Standard, niemniej fajnie, że o tym pomyślano.
Dark TeamDark Sector to także rozbudowana opcja multiplayer. Dzieli się ona na dwa tryby, które możemy wypróbować na pięciu różnych, dobrze zaprojektowanych mapach. „Infection” stanowi wariację na temat rozgrywki w charakterze VIP. Jeden gracz wciela się w rolę Haydena, a drugi wraz z grupą żołnierzy na niego poluje. „Epidemic” to znowu podział na dwie drużyny – w każdej Hayden (czyt. super ekstra przypakowany gość) plus kilku ochroniarzy. Macie już wrażenie, że nie tryskam tutaj radością? Niestety, ale pod względem wieloosobowej rozgrywki online Dark Sector stanowi jedynie ciekawostkę. Wątpię, aby w tym tytule zabawa w gronie kumpli kogokolwiek zachwyciła...
Mroczne tajemnicePo zaprezentowaniu wszystkich atutów najnowszej produkcji Digital Extremes czas na opisanie wad, bo kilka takich niestety ta gra posiada. Przede wszystkim jest ogromna różnica pomiędzy używaniem ostrza na odległość, a w czasie walki wręcz. Bez problemu trafiamy w odległy punkt, ale kiedy mamy poradzić sobie z najbliższym zagrożeniem często dochodzi do chybienia. Rzecz wypada tragicznie, mocno utrudniając wydawać by się mogło łatwą potyczkę. Dalej, przeciwnicy to grupa różnych, dosyć sprytnych jednostek, jednakże o potyczkach z samymi bossami trudno mówić w superlatywach. Owszem, są ciekawie zaprojektowane, lecz dlaczego w takich starciach wszystko opiera się na przypadku? Można zapomnieć o jakiejkolwiek strategii, konkretnym planie.
[break/]Zaledwie dziesięć misji stanowi po części kolejny gwóźdź do trumny, bo przekłada się to zaledwie na 6-7 godzin dość klimatycznej, ale w gruncie rzeczy schematycznej zabawy. Brak większego rozmachu, monumentalności, pomysłu na coś większego. Sama fabuła również nie dodaje całości skrzydeł. Postacie są papierowe, pozbawione tła, przeszłości. Skłamałbym, gdybym stwierdził jednak, że jest nudno – w grze czeka na nas kilka udanych zwrotów akcji, co nie zmienia faktu, iż o jakimkolwiek zaangażowaniu można zapomnieć. Pomysł dobry, ale zrealizowany bez większej pompy.
Dłużej nie znaczy lepiejDark Sector, jak widzicie po screenach, prezentuje się bardzo ładnie. Dużo tutaj nastrojowych lokacji, interesujących, architektonicznych rozwiązań oraz przerażających, ciekawych maszkar. Animacja jest płynna i dopracowana, a wszystko tonie w sporej ilości detali. Niestety zdarzają się piękne ulice zniszczonego miasta, a zaraz potem również nudne i powtarzające się sale podziemi czy fabryk. Spostrzegawcze oko bez problemu zauważy lokacje, które sprawiły twórcom przyjemność przy składaniu ich do gry, a które po prostu trzeba było „wrzucić”. Wielka to szkoda, bo niepotrzebnie burzy wizerunek ogólnie wyśmienitej oprawy. Lenistwo, czy brak umiejętności? Jestem pewien, że tylko to pierwsze.
Szybciej czasami znaczy lepiejCo jest powodem nie do końca udanej formuły Dark Sector? Bo minęły cztery lata od rozpoczęcia prac, a dostajemy „jedynie” dobry produkt. Wydaje mi, że przyczyną są przede wszystkim wątpliwości producentów, które nawiedzały zbyt często ich zapracowane głowy („ten pomysł się może nie spodoba, więc zróbmy to w inny sposób, albo nie”). Ostatecznie trudno powiedzieć, czy dobrze się stało, że gra Digital Extremes przetrwała tyle poprawek. Nie zmienia to niemniej faktu, iż można było więcej wyciągnąć z tego pomysłu. I choć podobne produkcje często mają dość słaby scenariusz (choćby wspominany Resident Evil 4), to świadomość niewykorzystanego potencjału smuci. Nieciekawie niestety sprawa ma się też z walką. Fajnie spadają głowy ściągnięte ze sporej odległości, ale dlaczego tak uparcie trzymają się szyi kiedy atakujemy z bliska?
„Czarny rynek” to także reprezentant słabo rozwiniętego patentu. Usprawnienia dostępnego ekwipunku są drogie, przez co nie pozwalają nam nawet na instalację połowy wszystkich dostępnych bajerów. Co gorsza, kiedy ukończymy tytuł i rozpoczniemy grę od nowa tych zdobytych broni w naszej kieszeni już nie ma. A czy nie byłoby fajnie, gdyby gracz mógł wystartować ponownie wraz z ekwipunkiem uzyskanym w poprzednim podejściu? Podsumowując – Dark Sector to klimatyczny, dynamiczny i ładny tytuł, posypany mroczną przyprawą. Nie do końca wszystko zagrało, acz produkcja kilkakrotnie pokazuje swoje wielkie, ostre zębiska. Polecam grę wszystkim, którzy lubią ciężki i krwawy tzw. „mayhem”.