Empire: Total War
Gra Empire: Total War pojawiła się na polskim rynku zaledwie parę dni temu i już osiągnęła sukces, wskakując na czołowe miejsce w ilości sprzedanych egzemplarzy w pierwszym tygodniu od daty premiery. Z radością wzięliśmy tytuł na warsztat i spróbujemy odpowiedzieć, czy faktycznie jest tak rewelacyjny oraz czy warto zainwestować nasze ciężko zarabiane polskie złote w kupno tej produkcji. Przy czym wybraliśmy zgoła odmienne podejście do recenzji – nie spodziewajcie się porównań do poprzednich pozycji z serii Total War. Wyrazimy opinię nieskażoną jakimikolwiek dobrymi lub złymi doświadczeniami z wcześniejszych gier od Creative Assembly.
13.03.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na początek kilka formalnych informacji na temat Empire oraz tego, co oferuje. Gracze trafiają w XVIII wiek, a więc w okres, który zapisał się w historii jako czas wielu przemian, nie tylko na mapie Europy, ale też na przykład w samej sztuce wojennej – w powszechnym użyciu pojawiła się broń palna i na zawsze odmieniła ona sposób prowadzenia bitew oraz odstawiła w kąt miłośników miecza i topora. Był to też okres szybkiego rozwoju imperiów kolonialnych, światowego (globalnego?) handlu, a także zniknięcia z mapy pewnego kraju, zwanego wówczas Rzeczypospolitą. O tym ostatnim wspominam nieprzypadkowo – twórcy próbując wiernie odwzorować ówczesne realia polityczne zauważyli, iż Polska, choć nie tak silna jak inne ówczesne mocarstwa, była dość znaczącym graczem w Europie i umożliwili nam pokierowanie właśnie polską nacją, z jej wszystkimi problemami, słabościami oraz niestety także zacofaniem. Lecz to tylko od gracza, który wybierze Polskę z kilkunastu innych możliwości, zależeć będzie czy taki stan rzeczy pozostawi sobie, czy też może uda mu się zamienić nasz padołek w prężne, kwitnące i dostatnie mocarstwo.
A możliwości ku temu każdy będzie miał sporo – gospodarka, handel, dyplomacja, armia, flota, uczeni, biskupi, podejrzane typy infiltrujące obce państwa, konflikty wyznaniowe, wojny i podboje - dobór środków zależeć będzie tylko i wyłącznie od nas. Na początek jednak, zanim zabierzemy się za opanowywanie cywilizowanego świata, lepiej skorzystać z treningowego rozegrania bitwy lądowej oraz morskiej - choć misje tutaj nie pokazują zbyt wiele, tak pozwalają nauczyć się podstaw prowadzenia wojny w osiemnastowiecznej Europie. Szczególnie warto przyjrzeć się bitwom na morzu, bo mogą one okazać się kluczowe dla naszego zwycięstwa, zwłaszcza kiedy przyjdzie grać krajem mającym dużo morskich i oceanicznych głębin obok siebie. Są one z początku diablo trudne, ale jednego twórcom gry odmówić nie można – starcie wielkich żaglowców zostało pokazane absolutnie zniewalająco. Mamy możliwość podziwiania z bliska i daleka przepięknie wykonanych okrętów, mknących z wypchanymi wiatrem żaglami na flotę przeciwnika, z załogą krzątającą się wokół omasztowania, działami, żołnierzami czekającymi na możliwość abordażu, a wreszcie zabójczymi salwami oddawanymi w stronę wrogich okrętów. I tonących lub eksplodujących od nich jednostek plus ewentualne walki na pokładzie…
Pierwszy raz miałem okazję podziwiać tak pokazane bitwy morskie i nie ma co ukrywać – to jedna z mocniejszych stron Empire: Total War. Po odpowiedniej praktyce, kiedy nauczymy się korzystać z możliwości salw burtowych, gdy opanujemy całą taktykę i umiejętność zachowania jak najdłużej odpowiedniego szyku naszych okrętów, będziemy z radością wygrywali kolejne spektakularne starcia. Nie bez znaczenia jest umiejętne wykorzystywanie możliwości uzbrojenia, którymi dysponowały statki z tego okresu. Dobranie w odpowiedniej chwili odpowiednich środków takich jak kule armatnie, którym nie oprze się żaden kadłub, kule z łańcuchami niszczące maszty i ożaglowanie oraz docelowo unieruchamiające jednostkę, a wreszcie śmiercionośne dla załogi kartacze wymiatające wrogie pokłady niejednokrotnie doprowadzi nas do zwycięstwa.
[break/]Ale nie samymi bitwami morskimi żyje gracz – przyjdzie powalczyć i na lądzie, stąd warto się do tego przygotować. Będziemy kierować piechotą uzbrojoną w muszkiety, grenadierami, jednostkami konnymi szarżującymi we wroga i tnącymi go przy użyciu szabel lub nadziewającymi biednych wojaków na swoje kopie, pikinierami siejącymi postrach u każdego kawalerzysty oraz czymś, co dla mnie zawsze było i zawsze będzie kwintesencją walk z tamtego okresu – różnej maści artylerią, która odpowiednio użyta jest w stanie często przechylić szalę bitwy na naszą stronę. Teren, w jakim powalczymy może być różny i zależny jest od sytuacji – armie staną do bitwy w szczerym polu, w lasach, w licznych zagajnikach poprzecinanych murami i dającymi osłonę, w miasteczkach, a także w fortecach, które przyjdzie nam zdobywać lub też ich bronić.
W grze tej nie uświadczymy tak wielu szybkich, bezpośrednich starć, jak to miało miejsce we wcześniejszych epokach – oddziały piechoty będą stały karnie w jednym miejscu i raziły wroga z muszkietów dopóki ten nie ucieknie z pola walki przerażony stratami lub dokąd nie skończy się amunicja. Wtedy następuje dopiero przejście do walki bezpośredniej na bagnety, której wynik zależeć będzie nie tylko od ilości naszych wojsk ale także od ich doświadczenia, morale oraz oczywiście przewagi technologicznej. Nie bez znaczenia jest także odpowiednie operowanie kawalerią – choć nie ma ona już tak wielkiego wpływu na losy bitwy jakby miała lata wcześniej, tak to wciąż ogromna siła, a szybki szturm na zgrupowanie piechoty potrafi w błyskawicznym tempie rozbić całą formację. Gorzej jeśli przeciwnik wytrzyma pierwszy napór – w dłuższym starciu wręcz konni żołnierze nie są już tak silni i często trzeba ich wycofać z walki, aby nie ponieśli zbyt dużych strat. Często też to właśnie kawaleria umożliwi zlikwidowanie stanowisk wrogiej artylerii, złamie szyki nieprzyjaciela idącego na nasze wojska albo dogoni uchodzących maruderów. Niestety jeśli przyjdzie nam zdobywać fort lub fortecę, albo miasteczko w którym liczne domy mogą być obsadzone wrogą piechotą, wtedy konieczne będzie zastosowane innej taktyki.
I tą taktyką jest częstokroć wprowadzenie artylerii. Z początku dysponować będziemy stałymi jednostkami, co to raz postawione w jednym miejscu już niestety nie będą zdolne się poruszyć, w miarę postępu technologicznego jednak pojawią się działa, które da się przetoczyć za pomocą koni, zrekrutujemy także obok klasycznych armat i haubice, umożliwiające rażenie wrogich jednostek po bardziej zaokrąglonej trajektorii lotu, a do tego moździerze, przed którymi nie schowa się żadna piechota. Oczywiście wiadomo, że celność ówczesnej artylerii była daleka od ideału, niemniej często mi się zdarzało, iż odpowiednio umieszczona bateria licznych dział już na pierwszym etapie bitwy wprowadzała chaos w szeregach przeciwnika, dziesiątkowała jego jednostki, pozbawiała go ewentualnego elementu przewagi. Szczególnie ważne jest, aby mieć odpowiednio dobraną siłę ognia przy zdobywaniu fortec, bo te dysponują działami rozstawionymi na każdym odcinku muru i mogą być obstawione stojącymi na nich żołnierzami – bez tego podejście swoją piechotą i próby wdrapania się po zarzuconych linach może okazać się masakrą. Masakrą własnych wojsk oczywiście.
Bardzo ważna jest też sama amunicja – na początku będą to jedynie zwykłe kule armatnie, które wystrzeliwane na wprost powalają jednostki i kruszą mury. Jednakże to drugie jest czasochłonne, do tego nie mamy wcale pewności, że uda nam się zrobić wyłom zanim artyleria z fortu nie przerobi naszych wojsk na ser z licznymi dziurami. Również szturm przeciwnika na nasze niebronione działa okaże się przeważnie skuteczny, jeśli nie spróbujemy się ratować np. szrapnelami, które wystrzelone z bliskiej odległości wprost w linie wroga mogą momentalnie odebrać wszelkim wojakom chęć do dalszego uderzania naprzód. A jeśli nie będziemy w stanie ugryźć licznych wojsk schowanych za grubymi murami fortu przydatne okażą się wspomniane już haubice i moździerze - przy pomocy na przykład pocisków wybuchowych są one w stanie przetrzebić wrogie szyki i zmusić je do zejścia z murów, dając tym samym szansę naszym wojskom na spokojne podejście oraz wdrapanie się na górę, co będzie pierwszym etapem w zdobywaniu fortu.
[break/]Zanim stoczymy pierwszą bitwę w naszej kampanii musimy jednak zacząć zarządzać naszymi włościami. Tu będzie na pewno sporo roboty. Za pomocą rozwiniętej dyplomacji będziemy mogli porozumiewać się z innymi nacjami. Dzięki temu założymy szlaki handlowe przynoszące duże sumy naszemu budżetowi, zawrzemy sojusz albo wypowiemy wojnę, przehandlujemy technologię, obdarujemy obce państwa prezentami mającymi na celu poprawę stosunków, wytargujemy daninę lub sami ją wręczymy. W działaniach dyplomatycznych niezwykle przydatna jest mapa, na której zobaczymy jakie dane państwo ma stosunki z innymi krajami - pozwoli nam to na odpowiednie posunięcia, bo np. możemy zyskać dużo więcej rozmawiając z wrogiem naszego wroga. Dowiemy się także, z kim nie zadzierać, żeby nie narazić się na gniew innych.
Niezwykle istotna jest także gospodarka. Każdy region posiada kilka ulepszeń na swoim terenie – gospodarstwa rolne, zakłady produkcyjne, tekstylne, wydobywcze, uczelnie, klasztory, zajazdy dla dyliżansów oraz także drogi. Ich rozbudowa odbije się ogromnie na losach państwa, wpływach do budżetu, handlu, bogaceniu się regionu i nastrojach ludności. W samych miastach też będzie co robić - oprócz rekrutacji wojsk przyjdzie rozwijać znajdujące się tam budynki, zarówno te reprezentujące władzę, jak i te wojskowe oraz odbijające się na zadowoleniu wśród mieszkańców. Postęp naszych posiadłości będzie z kolei możliwy jeśli zadbamy o rozwój nauki – dzięki uczelniom poznamy nowe technologie, idee oświeceniowe, zrekrutujemy lepsze jednostki i nauczymy ich świeżych sposobów walki, co oczywiście będzie miało później wpływ na prowadzenie bitew. Z kolei ulepszanie dróg nie tylko da nam większy zasięg ruchu wojsk na mapie świata, ale również podniesie zyski z handlu oraz nasz prestiż wśród innych państw. Przyda się do tego umiejętne zarządzanie budżetem – zbyt wysokie podatki spowodują bunty wśród ludności, zbyt niskie mogą z kolei zrujnować budżet. Przydatne okaże się zwalnianie niektórych regionów z nich w ogóle, co pomoże w uciszeniu rozruchów.
Oczywiście będziemy też dysponować konkretnymi ludźmi – członkami rządu, których umiejętności i przymioty będą miały wpływ na zarządzanie państwem; królem - jego cechy mogą nam przysparzać chwały wśród innych państw (lub wręcz na odwrót); doradcami i asystentami tychże ludzi, a także jednostkami specjalnymi na mapie strategicznej – księżami, którzy potrafią krzewić naszą religię wszędzie tam, gdzie się ich akurat umieści; hulakami zajmującymi się szpiegostwem oraz zamachami na specjalistów z innych państw plus dżentelmenami mogącymi się pojedynkować, choć zdecydowanie największe korzyści przynoszą wtedy, jeśli wspomagają nasze uczelnie w opracowywaniu nowych wynalazków. Ogólnie powiększanie i unowocześnianie armii, rozwój gospodarki oraz handlu, budowa floty i infrastruktury z nią związanej, jak i postęp naukowy odbijają się na naszym prestiżu, który mamy w świecie. Jego poziom da się cały czas śledzić obok celów naszej kampanii – naturalnie im on większy, tym dla nas lepiej.
[break/]Powiększać nasze terytorium będziemy w kilku różnych rejonach świata. Mamy tutaj całą Europę, od Uralu po gorące południe Hiszpanii, północną Afrykę i Bliski Wschód, wschodnią połowę Ameryki Północnej i część Ameryki Południowej, a także Indie. Do dyspozycji graczy oddane zostały ponadto istotne dla ówczesnego handlu rejony Wybrzeża Kości Słoniowej, Brazylii, Madagaskaru i Indonezji, których podbić co prawda nie możemy, ale za pomocą statków mamy możliwość skorzystania z tamtejszych szlaków handlowych przynoszących spore zyski. Przy ekspansji handlowej warto uważać na piratów – ich szybkie, zwrotne i nieduże jednostki niejednokrotnie przetrzebią nasze floty, jeśli nie wyposażymy ich w odpowiednią siłę ognia.
Dobrze, wiemy już w co możemy zagrać, teraz przypatrzmy się jak to wszystko wygląda. W skrócie? Ślicznie. Na początku tekstu już zachwycałem się bitwami morskimi, które wypadają rewelacyjnie i z pewnością każdy wiele razy zbliży maksymalnie kamerę, aby z takiej odległości oglądać starcia żaglowych gigantów. Walki na lądzie również dostarczą wielu pozytywnych wrażeń – maszerujący żołnierze, efektywne wybuchy granatów i szrapneli, odbijające się kilka razy od ziemi kule armatnie dziesiątkujące wrogie linie piechoty, szarże kawalerii oraz salwy z armat. Wszystko to w licznym otoczeniu drzew, pól, domostw i fortec, wykonane nienaganne, w niektórych miejscach z zadbaniem o liczne szczegóły, takie jak na przykład żołnierze przygotowujący działo do oddania kolejnego strzału. Także mapa kampanii prezentuje się tak, jak trzeba, bez zbytniego przerysowania, przekoloryzowania. Ot, przejrzyście i z odwzorowaniem rzeczywistych terenów.
Niemniej znajdzie się kilka rzeczy, do których można się niestety przyczepić. Podczas bitew morskich zauważyłem, że silny przechył okrętu sprawia, iż woda przenika przez kadłub statku. Żołnierze w czasie potyczek na lądzie mają wszyscy dokładnie identyczne twarze – nie pokuszono się o większe zróżnicowanie jednostek. Ponadto przy obsłudze dział wojacy z wyciorami czyszczą lufy przed oddaniem kolejnego strzału, jednakże przegapiono pewien drobny element. Jeśli bowiem obsługiwana jest na przykład haubica, której lufa jest skierowana bardziej w górę od standardowej armaty, to wyciorem czyszczone jest… powietrze pod nią. Do tego domostwo po efektywnym rozpadnięciu się w gruzy w kłębach dymu oraz kurzu szybko zamienia się raptem w pagórek z wystającymi tu i ówdzie kikutami konstrukcji. Razi też miejscami lot jakiegoś żołnierza na odległość kilkunastu, czasem kilkudziesięciu metrów po szarży kawalerii – ja rozumiem takie zachowanie, ale po zderzeniu czołowym z Ikarusem... No i do tego dochodzi fakt, że częstokroć jednostka z oddziału walczącego z kawalerią, a znajdująca się co najmniej kilkanaście metrów od najbliższego kawalerzysty z szabelką w ręku, ginie nagle śmiertelnie ugodzona. Rzucał tą szablą?
[break/]A tak to naprawdę postarano o miłe dla oka wrażenie i do perfekcji nie brakuje wiele. Taki poziom grafiki w grze ma swoje spore wymagania, choć na szczęście nie jakieś kosmiczne. Sprzęt z GF 9500GT 512 MB pamięci i 2 GB RAM na pokładzie udźwignął maksymalne detale we wszystkich ustawieniach, zabawa zaś nic nie straciła na płynności, tak więc nawet osoby ze słabszym sprzętem będą mogły spokojnie poszarpać. Co prawda na słabszych ustawieniach, niemniej jednak płynnie. Dłużyzną razi tylko czasem wczytywanie gry przed i po bitwie. Oprawa dźwiękowa także zaskakuje - wystarczy zbliżyć kamerę na pole bitwy i posłuchać naprawdę złowieszczego świstu kul armatnich, coś pięknego. Również salwa burtowa z okrętu albo ze stanowiska artylerii na polu bitwy dostarcza mocnych wrażeń. Warto więc czasem pooglądać z bliska toczącą się walkę – miłe dla oka i ucha wrażenia gwarantowane.
Została jeszcze jedna dość istotna kwestia: sztuczna inteligencja komputerowo sterowanych jednostek. Tutaj mamy skrajności. Są momenty, że wróg zaskoczy gracza naprawdę ciekawymi manewrami na polu bitwy i zmusi do sporego wysiłku intelektualnego, np. podczas walk o fortecę, które zacząć się miały jak zwykle pojedynkiem artylerii obu stron, sprawy przybrały zupełnie inny obrót, kiedy przeciwnik przypuścił z wnętrz fortu zmasowany szturm na moje pozycje. Zupełnym tego przeciwieństwem był manewr wrogich wojsk zostawiających na pastwę losu i mojej szarżującej kawalerii kilka baterii artyleryjskich. Często też się może zdarzyć, że ostrzeliwana z muszkietów kawaleria dopiero po dłuższym namyśle dojdzie do wniosku, iż trzeba albo wiać albo atakować. Wojska gracza też czasem będą doprowadzać do irytacji - warto uważać, aby puszczając do szarży kawalerie najpierw wstrzymać ostrzał ze swoich dział, gdyż inaczej zadamy sobie sami spore straty. O zacinaniu się jednostek na obiektach nie wspominając…
Czas na podsumowanie. Czy warto kupić grę? Zdecydowanie warto. Zaoferuje ona długie godziny, dni i zapewne tygodnie dobrej zabawy – nie skończycie jej w ciągu paru chwil, nie odstawicie za szybko na półkę. Tytuł dostarczy Wam mnóstwo zabawy i intensywnego wysiłku intelektualnego oraz taktycznego, a przy okazji poduczycie się historii. Polecam z czystym sercem nie tylko miłośnikom strategii, szczególnie że Empire: Total War zostało w pełni spolonizowane i, co ciekawe, grając nie odczułem często spotykanego w zlokalizowanych produkcjach zażenowania polskim głosem. Pomimo drobnych mankamentów, garści niedoróbek, a także dziwnych zachowań jednostek warto skupić się na prowadzeniu osiemnastowiecznych wojen. Przy okazji – gra nie ma trybu Multi, ale twórcy zapowiadają 1 na 1 wraz z przyszłą łatką.