Jeszcze nie znalazłem miłości, ale już oddałem się Facebookowi [OPINIA]
Usługa Facebook Dating tudzież Facebook Randki weszła do Polski. Tzn. inaczej – ja wszedłem w nią, a ona w moją prywatność. Jeszcze bardziej.
Facebook Randki to taki Tinder, tylko z niewielkimi różnicami. Nie ma opcji przesunięcia w bok, a więc nie odrzucamy, ani nie akceptujemy masowo zdjęć płci pożądanej. Tutaj to algorytmy Facebooka podpowiedzą nam, z kim warto się sparować i kto może być charakterologicznie do nas podobny.
Ponadto można stworzyć sekretną listę dziewięciu znajomych lub obserwujących. Jeśli ktoś z nich też nas doda do takiej listy, nawzajem się o tym dowiemy. Nie kusi nikogo dodanie nowej koleżanki z pracy i oczekiwanie, że ona w tajemnicy też puści nam „wirtualne oczko”? Brzmi nieźle.
Facebook chwali się, że w odróżnieniu od Tindera i innych aplikacji randkowych, dobieranie par jest dużo dokładniejsze i idziemy tu na jakość, nie ilość. Można mu uwierzyć. Ma przecież miliony terabajtów danych, na podstawie których nas profiluje, a więc łatwiej połączyć z innymi osobami.
Facebook Randki pyta o twe nałogi
Ale wspaniałomyślny Mark Zuckerberg postanowił jeszcze bardziej nam pomóc w szukaniu miłości. I do ciężarówki danych prosi o jeszcze kilka. Palisz? Często, okazjonalnie, w ogóle? Pijesz? Masz dzieci? A w co wierzysz? Ile masz wzrostu? I w ogóle to szukasz raczej długiego związku czy przygody?
Regulamin Randek jest na razie niedostępny, ale można się domyślić, że wszystkie te dane trafią do wspólnego worka informacji o konkretnym użytkowniku na serwerach Facebooka.
Jednocześnie serwis w informacjach o usłudze ostrzega:
I ja też to potwierdzam – zastanówcie się dwa razy, nim udostępnicie swe dane o nałogach, dzieciach i innych wrażliwych informacjach. Jasne, inne apki randkowe też o to pytają, ale jednak silniejsze ciarki przechodzą, gdy znów jakiś gigant dopełnia już i tak pełen informacji rekord o człowieku w bazie. Ja część danych wypełniłem, choć na przykład nałogi pominąłem, ale i tak nie czuje się z tym świetnie.