Empire Earth: Złota Edycja
Wiele, wiele lat temu nikt nie wyobrażał sobie gry, która mogłaby pokazywać losy całej cywilizacji w czasie rzeczywistym. Większość z nas uważało, że szczytowym osiągnięciem w tej dziedzinie jest druga część genialnego, ale wciąż turowego, Civilization. Jakże się myliliśmy, ktoś bowiem wpadł na bardzo prosty pomysł. Dlaczego by nie połączyć wspomnianego już dzieła Sida Meiera z bijącym rekordy popularności Age of Empires II? Tak właśnie powstało Empire Earth. Podczas gdy na światło dzienne powoli wychodzą obrazki z trzeciej już odsłony serii, my przyjrzyjmy się Złotej Edycji pierwszej części gry wydanej przez CD Projekt.
06.06.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Złota Edycja oprócz samej podstawki zawiera również dodatek pod tytułem Sztuka podboju. Dzięki takiemu połączeniu możemy rozegrać razem w sumie siedem kampanii. Każda opowiada o innym etapie w dziejach ludzkości. Misje rozgrywać będziemy w starożytnej Grecji (mój ulubiony okres historyczny), średniowiecznej Anglii, dwudziestowiecznych Niemczech i Rosji najbliższej przyszłości. Scenariusze mają różne cele, co oznacza, że niekoniecznie będziemy ciągle podążać znanym schematem surowce-baza-wojsko-atak, i tak w koło Macieju. Na samym początku powinniśmy włączyć samouczek, gdyż może zająć trochę czasu, zanim do końca opanujemy wszystkie opcje, jak również samo sterowanie. Komputer nie zwykł popełniać błędów, powinniśmy więc zadbać o to, abyśmy z naszej strony również ograniczyli je do minimum. Warto rozegrać kilka misji z kampanii, choćby ku poznaniu możliwości SI wroga. A te nie są wcale takie małe - o tym jednak później. Kwintesencją Empire Earth ma być przecież nie tryb kampanii, który składa się z fabularnie powiązanych misji, lecz rozwój naszego wspaniałego gatunku rządzącego tą planetą.
Rozpoczynając podbijanie świata mamy do dyspozycji zestaw standardowych opcji mapy, tak więc możemy stworzyć sobie warunku jakie tylko chcemy. Do użytku oddano nam dwadzieścia trzy nacje plus dwie dodatkowe ze Sztuki podboju. Wybór narodu nie będzie wpływał aż tak na przebieg gry, gdyż różnią się one od siebie cechami, które mają prawie że niezauważalny wpływ na to, co dzieje się na ekranie. Jeśli nie pasuje nam żadna z dostępnych ras możemy oczywiście stworzyć taką bardziej odpowiadającą naszemu stylowi gry. Sama rozgrywka jest dość standardową strategią czasu rzeczywistego, oczywiście oprócz faktu, że może nam zająć kilka godzin zanim dojdziemy do jakiegoś przyzwoitego poziomu technologicznego, w którym definicja pocisku nie ogranicza się do słowa „kamień”. W sumie możemy przejść przez piętnaście epok historycznych, od Epoki Brązu do Ery Kosmicznej, skala czasowa jest więc niesamowita. Powinniśmy jednak zastanowić się, czy mamy ochotę na te wszystkie etapy rozwoju.
[break/]Jedną z głównych bolączek gry jest właśnie powolny rozwój. Powiedzieć, że nasi podwładni „żółwio” zbierają surowce, to byłby dla nich komplement. Bardzo przydaje się przed startem rozgrywki zadbać o zasobne skarbce początkowe, bo dzięki temu będziemy mogli pocieszyć się trochę szybszym jej tempem. Mus doglądania powoli poruszających się jednostek to nie wszystkie minusy tytułu, bowiem nie wiadomo dlaczego, ale taki awans cywilizacji jest bardzo kosztowny. W Age of Empires II przejście do następnej epoki również nie było najłatwiejszą sprawą, lecz wciąż wydawało się możliwe. Mogliśmy skupić się też na obronie, czy ataku. Tutaj sprawa ma się inaczej. Jeśli chcemy awansować, będzie nas to kosztować sporo czasu i ogromną ilość rezerw.
W przeciwieństwie do wspomnianego już kilkakrotnie Age of Empires, EE posiada kilka całkiem przyjemnych cech, które świadczą o pomysłowości twórców. Niektóre budynki mają na przykład efekt obszarowy - tak działa choćby świątynia. Postawiwszy tą strukturę nie musimy się obawiać, że w jej pobliżu wrogi kapłan urządzi mały pokaz boskiej mocy, zsyłając na nas jakiś kataklizm. Sama ilość jednostek również budzi respekt. Nie muszę chyba wymieniać, że gra pozwoli nam na stworzenie wszelkiego rodzaju łuczników, włóczników, poprzez statki, samoloty, aż do futurystycznych robotów kroczących. Walczyć będziemy nie tylko na ziemi, ale również na lądzie i w wodzie. Oprócz standardowych typów wojska można tu także napotkać władających magią kapłanów, czy bohaterów, którzy pozytywnie wpłyną na morale naszych żołdaków. Takiej różnorodności nie powstydziłoby się wiele RTSów wydawanych obecnie.
Struktura wojska jest niestety bardzo podobna do tej, znanej z Age of Empires. Funkcjonuje tu zasada znana z gry „papier, nożyce, kamień”. Pomysł ten, niezbyt szczęśliwy, użyty został w wielu nawet nowszych produkcjach, takich jak choćby trzecia część wspominanej wielokrotnie strategii Microsoftu. Każda jednostka ma swoją nemesis, która zniszczy ją z łatwością, lecz sama stanowić będzie ciężki orzech do zgryzienia dla jeszcze kogo innego. Trzeba odpowiednio dostosować się do tego rozwiązania zaimplementowanego przez twórców. Nasza armia musi być odpowiednio różnorodna, aby móc stawić czoła każdemu przeciwnikowi, który może nas zaatakować. Sprawia to, iż musimy ciągle kombinować oraz zmieniać strukturę wojska wraz z kolejnymi, nowymi wynalazkami. SI reprezentuje bardzo wysoki poziom i wygranie nawet z jednym przeciwnikiem prowadzonym przez komputer potrafi nastręczyć trochę trudności. Może to również być ewentualnym odstraszaczem od EE - wygranie wojny, szczególnie na początku nie należy do rzeczy najłatwiejszych.
[break/]Oprócz wysokiego poziomy sztucznej inteligencji, gra może demotywować jeszcze swoim rozmiarem - nie każdy ma przecież ochotę przechodzić przez wszystkie etapu rozwoju. W zasadzie takie rozwiązanie jest zarezerwowane dla gier turowych, w których można każdą swoją akcję przemyśleć. Różnorodność jednostek też jest w pewnym sensie minusem, bowiem ciężko czasami w tym wszystkim się połapać, szczególnie w ogniu i kurzu bitwy. Można również znaleźć w produkcji tej elementy, które dałoby się trochę dopracować. Nie rozumiem na przykład dlaczego bez przerwy zbieramy te same surowce. Od pierwszej epoki do ostatniej, tej prowadzącej nas już w kosmos, wciąż eksploatujemy identyczne złoża. Sprawia to, że tak ważny w dzisiejszych czasach motyw jak walka o nowe źródła surowców wcześniej niewykorzystywanych w zasadzie tutaj nie istnieje. Można było odrobinkę postarać się w grze, która opowiadać ma przecież o rozwoju cywilizacyjnym ludzkiej rasy.
Empire Earth jest jednym z tych tytułów, które to posiadają funkcję maksymalnego przybliżenia, ale wolelibyście z niej nie korzystać. Na największym oddaleniu wszystko wygląda całkiem nieźle. Jednostki wykonano przyzwoicie - najlepiej prezentują się potężniejsi wojacy, na przykład roboty bojowe, czy niszczyciele. Ze względu na skalę gry na ekranie może być jednocześnie całkiem spora ilość wojska, ale w żaden sposób nie przeszkadza to w rozgrywce. Trochę dziwi fakt, że jeśli już występują przerywniki w grze, tworzone one są w silniku na największym przybliżeniu. Człowiek aż odsuwa się od ekranu na widok takiej scenki, chociaż nie jest to aż taki problem. Generalnie gra w czasach premiery grafikę miała świetną, a teraz trzeba troszkę przymknąć na nią oko i nie oceniać jej za dość archaiczny w dzisiejszych realiach wygląd. Co do dźwięku - jako, że w świecie Imperium Ziemi spędzimy pewnie trochę czasu, możemy już po kilku godzinach gry go wyłączyć. Mimo faktu, że muzyka jest dość przyjemna i zmienia się wraz z sytuacją na ekranie, potrafi się ona szybko znudzić. Odgłosy również nie należą do najprzyjemniejszych dla ucha – takie serie z karabinu maszynowego mogą zacząć irytować.
Produkcja ta już w momencie premiery nie była żadnym hitem. Owszem, miała bardzo wiele elementów, które sprawiały, że można było grą się chwilkę pobawić, ale nie dorównała popularnością ani kultowej Civilization, ani Age of Empires. Główną bolączką tytułu jest niestety nuda, bo nasza nacja rozwija się bardzo powoli, wieśniacy zbierają surowce w zastraszająco ślimaczym tempie… W pierwszych etapach rozwoju można po prostu zasnąć. Zanim więc dojdziemy do odpowiedniego poziomu i zajmiemy się przeciwnikiem czymś innym niż maczugą upłynie sporo wody w rzece. Mimo to jednak Empire Earth stanowi pewien etap rozwoju strategii czasu rzeczywistego i głównie dlatego uważam, iż warto poświęcić jej przynajmniej kilka godzin. Chociażby po to, by zobaczyć w co się kiedyś grało i czego możemy spodziewać się po zapowiadanej części trzeciej.