Grand Theft Auto IV
Najpierw było tak jak i poprzednio - Grand Theft Auto IV w pierwszej kolejności trafiło na konsole. Od tamtego momentu spekulacjom na temat powstania wersji na PC nie było końca. Z początku oficjalnie zaprzeczano, dalej nie dementowano, ani nie potwierdzano pogłosek o wydaniu gry na blaszaki. I oto pewnego dnia witryna Games for Windows puściła parę. Ekstazie graczy komputerowych nie było końca. Rockstar nie zapomniało o swoich korzeniach, a także o nas – braciach „pecetowcach”. Tradycyjnie postanowiono nas wynagrodzić rozmaitymi dodatkami, na które konsolowcy patrzeć mogą rzekomo jedynie z zazdrością. Jednak sprawa nie przedstawia się tak różowo jakby mogła, a szkoda.
24.12.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:52
Życie gangstera nie jest wcale takie proste. Wiedzą o tym chyba wszyscy, którzy słyszeli o serii Grand Theft Auto, czy to za sprawą zapomnianych nieco pierwszych dwóch odsłon, tudzież tych trzech w pełni trójwymiarowych. Oczekiwania wobec czwartej pełnoprawnej części cyklu były wygórowane, ale twórcy wyszli z tego z obronną ręką. Produkcja zdobyła kilka tytułów dla najlepszej konsolowej gry roku, zachwytom nie było końca. No i siłą rzeczy musiała trafić też na komputery. Zgodnie z zapowiedzią dostajemy ją, wzbogaconą o poszerzony tryb sieciowy (do 32 graczy), edytor filmów oraz stację radiową obsługującą własne pliki muzyczne, do tego wyższe rozdzielczości oraz naturalnie lepszą jakość obrazu. Plus pewną ilość błędów, które morze graczy przyprawiły o ataki złości.
Jakby ktoś przespał niemal cały ostatni rok, przypominam, iż w grze wcielamy się w rolę Niko Bellica, imigranta z Europy, który zachęcony listami swego kuzyna Romana, wyrusza do USA szukać szczęścia, pożyć amerykańskim snem i przy okazji załatwić parę prywatnych spraw. Tłem tej historii jest miasto Liberty City wzorowane na Nowym Jorku. W metropolii owej żyje cała galeria barwnych postaci - rzecz jasna przyjdzie nam je poznać (w mniejszym lub większym stopniu). Gdyby tego było mało w Mieście Wolności znajduje się cała masa różnych punktów rozrywkowych oraz gastronomicznych, z których można do woli, a nawet trzeba korzystać. Rozgrywka składa się, jak we wcześniejszych edycjach, z szeregu misji. Zabicie kogoś, kradzież konkretnego pojazdu, czy duszenie zdesperowanych dłużników to te najczęściej spotykane. Mimo pewnej powtarzalności celów, jakie przed nami stoją, z chęcią podejmujemy się wykonania kolejnych zadań, są one bowiem bardzo ciekawie skonstruowane. Z dialogów pomiędzy nimi dowiadujemy się dużej ilości ciekawych informacji na temat zarówno przeszłości naszego bohatera jak i relacji pomiędzy naszymi zleceniodawcami oraz innymi personami spotkanymi w trakcie grania. Wreszcie – przekonujemy się, że odpowiedź na pytanie zadane na tyle pudełka z grą („Czym dzisiaj jest amerykański sen?”) niekoniecznie jest optymistyczna.
[break/]Nie ma się co czarować – fabuła czwartego GTA jest bardzo dobra i przemyślnie skonstruowana. Idzie przeżyć nawet to, że rozkręca się zbyt długo. Pomimo poważniejszego od poprzedniczek tonu, zachowano ten specyficzny nastrój i odpowiedni czarny humor. Jest go jednak mniej niż można tego oczekiwać, a na pewno „czwórka” stanowi najpoważniejszą i najdojrzalszą grę Rockstar, zarówno jeśli chodzi o tematykę imigrantów próbujących się odnaleźć w XXI-wiecznej metropolii, jak i portret społeczeństwa zamieszkującego Stany Zjednoczone. Obserwujemy go słuchając informacji w radiu lub poprzez oglądanie telewizji (!). W samym mieście można się poczuć nieco zagubionym, pomimo mniejszej niż w San Andreas powierzchni obszaru oddanego nam do eksploracji. Na ratunek przychodzi GPS, dzięki któremu na minimapie wyświetlana jest trasa prowadząca do wybranego celu. Trzeba przyznać, że rozwiązanie to bardzo pomocne - wreszcie nie ma obowiązku uczenia się na pamięć położenia miejscówek. W dodatku Niko posiada komórkę, jakże niezbędne w dzisiejszych czasach urządzenie. Tak jak w życiu, dzwonią do nas i piszą SMS-y nasi znajomi oraz ci, którzy dostarczają nam pieniędzy na chleb. Za drobną przysługą rzecz jasna.
Przykłady złożoności produkcji można by mnożyć, jednak już zrobił to Gonzo w swej wcześniejszej recenzji. Gra nie różni się od tego, co widzieliśmy wszyscy na konsolach, także skupię się głównie na działaniu produktu na komputerach. Bez wątpienia miłym urozmaiceniem jest wbudowany edytor filmików. Można za jego pomocą nagrać ostatnie 30 sekund rozgrywki, zmontować i pokazać wszystkim na Rockstar Social Club. Nie jest to jednak obowiązkowe, lecz mimo wszystko obecność takiej zabawki cieszy. Ponadto do dyspozycji została oddana stacja radiowa Independence FM, która odtwarza wrzucone przez nas pliki muzyczne, przerywając kolejne piosenki reklamami i wiadomościami. Też niby żadne nowatorstwo, spotkaliśmy to już poprzednio, ale dużo radości dało mi samo jeżdżenie po mieście przy muzyce Unsane. Pozostałe radiostacje trzymają poziom, nic się nie zmieniło w tej materii od momentu premiery na Xboksa 360 oraz PlayStation 3.
Jeśli ktoś już w maju z Niko przemierzał ulice Liberty City, wersję PC może sobie odpuścić. Darować ją sobie mogą również niecierpliwi – pierwsze frustracje zaliczamy bowiem już w momencie instalacji. Na wstępie zainstalować musimy wspomniane wcześniej Rockstar Social Club, przez które to możemy udostępniać swoje statystyki i filmiki nagrane podczas rozgrywki. Następnie instalator informuje nas o konieczności wgrania na dysk Games for Windows – LIVE, czyli systemu obsługującego grę wieloosobową. Po zakończeniu tych procesów (razem ze skopiowaniem na dysk twardy plików), musimy się połączyć z Internetem w celu sprawdzenia czy minęła data premiery. Doprawdy, świat zaczyna popadać w masową paranoję. Łączyć się z siecią należy znów, by zweryfikować numer seryjny. Następnie program robi to trzeci raz, żeby wreszcie zautoryzować produkt. Nie powiem, aby mnie to szczególnie cieszyło, aczkolwiek u siebie nie stwierdziłem większych problemów przy instalacji, poza uporczywym nawiązywaniu połączeń i upewnianiu się, że na pewno mam legalną kopię.
[break/]W następnej kolejności należało uruchomić Rockstar Social Club w celu ujrzenia informacji, że trzeba pobrać aktualizację Games for Windows – LIVE. Zajmowała ona 30 MB, więc nie byłoby aż tak źle, gdyby nie obowiązek ręcznego załatwienia tego tematu. Trzeba dodać, iż nie ma konieczności logowania się nigdzie, żeby grać w pojedynkę, tylko dziwi fakt, że dwie dodatkowe aplikacje muszą nam działać w tle, nawet jeśli nie chcemy grać po sieci, ani dzielić się z nikim naszymi osiągnięciami albo filmikami. Z jednej strony Social Club ma i dobre strony – można spotkać innych użytkowników, podzielić się z nimi uwagami czy spostrzeżeniami. Z drugiej strony – wiecznie przypomina nam o profitach jakie płyną z rejestracji. Szkoda, że nie można tych monitów wyłączyć.
Jako że pierwotnie produkt powstał dla konsol, dokonano jedynie przeniesienia kodu w taki sposób, by działał on na komputerach. A z tym bywa różnie. Bardzo częstym powodem do narzekania w sprawie działania GTA IV na PC są skoki wydajności lub ogólny jej brak. Do tego najwyższe ustawienia graficzne powstały z myślą o komputerach „następnej generacji”, czyli tych, które jeszcze nie powstały. Trudno kryć niesmak spowodowany tym stanem rzeczy. Zdarzają się też znikające tekstury, zarówno w trakcie pieszego przemierzania Miasta Wolności jak i przy podróżach taksówkami, pociągiem czy własnoręcznie skradzionym samochodem. Ogólna ich jakość także nie powala, a cienie są bardzo „ziarniste”, przez co niezbyt ładne. Być może na wyższych ustawieniach graficznych wygląda to lepiej, jednak na karty z 512 MB pamięci (a taką akurat posiadam) na pokładzie nałożono blokadę – nie można włączyć większej ilości detali. Na dość mocnym sprzęcie musiałem się pocieszyć średnimi. Rysowanie dalekosiężnych widoczków jest dość efektowne, jednak i tu również znikają niekiedy tekstury. Jak wspominałem, do trybu multiplayer gra wykorzystuję usługę Games for Windows – LIVE Microsoftu. Główny szkopuł polega na tym, iż w Polsce jest ona niedostępna i aby radośnie podbijać Liberty City w więcej osób trzeba się rejestrować na Wielką Brytanię lub Niemcy. Niby nic, ale jednak końcowy użytkownik powinien być o takich detalach informowany.
Gdyby nie problemy techniczne oraz ogromne wymagania sprzętowe, Grand Theft Auto IV bez wątpienia byłoby hitem, z miejsca zmiatającym całą konkurencję do tytułu najlepszej gry roku. Wyraźnie nakreślone postacie, fabuła, tło i główny bohater, którego historia odkrywana jest przed nami w trakcie zabawy, sprawiają, że tytuł ten naprawdę wciąga. Dodajmy do tego całą masę dodatkowych możliwości - takich jak umawianie się na randki, chodzenie do barów czy na kręgle - i paręnaście godzin życia mamy z głowy. Szkoda tylko, że trzeba posiadać naprawdę mocną maszynę (cierpliwość i nerwy również), by móc cieszyć się bogactwem, jakie oddawane jest do naszych rąk. Uczucie rozczarowania jednak pozostaje, pomimo znakomitości samej w sobie.