Elon Musk chce przejąć Twittera. "Ma niezwykły potencjał. Ja go uwolnię"

Cały świat ma w tej chwili nieodparte wrażenie, że Elon Musk za wszelką cenę chce mieć w garści Twittera. Multimiliarder pochwalił się w serwisie, że złożył mu ofertę, która najprawdopodobniej jego zdaniem jest nie do odrzucenia. Pojawia się tylko pytanie, czy niekoronowany król Twittera zamknie niebieskiego ptaszka w klatce, czy raczej pozwoli mu rozprostować skrzydła.

Elon Musk chce być królem Twittera.
Elon Musk chce być królem Twittera.
Źródło zdjęć: © Getty Images
Konrad Siwik

14.04.2022 | aktual.: 14.04.2022 17:46

Prezes Tesli Elon Musk złożył "najlepszą i ostateczną" ofertę kupna 100 proc. udziałów w Twitterze w zaktualizowanym dokumencie złożonym w czwartek w SEC. Multimiliarder oferuje 54,20 dolarów za akcję w gotówce. Jak podaje CNBC, oferta Muska wycenia Twittera na około 43 miliardy dolarów. Tymczasem wartość rynkowa serwisu wynosi około 37 miliardów dolarów. Sam majątek Muska oscyluje wokół 260 mld dolarów. "Moja oferta jest najlepszą i ostateczną ofertą, a jeśli nie zostanie przyjęta, będę musiał ponownie rozważyć swoją pozycję jako akcjonariusza" – zapowiada potentat.

Musk twierdzi, że Twitter musi przejść na stronę prywatną, aby dokonać – jego zdaniem – koniecznych zmian. "Zainwestowałem w Twittera, ponieważ wierzę w jego potencjał do stania się platformą wolności słowa na całym świecie i uważam, że wolność słowa jest społecznym imperatywem dla funkcjonującej demokracji" – pisze Musk w liście skierowanym do prezesa Twittera Breta Taylora. "Jednak po dokonaniu inwestycji zdałem sobie sprawę, że w obecnej formie firma nie będzie ani dobrze prosperować, ani służyć temu społecznemu imperatywowi. Twitter musi zostać przekształcony w firmę prywatną" – podkreślił.

"Twitter ma niezwykły potencjał. Ja go uwolnię" – puentuje Musk.

Twitter potwierdził dziś, że otrzymał od Elona Muska niezamówioną, niewiążącą propozycję nabycia wszystkich znajdujących się w obrocie akcji zwykłych spółki za 54,20 dol. za akcję w gotówce. "Zarząd Twittera uważnie przeanalizuje propozycję, aby określić sposób działania, który jego zdaniem leży w najlepszym interesie spółki i wszystkich posiadaczy akcji Twittera" – powiadomił w komunikacie zarząd serwisu.

"Titter" w oczach Elona Muska

Wojna w Ukrainie obnażyła wiele słabych punktów mediów społecznościowych – w tym Twittera. Serwis miał problem z rosyjskimi trollami, blokował sprawdzone konta należące do przeciwników wojny, a nawet osób związanych z kolektywem Anonymous.

Konto Elona Muska na Twitterze zaczęło w pewnym momencie przypominać jedną wielką tablicę, na której punktował słabe strony serwisu. Ekscentryczny miliarder wpadł m.in. na pomysł usunięcia "w" z nazwy Twitter. Zapytał swoich obserwatorów o ich zdanie. Nie pozostawił im jednak zbyt wielu opcji wyboru, bo ankieta zawierała jedynie odpowiedzi "tak" i "oczywiście". Powstałe słowo "Titter" oznaczające "chichot" wywołało mieszane uczucia wśród użytkowników platformy, na której powstał nawet trendujący #titter.

Postawa Muska w stosunku do Twittera od dłuższego czasu była niemal całkowicie antagonistyczna, przepełniona krytyką polityki moderacji treści, braku przycisku edycji oraz decyzji o niewykorzystywaniu siedziby firmy jako schroniska dla bezdomnych. Dziwna relacja Muska z Twitterem – który wbrew wszystkiemu wydaje się jego ulubionym serwisem – doprowadziła nawet do tego, że ten tweetował pytania w stylu: Czy Twitter umiera? Przy tym wskazał najpopularniejsze konta na Twitterze, które jego zdaniem nie wykazują odpowiedniej aktywności.

Jako członek zarządu, którym ostatecznie nie został, powinien czasem ugryźć się w język, ponieważ nawet jeśli zamierza naprawić Twittera, takie wpisy nie sprzyjają renomie serwisu. Gdyby doszło do tego, że Musk odkupi platformę, musiałby reprezentować interesy zwykłego akcjonariusza. Byłby to dla niego kolejny ogromny obowiązek prawny, a jak wiadomo, Musk ma dość infantylne podejście do życia, lubi manipulować światem, a jego wpisy niejednokrotnie sprawiały, że ktoś się wzbogacił lub – co gorsza – po prostu zbiedniał.

Wolność słowa w oczach Muska może być wyjątkowo niebezpieczna. Wiadomo, że każdy chciałby móc publikować w sieci, co tylko przyjdzie mu do głowy. Przypuśćmy jednak analogiczną sytuację w prawdziwym świecie. Tutaj nikt nie krzyczy głośno na ulicy, że kryptowaluta Dogecoin jest najlepsza na świecie. Musk jednak ochoczo zachwala swojego ulubionego pieseła, przez co linie na wykresach giełdowych skakały w górę i w dół. Trzeba mieć też na uwadze, że Twitter podejmował w ostatnich latach działania mające na celu ograniczenie nadużyć i nękania na platformie m.in. poprzez oznaczanie tweetów zawierających nieprawdziwe informacje i usuwanie kont naruszających zasady serwisu.

Musk musiałby znaleźć takie rozwiązanie, które nie pozwoli dezinformacji szerzyć się w serwisie, a jednocześnie nie będzie usuwać bezpodstawnie wpisów, które nie naruszają jego zasad. Jak jednak pokazała wojna – mimo zabezpieczeń – na Twitterze pojawiała się masa rosyjskich trolli, którzy bezkarnie publikowali kremlowską propagandę. Z drugiej strony zawieszane były konta osób udostępniających prawdziwe informacje z Ukrainy.

Tak więc, jeżeli Musk rzeczywiście chce naprawić Twittera, w pierwszej kolejności powinien sam przestać krytykować platformę, w którą tak ochoczo inwestuje. Musiałby również mieć na uwadze, że wolność słowa też ma jakieś granice, bo w innym przypadku serwis może stać się internetową Rosją, w której prawda jest zasypywana dezinformacją i trudno będzie się przez nią przekopać.

Programy

Zobacz więcej