Echochrome
Szarpiąc w gry wideo musimy przyjąć zasady rządzące środowiskiem każdej z nich. Godzimy się więc na bezkarne łamanie praw fizyki, przekraczanie barier logiki, dokonywanie niemożliwego. Przymykamy oko na nieśmiertelność, nadprzyrodzone moce oraz bardzo wiele umowności. Każda produkcja ma swoje reguły, do których trzeba się dostosować. Zdarzają się jednak czasem perełki łamiące tak wiele kanonów, tak bardzo kłócące się z prawdziwym światem, że aż ciężko nam je zaakceptować. Opisywane Echochrome z pewnością należy do czołowych przedstawicieli takich właśnie pozycji.
18.08.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:53
To, co widzisz, jest prawdziwe. To, czego nie widzisz, nie istnieje. Przed przystąpieniem do zabawy z dziełem Sony musimy sobie wpoić te dwa proste w założeniach fakty. Jeśli w podłożu jest dziura, ale my jej nie dostrzegamy, nie wpadniemy w nią. Trochę jak w kreskówkach ze Strusiem Pędziwiatrem. Gdy po przesunięciu perspektywy dolna kondygnacja pozornie złączy się z górną, to tak naprawdę nie ma żadnego rozgraniczenia – otrzymujemy jednolity poziom. Kiedy schody prowadzą donikąd, odpowiednio ustawiając kamerę możemy sprawić, by wiodły na kolejne piętro. Na takim właśnie kombinowaniu polega Echochrome - niezwykła gra, w której kluczem do sukcesu jest wyobraźnia przestrzenna i jej wykorzystanie do złudzeń optycznych.
Zadaniem gracza jest przeprowadzenie manekina na drugi koniec każdego poziomu. Manekina, lalki, robota – nie wiadomo co to do końca jest, w każdym razie chodzi sobie bezwiednie gdzie tylko może, bez naszej kontroli. Jak napotka dziurę, to w nią wpadnie; jak napotka ścianę, to się zawróci; jak napotka schody, to wejdzie po nich na górę lub zejdzie w dół. My możemy jedynie tak manipulować planszą, by zasłonić mu wszystkie przeszkody, ewentualnie stworzyć nowe przejścia, doprowadzając w określone miejsce. Dostajemy na wszystko jednak tylko trzy minuty, płynące nieubłaganie nawet wtedy, gdy zatrzymamy grę w celu rozejrzenia się po poziomie i rozplanowania dalszej trasy manekina. Ta z kolei musi jeszcze uwzględniać tzw. „echa” - czarne duszki, które należy zgarnąć w drodze do celu.
Brzmi surrealistycznie, wiem, i w istocie takie jest. Powiem Wam, że Echochrome stanowi pozycję trudną oraz na pewno nie dla każdego. Potrzebne są tutaj naprawdę niezłe orientowanie się w przestrzeni, a także zdolność geometrycznego myślenia. I przyznam się bez bicia - ja po prostu jestem na to wszystko za głupi. No nie umiem, nie rozumiem, nie ogarniam. Nie potrafię sobie wyobrazić co powinno łączyć się z czym, co się stanie, gdy obrócę kamerę o 58 stopni na południowy zachód, w jaki sposób mogę sprawić, by ten przeklęty manekin wlazł tam, gdzie sobie tego życzę. Piszę o tym dlatego, że do Echochrome niestety trzeba mieć zacięcie. To nie jest gra, którą każdy może bezstresowo się pobawić. Nie – ją trzeba „widzieć”, zrozumieć i otworzyć na nią umysł, czego ja, ze względu na słabą wyobraźnię przestrzenną, za nic w świecie nie potrafię osiągnąć. Przed zakupem miejcie więc na uwadze fakt, iż dla Was również może okazać się to tytuł raczej frustrujący, niż bawiący.
[break/]Sprawy na pewno nie ułatwia sterowanie – rzecz aż prosi się o dwa analogi. Niestety, za pomocą krzyżaka i „pieprzyka” PSP ciężko jest ustawić widok dokładnie tak, jak chcemy. Co prawda na ratunek przychodzi „kwadrat”, po wciśnięciu którego perspektywa możliwie najbardziej się wyrówna ułatwiając pozorne łączenie elementów poziomu, lecz to i tak za mało. W grze, gdzie goni nas czas i wymagane są naprawdę szybkie decyzje oraz ruchy, nieprecyzyjne sterowanie jest sporym minusem skutecznie utrudniającym zabawę. Nie miałem okazji testować Echochrome w wersji na PS3, lecz na tej platformie kontrola perspektywy jest rzekomo bardziej dopracowana i przyjazna. Nic dziwnego.
Podobnie rzecz ma się z grafiką, choć ta także na handheldzie Sony wypada dobrze, głównie ze względu na niepowtarzalny styl. W skrócie – czarne kontury na białym tle. Jest bardzo minimalistycznie, lecz ma to swój urok i w ogólnym rozrachunku prezentuje się naprawdę estetycznie. Taki design nie każdemu może przypaść do gustu, ale nie można zaprzeczyć, że jest coś wdzięcznego w tej oszczędnej wizualizacji – coś, co idealnie wpasowuje się w atmosferę i klimat tytułu. Dźwięk, mimo że skromny, również dobrze współgra z całością: podczas zabawy słychać jedynie kojącą muzyczkę (choć mogącą po czasie nieco działać na nerwy) i tupot manekina. Ale czyż coś więcej jest potrzebne w dziwacznym świecie Echochrome?
Tak, dziwaczny to dobre słowo opisujące eksperyment Sony. Jest to jedna z tych produkcji, w które niektórzy będąc grać do upadłego tocząc ślinę kątem ust, a inni pobawią się chwilę, powiedzą „fajne, ale nie dla mnie” i odłożą ją na półkę. Jak zauważyliście należę do tych drugich i choć z recenzenckiego obowiązku musiałem spędzić z grą zdecydowanie więcej niż chwilę, to trochę się męczyłem. Jak już pisałem – do Echochrome potrzeba wyobraźni przestrzennej, trzeba lubić bawić się bryłami, obracać, kręcić, kombinować. Jeśli czujecie, że to nie wasza broszka, to od razu darujcie sobie ten tytuł. Zwyczajnie Was przerośnie. Nie przeczę jednak, że przy sprzyjających wiatrach i z odrobiną wzmiankowanej wyobraźni można fantastycznie spędzić z grą czas: starczy na długo (edytor poziomów robi swoje), zaprzęga do pracy szare komórki oraz niewątpliwie zapewnia zupełnie świeże doznanie. Takiej pozycji na rynku jeszcze nie mieliśmy. Spróbować na pewno warto, kupić – dopiero po spróbowaniu.