Haze
Przy takich grach jak ta przychodzi się człowiekowi zastanawiać, gdzie podziała się ekipa odpowiedzialna za jakości produkowanego tytułu. Zwłaszcza kiedy chodzi o niesamowicie dynamiczną rynkową walkę konkurujących ze sobą platform sprzętowych. Haze miało być bowiem niezwykłym tzw. exclusivem na konsolę Sony, a okazuje się ledwie przeciętnym niewypałem.
04.06.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:53
Potęga reklamyNajnowsze dziecko Free Radical Design to niezła okazja do zapoznania się z przypadkiem, kiedy jeszcze nieukończony produkt promowany jest na absolutnie pewny hit. Kampania reklamowa, seria ciekawych reklam telewizyjnych, klasyczne zwiastuny filmowe zrealizowane z kinowym zacięciem – fachowcy całego świata dali się początkowo nabrać na tą wielką, „żółtą” ściemę. Obiecywano cuda wianki kolorowe jarmarki, a koniec końców dostarczono bardzo średnią, ledwo mieszczącą się w kanonie przeciętniaków płytkę z softem. Co rzeczywiście stało się z zapowiadaną od lat jakością Haze nie dowiemy się już chyba nigdy… Ale żeby nie być gołosłownym opiszmy rzecz konkretnie.[img=5271]
The Haze LabirynthScenariusz Haze to wydawać by się mogło, całkiem interesująca opowieść. Przedstawia ona losy Shane’a Carpentera, młodego komandosa pracującego dla potężnej organizacji militarnej Mantel Global Industries. Korporacji ta, aby uzyskać jak najlepszą skuteczność swoich żołnierzy między innymi aplikuje im na polu walki (i nie tylko) pewną tajemniczą substancję o nazwie Nektar. Dzięki temu suplementowi wszelkie zmysły, refleks, nawet stan koncentracji osiągają poziom iście nadludzki. Podczas ostatniej misji, w której to oddział naszego bohatera poluje na głowę Promise Hand - ruchu oporu, dochodzi do niezwykłej konfrontacji. Tzw. wyniosłe zadanie mające na celu „ostateczne wyzwolenie serc oraz umysłów” okazuje się bowiem nagle jedynie sprytną propagandą ku zwykłemu ludobójstwu...
[break/]Shane, nowoczesny odpowiednik uniwersalnego żołnierza, zostaje oto schwytany przez wroga. Wtedy to właśnie poznaje przywódcę rebeliantów, Gabriela „Skin Coata” Merino, który postanowił walczyć z krwawą ręką organizacji Mantel. Okazuje się, że celem korporacji jest tak naprawdę jedynie zysk, nieważne jaką metodą osiągnięty. Oczywiście naszemu głównemu herosowi takie coś się bardzo nie podoba i dosłownie po kilku chwilach w niewoli staje po stronie uciśnionych. Teatralne prawda? Niestety, lecz mimo ogromnych aspiracji scenariusz Haze to jedynie przeciętny, kompletnie nieklimatyczny zlepek różnej jakości pomysłów. Nie tylko pozbawiony wiarygodnych postaci, ale również pełen wątków skąpanych w niedorzecznościach, skrótach myślowych, a nawet noszący widoczne znamiona niechlujstwa programistów.
Nie wiem co zrobić?Więc w pewnym sensie teraz z myśliwego stajemy się zwierzyną. Szybko zrzucamy odzienie kata i przywdziewamy szatę ofiary. Powtórzę to jeszcze raz – pomysł ciekawy, ale niestety fatalnie rozwiązany. Dlaczego? Początkowo, jeszcze jako żołnierz Mantel ganiamy beztrosko po dżungli w charakterystycznym, żółto czarnym uniformie. Obok oczywistego szpanu ma on przede wszystkim za zadanie dostarczanie do naszego krwioobiegu wspominanego nektaru. Działanie substancji jest jak już opisywałem niezwykłe, ale równocześnie bardzo niebezpieczne. Przyśpiesza ona reakcję, wyostrza wzrok (wrogowie są podświetleni), a nawet wzmacnia wytrzymałość na odnoszone rany, czyniąc z nas ludzką, praktycznie niepokonaną maszynę do zabijania. Niestety takimi kozakami będziemy czuli się właśnie tylko przez te kilka początkowych poziomów, bo potem czeka nas nagła zmiana frontów i tym samym odebranie wszelkich super-zdolności...
Nektar to odurzający i uzależniający narkotyk, mający na celu pozbawienie walczącego wszelkich wątpliwości moralnych, zasad oraz poczucia strachu. Jak to z narkotykami bywa, łatwo przedawkować - wtedy zaś zaczynają się halucynacje, wskakuje rozmazany obraz, zdarzają się pomyłki w ocenie kto jest sojusznikiem, kto wrogiem. Tu właśnie pojawia się szansa dla naszego młodego Shane’a obecnie „na odwyku”. Świadomy tego, jak działa żółta substancja, może on wykorzystać ją przeciwko pozbawionym woli oponentom. Tylko sposobów na nich jest niestety bardzo mało, sprowadzają się one praktycznie wyłącznie do możliwości podrzucenia komandosom Mantel śmiertelnej dawki substancji, lub przestrzelenia znajdującego się na ich plecach zbiornika z nektarem w celu pozbawienia ich nadludzkich zdolności. Zdecydowanie w tej materii można było bardziej pokombinować. Poza tym my w szeregach Mantel sialiśmy śmierć i pożogę, a bez nas cała futurystyczna armia staje się bandą łatwej, łownej zwierzyny. Przedziwne.
[break/]Tak, w gruncie rzeczy, poza napompowaną otoczką, Haze to zwykły shooter FPP nie dostarczający w tej materii kompletnie nic nowego. Arsenał znany, konstrukcja lokacji oklepana, zwyczajnie słaby scenariusz. To może chociaż obiecywana inteligencja przeciwników w jakimś stopniu satysfakcjonuje? Chyba wyłącznie fanów oryginalnego fetyszu. Dlaczego? Ponieważ nie tylko nasi sojusznicy, lecz także przeciwnicy dosłownie z bananem na twarzy wskakują do basenu pełnego granatów, ścigają się z kulami, chowają się za niczym – istny cyrk. Przyznam, że dawno już nie widziałem takiego popisu perfekcyjnego debilizmu, zapewniającego najnowszej produkcji Free Radical Design miejsce w czołówce najgorzej przygotowanych algorytmów sztucznej inteligencji. Brawo.
Nie po oczach!Pod względem warstwy A/V trudno uwierzyć, że nie jest to gra na konsolę Playstation 2. W większości fatalne tekstury, przeciętna animacja, zero interesujących efektów graficzny – w sumie to w ogóle tu nic zachwycającego po prostu nie uświadczycie. Sam nie wiem, jak wydanie produkcji w takiej formie w ogóle mogło dojść do skutku. Przecież były filmowe zwiastuny, screeny – ta gra tak słabo na pewno w początkowych fazach nie wyglądała. A już na pewno nie brzmiała. Oprócz jednego z najgorszych w historii gier przykładu sztucznej inteligencji bowiem również warstwa audio perfekcyjnie niszczy całą zabawę. Soundtrack jakby nagrywany u Zenka w piwnicy, głosy postaci u Pani Marii (pozdrawiamy!) w warzywniaku, a dźwięki broni toż to chyba rejestracja ostatniej bitwy paintballowców w siedzibie firmy... Naprawdę zastanawiam się nad taką sytuacją, że wszyscy fachowcy kontrolujący jakość tytułu po prostu dostali akurat „tego” dnia wolne. Kto ich wie, może nawet sami sobie wzięli?
My Haze!Trudno napisać o nowym produkcie Free Radical Design wiele pozytywnego. Zapowiadano naprawdę sporo, a nie spełniono z tego praktycznie nic. Ja naprawdę doskonale rozumiem rynek gier i zdaję sobie sprawę, że większość składanych obietnic to przysłowiowa ściema, nie zmienia to jednak faktu, iż w przypadku Haze i w kontekście mocy przerobowej platformy Playstation 3 dostaliśmy niezwykłego wręcz gniota. Miała być gra wielka, przełomowa, a okazała się gorsza niż przypuszczali chyba nawet najwięksi pesymiści. Pomysł naprawdę niezły, filmowy wręcz, ale gdzieś po drodze twórcy pogubili się na jaką platformę chcą tę grę wydać. Nowa konsola Sony, czy może jeszcze stary Xbox? I całości nie ratuje nawet dorzucenie średniego trybu Multi i co-opa do 4 graczy naraz. Naprawdę, trudno Haze komukolwiek polecić.