Google kontra Hiszpania: gdzie są granice prawa do bycia zapomnianym w Internecie?

Ponad rok temu, Viviane Reding, wiceprzewodnicząca KomisjiEuropejskiej, przedstawiła projekt ujednolicenia europejskiego prawaochrony prywatności, przynoszącego rozwiązania prawne wychodzącenaprzeciw erze globalizacji, sieci społecznościowych i chmurobliczeniowych, będące rozwinięciem zapisów obecnie obowiązującejdyrektywy 95/46/EC. Znany pod nazwą General Data ProtectionRegulation projekt wprowadzał m.in. koncepcję prawa do byciazapomnianym, zgodnie z którym użytkownik mógłby zażądać oddostawcy usług online usunięcia wszelkich zgromadzonych o niminformacji osobistych. Prawo do bycia zapomnianym sięga jednak dalej– pozwala obywatelom UE zablokować wyszukiwanie informacji onich. Ze zrozumiałych powodów pomysł nie spodobał się internetowymgigantom, w szczególności Google. Dla firmy przetwarzającejogromne ilości informacji o zdarzeniach i osobach, możliwośćucieczki od swojej przeszłości, zamazania cyfrowych śladówpozostawionych niegdyś w Sieci, to zarównokonieczność poniesienia dużych nakładów w systemyoczyszczania wyszukiwarkowego indeksu z legalnie wymazanychinformacji, jak osłabienie wartości informacyjnej zgromadzonychdanych – z czasem stawałyby się one bądź niepełne, bądźlegalnie niedostępne.Najdalej we wdrożeniu prawa do bycia zapomnianym posunęłasię Hiszpania. Już obecnie AgenciaEspanola de Protección de Datos (AEPD) – hiszpański urządochrony danych osobowych – zyskał możliwość (na wniosekzainteresowanych) zmuszenia dostawców usług online do usunięciawskazanych informacji z wyników wyszukiwania. Uzasadnia się toprawem ludzi do ukrycia błędów swojej młodości ikoniecznością zapewnienia minimalnego poziomu ochronyprywatności w czasach, gdy informacje wyszukać łatwiej, niżkiedykolwiek wcześniej. Jeszcze w latach osiemdziesiątych, gdy ktośwywołał pijacką burdę, o której później napisała lokalnagazeta, można było zakładać, że po pięciu latach jego wyczynbędzie zapomniany przez każdego, a ostatni egzemplarz takiej gazetyzachowa się tylko w archiwum miejscowej biblioteki. Obecnie nie możemy na to liczyć: wyszukiwarki i cyfrowe archiwa sprawiły,że grzechy młodości mogą się na nas mścić do końcażycia.Spraw tego typu miało trafić na wokandę hiszpańskich sądówjuż ponad 180, w każdym wypadku dotyczyły usunięcia pewnychlinków z wyników wyszukiwania Google'a. Jedna z nich była jednakdość specyficzna, dotyczyła czegoś, co mogłoby być objęteprawem do bycia zapomnianym jedynie przy bardzo naciąganejinterpretacji General Data Protection Regulation. Jak informuje William Echikson z europejskiego oddziału Google, poszło o linkiprowadzące do opublikowanego w prasie powiadomienia o wystawieniunieruchomości na licytację komorniczą. Publikowanie takichpowiadomień jest wymagane przez hiszpańskie prawo, a w tymkonkretnym wypadku informacja cały czas znajduje się nastronach internetowych lokalnej gazety. [img=privacy]Google odmówiło podporządkowania się żądaniu usunięcialinków, wskazując na to, że wyszukiwarki jedynie wskazują nainformacje opublikowane online, w tym wypadku informację którazostała upubliczniona na mocy prawa. Zdaniem wyszukiwarkowegogiganta jedynie oryginalny wydawca może podjąć decyzję o tym, bytaki materiał usunąć, a gdy zostanie on usunięty, to zniknie teżz indeksu wyszukiwarki. Echikson wskazuje na ważne społeczne powody,dla których informacje nie powinny być usuwane z wyszukiwarek.Ludzie powinni być w stanie dowiedzieć się, że dany politykzostał przyłapany na łapówkarstwie, a lekarz oskarżony o błędyw sztuce lekarskiej. Społeczne powody nie wystarczą jednak byuniknąć odpowiedzialności karnej, jaka czekałaby Google za odmowępodporządkowania się decyzji AEPD, więc Mountain Viewzdecydowało się wnieść sprawę do EuropejskiegoTrybunału Sprawiedliwości. On to dopiero oceni, czy można zmusićwyszukiwarki do blokowania legalnie opublikowanych treści. Wyrok,bez względu na to, jaki będzie, przyniesie konsekwencje dla kwestiiochrony prywatności obywateli i swobody publikowania informacji wcałej Unii Europejskiej.Nie sposób zaprzeczyć, że teważne społeczne powody, o których przeczytać można na bloguGoogle'a, nie są całkiem wyssane z palca. Z drugiej strony trzebajednak pamiętać o tym, że przytacza je firma, która nie razbyła oskarżana (w tym i przez hiszpańskie AEPD) o naruszanieprywatności użytkowników i gromadzenie wszelkich informacji onich. W świecie, gdy wszystko jest – i może być – takprzejrzyste jak szkło, a każdy może uzyskać dostęp do każdejinformacji, ten kto indeksuje te informacje staje się Bogiem.Czy na pewno to rola, którą chcielibyśmy powierzyć Google?Narastające kontrowersje wokół firmy Larry'ego Page'a, związane zprototypami urządzeń Google Glass – okularów wspomaganejrzeczywistości – pokazują, że wizja uniwersalnego panoptykonu(indeksowanego oczywiście przez Google) nie każdemu jednakodpowiada.

27.02.2013 09:39

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (7)