Google staje w obronie Hotfile
Od lutego zeszłego roku toczy się sądowa batalia między MPAA, stowarzyszeniem dbającym o interesy amerykańskich studiów filmowych, a hostingiem Hotfile. Dość niespodziewanie po stronie tego drugiego opowiedziało się Google, które zarzuca MPAA wprowadzanie sądu w błąd.
20.03.2012 | aktual.: 03.03.2022 07:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Cała sprawa opiera się na tzw. „DMCA safe harbors” — wyjątkach w ustawie o ochronie praw autorskich, które wyłączają odpowiedzialność dostawcy usługi za treści, które publikują jego użytkownicy. Google wskazuje, że Hotfile nie wiedziało o każdym pojedynczym przypadku naruszenia praw autorskich, a gdy tylko taka informacja do niego docierała, plik był usuwany. Tym samym serwis wypełniał zobowiązania, które narzuca ustawa.
Google odpiera także zarzuty o to, że administratorzy Hotfile kasowali tylko linki do zgłoszonych plików, a ich kopie pozostawiali w spokoju. Zdaniem prawników koncernu, obowiązkiem właściciela praw autorskich jest konkretne wskazanie wszystkich przypadków naruszeń praw autorskich, a hostingu — zajęcie się wyłącznie zgłoszonymi sprawami. Z całym szacunkiem, Hotfile robiło dokładnie to, czego wymaga ustawa — konkluduje Google.
Gigant z Mountain View odwołuje się też do innych serwisów, które działają w oparciu o DMCA safe harbors. Google podaje, że portale takie jak YouTube, Facebook, Twitter czy Wikipedia mogą istnieć właśnie dlatego, że prawo gwarantuje im bezpieczeństwo. Serwisy te musiałyby diametralnie zmienić swoje zasady działania albo w ogóle nigdy by nie powstały, gdyby nie zapewniana im ochrona — twierdzi koncern.
Ostatecznie Google wskazuje, że Hotfile nie promował cyfrowej kradzieży i nie przekroczył granic wyznaczonych przez ustawę o ochronie praw autorskich. Tym samym prawnicy podkreślają, że wniosek MPAA może być bezpodstawny. Co ciekawe, sporo z powyższych uwag pasuje również do serwisu Megaupload, który został zamknięty w styczniu tego roku.
Oczywiście trudno oczekiwać, że koncern z Mountain View jest „ostatnim sprawiedliwym”, który walczy o wolność wszystkich uciemiężonych internautów. Mówi się bowiem o tym, że firma chce wystartować w najbliższym czasie z Google Drive (udostępnianiem plików „w chmurze”), a przychylny wyrok sądu ułatwiłby funkcjonowanie serwisu.