Far Cry 2

Redakcja

11.11.2008 11:46, aktual.: 01.08.2013 01:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Far Cry 2 - lata wyglądania kontynuacji hitu sprzed lat, masa przepięknych obrazów i filmików z gry podnoszących coraz wyżej poprzeczkę oczekiwań. Efektem pracy programistów jest tymczasem superprodukcja jakich niestety ostatnio wiele – mamy monumentalny, głęboki oraz niewątpliwie oryginalny świat, który to chciałoby się zwiedzać całymi godzinami, lecz we wszystkim przeszkadzają totalnie niedopracowane podstawy.

Surowa AfrykaPrzy okazji zapowiedzi Far Cry 2 często pojawiały się porównania do Crysisa. Wiadomo było, że afrykańska mieszanka lasów i sawanny różni się zdecydowanie od azjatyckiej dżungli oraz zmrożonych krain, ale dzieło spod skrzydeł Ubisoftu absolutnie zaskakuje, można by powiedzieć minimalistycznym podejściem do sprawy konfliktów zbrojnych, kreacji świata, a także postaci głównego bohatera. Jaka jest Afryka według twórców? Surowa i brudna. Wypełniona bezludnymi przestrzeniami porośniętymi przez trawy albo gęste krzewy, lasy, plus porozrzucane korodujące wraki samochodów. Zalana raz oślepiającym słońcem, raz mrocznym cieniem, czy czekoladowo-czarną nocą.

Panuje tutaj również złowroga cisza. Bo choć spodziewamy się wrogów kryjących się za krzakami, musimy przyzwyczaić się do nowej, a obcej większości strzelanek rzeczywistości. Celem gry jest faktycznie zabicie „tego głównego złego”, czyli Szakala, który za złoto oraz diamenty dostarcza lokalnym frakcjom broń, jednakże przebieg głównego wątku nie jest regularnym kroczeniem ku finalnej fortecy. Afryka ze swoimi chorobami, biedą i osobliwościami przyrody wymusza spędzenie czasu na oswojenie się nie tylko z klimatem, lecz także lokalną sytuacją, możliwościami zarobku – czyli tak naprawdę sposobem przeżycia.

Obraz

Szary bohaterChoć zasada „jaki świat, taki bohater” może zabrzmi prosto, nie jest wcale taka oczywista. Przyzwyczajeni do standardowych kreacji najchętniej widzielibyśmy jakąś odmianę uber-soldiera czy twardziela zdeterminowanego sytuacją, jak Jack Carver z pierwowzoru lub Max Payne. A bohater Far Cry 2 to najzwyczajniejszy w świecie najemnik, który nie ląduje na spadochronie uzbrojony po zęby w srogi arsenał, tylko wjeżdża starym jeepem do miasteczka ze zwyczajną bronią na ramieniu. W dodatku zaraz daje się rozłożyć malarii. Postać nie jest też samotnym wilkiem, co to potrafi sam zadbać o wszystko. Zaczynamy z jakimś cieniawym pistolecikiem, zaś w toku akcji zdobywamy coś w stylu Kałasznikowa. Przy czym zaraz okazuje się, że stara, zmęczona wojną broń zaczyna się zacinać wymagając ręcznego odblokowania.

[break/]Zapasowego karabinu nieść nie możemy, bo tutejsi najemnicy to normalni żołnierze dźwigający niezbędne minimum. To jedna z pierwszych ważnych lekcji z „Wiedzy o Afryce”. Kolejne zajęcia odbywają się już z nauczycielem. Chociaż większość mapy zajmują lasy i sawanna, co kilka kilometrów natkniemy się bowiem na jakiś ślad obecności ludzi. Oni właśnie wytłumaczą nam, o co toczy się tutejsza gra i jak my możemy się w niej udzielić. Część zadań jest ściśle związana z fabułą, a poza nimi występuje masa pobocznych misji, które przynoszą profity nie tylko w postaci diamentów – lokalnej waluty. Na przykład wykonując misje dla sprzedawcy broni odblokujemy dostęp do kupna lepszych pukawek.

Obraz

Walcząc z aimbotemDobre giwery dostaniemy tylko w sklepie, gdzie zamawiamy jeden z dostępnych modeli przez… Internet na telefonicznym modemie. Do wyboru między innymi pistolety, karabiny maszynowe, miotacze ognia, karabiny snajperskie, czy wyrzutnie rakiet. Raz zakupiona lufa będzie zawsze dostępna w dowolnej zbrojowni lub domku, które sobie zdobędziemy w każdym zakątku tego kraju. Tam wymienimy przed akcją zużytą broń na nową oraz zaopatrzymy się w amunicję, chociaż bohater i tak nie udźwignie jej zbyt dużo... Gra co prawda jest z jednej strony bardzo oryginalna, ale nie ma o ukrywać, że najważniejsza jest walka. I niestety właśnie ten element postanowili spartolić twórcy, serwując nam zestaw rozwiązań znany z niskobudżetowych produkcji.

Obraz

Z miejsca rzuca się w oczy aimbot, czyli skrypt, który już z daleka nakierowuje przeciwnikowi celownik na naszą głowę. Bez względu na to czy walczymy ze snajperem, karabinierem, albo użytkownikiem strzelby. Efekt jest po części groteskowy, po części przykry. Cały potencjał wynikający z zakradania się do lokacji przez gęste liście czy w oślepiającym słońcu, rzucającym wydatny cień, znika. Kiedy idziemy na kuckach wszystko gra, lecz chwilowe nawet powstanie to automatycznie podniesienie larum i najczęściej szybkie namierzenie naszego najemnika, a zwłaszcza górnej części jego ciała. Niestety to samo dzieje się podczas ataku w nocy. Czerń nie tylko nie jest atutem przy akcji, ale jej przeraźliwa gęstość sprawia, że nie widać dosłownie nic. Wróg zaś i tak, jak z wbudowanym noktowizorem, zdąży nas wyśledzić, zacząć strzelać plus jeszcze wezwać posiłki. [break/]

Mój przyjaciel ogieńZbyt sprytnych przeciwników da się pokonać lepszymi umiejętnościami. Tylko nie przy użyciu afrykańskiej broni, bo tubylcy są zadziwiająco odporni, ich skóra wydaje się być z kevlaru. Standardowy klon „kałacha” ma kiepską celność, zwłaszcza na duże odległości. Sytuację teoretycznie załatwia karabin snajperski, lecz szybko okazuje się, że zaraz dochodzi do bliskiego starcia, zaś obrona przy pomocy pistoletu to dla nas pewna śmierć. Tutaj z pomocą przychodzi afrykańska flora oraz trzecie wolne miejsce w ekwipunku, przeznaczone na „dużą broń”. Taką jak miotacz ognia. Ten często pokazywany przy okazji przedpremierowych prezentacji gadżet faktycznie działa. Większość posterunków jest postawiona w pobliżu zarośli czy wysokich traw, a i pomiędzy budynkami znajdą się łatwopalne elementy oraz zbiorniki paliwa do jeepów.

Obraz

Niezależnie od tego, czy rozróba dopiera się zaczyna, czy sytuacja przerodziła się w krytyczną, wystarczy rozpylić trochę płomienia przed siebie, odsunąć i czekać na efekty. Jeśli wiatr nie powieje w oczy to żywioł realistycznie pochłania niektóre elementy wyposażenia wnętrz i ciała wrogów. Działanie ognia jest faktycznie oszałamiające, ale jeden fantastyczny element nie może być podporą całego, ogólnie kiepskiego systemu walki. Szczęście, że podczas każdego napadu znajdziemy gdzieś amunicję, a w momencie pewnej śmierci może pojawić się poznany w trakcie gry przyjaciel. Odciąga nas on kilkadziesiąt metrów od placu broni i przez pewien czas pomaga w ostrzeliwaniu się. Nie jest to jednak absolutnie żadna rekompensata za to, co zostało zawalone.

Obraz

Kontynent realizmuChociaż strzelaniny nie są w ogóle sycące, nie można odmówić im szczypty realizmu albo chociaż nowatorskich prób jego osiągnięcia. Oprócz zwyczajnej, zacinającej się broni samodzielnie radzimy sobie chociażby z ranami od pocisków. Pasek zdrowia podzielony został na kilka części. Początkowo żywotność sama się regeneruje, ale w przypadku większych postrzałów wbijamy sobie prosto w żyłę strzykawkę z lekiem, zaś głęboko siedzące kule wyrywamy z ciała za pomocą obcęgów, czy jakiegoś metalowego przedmiotu. Widok mało przyjemny, ale niewątpliwie ciekawy i trochę komplikujący zbyt prosty schemat standardowej mechaniki walki.

[break/]Kolejna sprawa to misje. Nie ma amerykańskiego sztabu, który wydaje rozkazy przez satelitę. Jest tylko mapa i punkty, gdzie można dostać zadanie. Tam poznajemy zleceniodawców oraz szczegóły akcji. Najczęściej po wybraniu misji dostajemy telefon od przyjaciela, który wskaże sposób alternatywnego rozwiązania problemu, mając na sercu głównie rację stanu. Zastosowanie się doń nie jest konieczne, ale zawsze fajnie wiedzieć, że swoboda gry to nie tylko sposób poruszania się. Na realizm wpływa nie tylko mechanika zabawy, ale też stałe utrzymywanie surowej konwencji. W biednym afrykańskim kraju nie ma aglomeracji. Dominują blaszane slumsy w większych lub mniejszych skupiskach, wyposażone tylko w „niezbędnik żołdaka” - czyli spartańskie łóżko, alkohol plus amunicję do broni. Poza tym znajdziemy pojedyncze domki, pozostałości po dawnych mieszkaniach czy tawernach, oraz malutkie miasteczka. Te lepszej jakości budynki to najczęściej siedziby frakcji albo sil podziemia.

Obraz

Do poruszania się między lokacjami użyjemy głównie spotkanych w terenie samochodów, a szczególnie Jeepa z CKM-em – idealny do odpierania ataków patroli. Model jazdy jest bardzo prosty, lecz wymaga czasem sporo zręczności. Zamontowany w wozie GPS nie pokazuje zbyt wielu szczegółów, więc wyjmujemy mapę i kładziemy ją na kolanach. Jeśli szukana lokacja jest gdzieś na spodzie, musimy zjechać myszką w dół ekranu, ale wtedy nie widzimy nic innego przed sobą. Sytuację „urozmaicają” wyboje i potężny cień, który utrudnia śledzenia trasy na zarośniętych etapach. Napotkane w grze gdzieś po drodze postacie to wojownicy z krwi, kości, ale też biedy. Zamiast chytrych spojrzeń złowrogich bossów widzimy głównie przepełnione gniewem gęby. Jeden z naszych przyjaciół z wypiekami na twarzy opowiada o bezsensowności wojny domowej, niezależny kronikarz bierze nas za wroga i wypowiada coś z drwiną w ustach, zaś szef jednej z frakcji przeszywa wzrokiem i ucina monolog swojego kolegi, uważając, że dowiemy się zbyt dużo. W tej grze nie ma Hollywoodu, tylko poważne połączenie dramatu z filmem sensacyjnym.

Obraz

Klimat czy akcja?Afrykańską atmosferę wieńczy grafika. Tak jak wielu spodziewałem się fajerwerków, które pobiją niekwestionowanego króla jakim jest Crysis. Tymczasem nawet na najwyższych ustawieniach wiele elementów jest gorszych, a wiele dalekich od oczekiwanych. Wystarczy jednak choć trochę poczuć atmosferę tutejszego brudu i smutku, żeby zrozumieć jak źle pasowałyby tu silnie zielone palmy, kolorowe kwiaty, czy błękitna woda. Animacja ognia, będącego jedną z głównych cech gry, została za to wykonana miernie. Ocena Far Cry 2 nie jest więc prosta. Jeśli ktoś liczy na tęgą i przyjemną rozwałkę to będzie mocno zawiedziony, bo Crysis Warhead jest lata świetlne do przodu. Z kolei fanom gier w stylu S.T.A.L.K.E.R.-a, gdzie fabuła, kreacja i rozległość świata oraz swoboda w jego eksploracji może być ważniejsza, niż dobry model strzelania, z pewnością produkcja się spodoba. Ja, po tak długim czasie czekania oraz przy świadomości wielkości tej pozycji, jestem trochę zawiedziony, bo tak ważny element jak walka potrafi niestety zniechęcić do kontynuowania bardzo ciekawych misji.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (1)