God of War: Chains of Olympus

Prosto z mostu: God of War: Chains of Olympus jest w tej chwili najlepszą grą akcji na Playstation Portable na rynku, a w dodatku także najbardziej zaawansowaną pod względem technicznym. Co więcej – kieszonkowa odsłona przygód rzeźnika Kratosa nie odstaje od wersji na duże konsole i pięknie wpisuje się w klimat oraz grywalność charakterystyczne dla całej serii.

11.04.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:54

Ekipa z Ready At Dawn doskonale wykorzystała doświadczenie wyniesione z produkcji Daxtera na przenośny sprzęt Sony i to teraz niesamowicie procentuje. Pierwsze, co rzuca się w oczy po odpaleniu najnowszej gry z Duchem Sparty w roli głównej jest fenomenalna jak na możliwości handheldów grafika. W menusach wita nas ładnie wymodelowana facjata znanego nam już doskonale urodzonego mordercy, przypominająca „kto tu rządzi”, zaś po przejściu do części głównej rozgrywki przysłowiowa „kopara” dosłownie z miejsca opada. Wykonanie postaci bohatera domaga się szacunku dla twórców, tylko ciut mniej fajnie prezentują się podstawowi przeciwnicy, acz Ci to jedynie mięso armatnie beznamiętnie przez nas szatkowane, toteż jacyś arcypiękni być nie musieli. Jest dobrze, a więksi kilerzy nie zawodzą wcale, lecz może tradycyjnie – po kolei.

Pierwsza misja to znana z dostępnego już od jakiegoś czasu demka Attyka, gdzie Kratos musi powstrzymać atak Persów. Na horyzoncie majaczą statki najeźdźcy, miasto jest cały czas ostrzeliwane, słowem w tle dzieje się naprawdę dużo - na czym oczywiście zyskuje grywalność, bo zwyczajnie czujemy, że lądujemy w środku ostrego konfliktu. Kilka ciosów wymierzonych w pierwszą falę przeciwników z miejsca ukazuje, jak dobrze animowana jest postać naszego zabijaki, zaś paręnaście razów na klatę wkrótce napotkanego Bazyliszka, ogromnego potwora ziejącego ogniem sprowadzonego przez armię perską, zapowiada spory rozmach w wykonaniu bossów. Bestia jest wielka, jednym kłapnięciem spokojnie mogłaby nas pożreć, ale ubijaliśmy już przecież i większe maszkary. Czy raczej – ubijali dopiero będziemy, bowiem God of War: Chains of Olympus jest prequelem do obu wcześniejszych części serii.

Obraz

Po rozprawieniu się z poczwarą akcja nie zwalnia nawet na chwilę. Zaraz jesteśmy świadkami upadku słońca na ziemię (poważnie). Głośne łup! i mgła Morfeusza spowija całą krainę. Trzeba rzecz sprawdzić. A jak z początku nie wiadomo o co chodzi to możemy być pewni - chodzi o… kobietę. Nie mam zamiaru zdradzać konkretniejszych szczegółów fabuły, musicie jednak przygotować się na emocjonującą wędrówkę, również sentymentalną, która grubym flamastrem maluje głębszy rys psychologiczny Kratosa. Wiedzieliście, iż miał córkę? Wspomnienie o niej zaprowadzi naszego bohatera na samo dno Hadesu, gdzie Charon niechętnie wita wydających jeszcze kruchy oddech życia śmiertelników…

[break/]Wachlarz ciosów Ducha Sparty nie dość, że na potrzeby przenośnych przygód nie wygląda wcale na przycięty w stosunku do oryginalnych odsłon, tak zostaje ponadto poszerzony za sprawą nowych mitycznych „gadżetów” odnajdywanych podczas całej wędrówki. Zabójcze ostrza Ateny dobrze znamy, do tego dochodzi rękawica dzieła Hefajstosa - ta sama przy użyciu której u zarania dziejów zakuto w (tytułowe zresztą) łańcuchy niepokornych tytanów, a także tarcza Heliosa zapewniająca ochronę przed pociskami i potrafiąca sprowadzić na wrogów ognisty gniew boga światłości. Rozpalić przeciwników da się także przywołując magicznego Ifrita zdobytego na dumnym perskim wodzu w początkach rozgrywki. Może i tego wszystkiego w sumie niewiele, ale doskonale starcza na te pięć godzin rozgrywki.

Obraz

A właśnie, czas potrzebny do ukończenia tytułu. Grając na „normalu” napisy końcowe ujrzymy po niecałych trzystu minutach, podbicie trudności o jedno oczko da nam już jednak zabawy godzin siedem, toteż od tej opcji proponuję przygodę z Chains of Olympus w ogóle zacząć. Ostatecznie na gracza czekał będzie i tak poziom boski, a zaznaczam, że będziecie produkcję chcieli przejść przynajmniej dwukrotnie. Może nie dla samego zebrania wszystkich poukrywanych oczu gorgon oraz piór feniksa, które wydłużają paski energii i magii, ich odnalezienie jest bowiem banalne, ale wymasterowanie GoW odblokowuje nowe kostiumy dla Kratosa, filmy oraz ilustracje bonusowe. Do przyjęcia na klatę jest ponadto pięć wyzwań Hadesu, mini gierek opartych na określonych zasadach – zawsze jakieś dodatkowe urozmaicenie.

Obraz

Podstawowe zasady całej rozgrywki nie zmieniły się ani na jotę, także God of War: Chains of Olympus to nadal bardzo sycący tzw. slasherek. Obok sprowadzania ognistych kombosów na głowy mitycznych wrogów pojawiają się i standardowe dla serii Quick Time Events, czyli efektowne wykańczanie większych przeciwników przy wklepaniu pojawiających się na ekranie symboli – wyrywanie głów meduzom, wyłupywanie oczu cyklopom, odcinanie łbów minotaurom od razu z kopytami – zaznaczam, że podczas przygody z tą grą „zgłodniejecie” nie raz... Inną sprawą jest fakt, iż sekwencji QTE miejscami zwyczajnie nie da się wprowadzić bezbłędnie już za pierwszym razem, acz przy bossach na szczęście każdy błąd prowadzący do naszej zguby poprzedzony jest checkpointem - punktem kontrolnym.

[break/]Czego zabrakło to jakichkolwiek zagadek, bowiem samego przekręcania „wajch”, przestawiania dźwigni, czy szukania ukrytych przejść w poczet takowych zaliczyć po prostu nie sposób. Zasadniczo kiedy mamy problem z drogą dalej należy się albo lepiej rozejrzeć po miejscówce, albo skorzystać z dopiero co uzyskanego, nowego ekwipunku. Wszelkich „czasówek” brak, stąd nie będziemy się pocić, by zdążyć z punktu A do B. Może to i lepiej, gdyż więcej czasu ma za to gracz na podziwianie otoczenia. Kiedy podążający w kierunku świątyni Heliosa Kratos zmieni się w zbitek pikseli dopiero pojmiecie jej rzeczywisty rozmiar, a równie przestrzennych jest większość przygotowanych przez Ready At Dawn lokacji. I jak już wspominałem, czy jest to flota persów, czy pioruny gwałtownie przeszywające mroczną mgłę Morfeusza – gdzieś w tle zawsze coś się dzieje.

Obraz

Graficznie gra zdecydowanie przoduje wśród tytułów na PSP opartych na wszelkich silnikach 3D – tekstury są ostre, animacja postaci wyśmienita, a do tego wszystkiego przenośny Bóg Wojny ani na moment nie chce zwolnić biegu (czytaj: przyciąć). Co więcej, dane streamowane umiejętnie przez programistów z płytki UMD przekładają się na jedną, wciągającą, bo nieprzerwaną przygodę. Do tego muzyka, która akompaniuje poczynaniom Ducha Sparty jest zawsze sugestywna i zdecydowanie ma w sobie coś mitycznego... Udźwiękowienie w ogóle wypada fantastycznie, z wszelkimi siekami, chlastami, trzaskami oraz dźgnięciami na czele.

Obraz

Podsumowując – jeśli na siłę szukać minusów w God of War: Chains of Olympus to można by się przyczepić tak naprawdę jedynie do relatywnie krótkiego czasu zabawy oraz braku jakichś elementów wymagających wytężonej pracy szarych komórek mózgowych. Nawet sterowanie przy użyciu jeno jednej „gałeczki” nie sprawia żadnych problemów, a automatyczna kamera umiejscowiona zazwyczaj za plecami bohater sprawuje się świetnie - co już samo w sobie rzadko kiedy się zdarza. Graficznie i dźwiękowo jest nieprzeciętnie, a i grywalnościowo wyjątkowo przedobrze. Także tutaj naprawdę żadnej filozofii nie ma – nowego Boga Wojny zwyczajnie trzeba mieć w swojej kolekcji gier na PSP.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)