Hot Shots Golf Open Tee 2
Nie ukrywam, że w grach na konsole przenośne najbardziej cenię przenośność właśnie. Nie skomplikowanie, nie złote góry, tylko to, co pozwala na moment uruchomić sprzęt, rozegrać szybą partyjkę i skończyć w momencie, kiedy autobus podjedzie na przystanek. Dlatego dla mnie wzorem kieszonsolkowych tytułów pozostają między innymi Lumines i DJ Max - pozycje natychmiastowe. Natychmiast włączam, zagram chwilę, natychmiast wyłączam. W każdych warunkach, w każdym miejscu, o każdej porze; bynajmniej tylko w wygodnym fotelu i mając kilka godzin wolnego czasu, które mogę przeznaczyć na ostre szarpanie. Teraz do grona tych produkcji dołącza Hot Shots Golf: Open Tee 2, rzecz wybitnie handheldowa i właśnie natychmiastowa.
11.08.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:53
Odpalam PSP i zaliczam dwa albo trzy dołki. Wyłączę konsolę, po chwili włączę ją znowu i powtórzę czynność. O, wygrałem turniej, za co dostałem nowe gadżety, dzięki którym jeszcze bardziej udziwnię moją postać. Dodatkowo także nieco polepszyła mi się moc uderzenia kijem, teraz mogę posyłać piłkę trochę dalej. Poza tym jeszcze tylko trzy turnieje i wskoczę na wyższy poziom w mojej „karierze”, będę mógł się mierzyć z profesjonalistami – fajnie. Ale żeby mi się nie nudziło, to po drodze dostanę do dyspozycji nowego gracza oraz całe 50 kilo miłych bonusów. Tak, Open Tee 2 to dokładnie gra tego typu, w której niby cały czas powtarzamy te same czynności, a jednak co chwilę coś się dzieje. Nie trzeba poświęcać mnóstwa czasu, aby być obsypanym zestawem dodatkowych zawartości pokroju ciuchów, golfistów, piłeczek, kijów i czego tam sobie jeszcze zamarzymy. Co więcej, jak wspominałem, niewiele tytułów na PSP pozwala na tak szybkie i niezobowiązujące partyjki. Włączenie konsoli, kilka uderzeń, wyłączenie konsoli. O to chodzi!
Co jeszcze przemawia za przystępnością tytułu, to bardzo proste zasady i przyjazne sterowanie. Mimo że tryb treningowy nie jest tak dobrze przemyślany, jak moglibyśmy sobie tego życzyć, nikt z okiełznaniem kija golfowego nie powinien mieć tu większych problemów. Główna w tym zasługa nieskomplikowanej klawiszologii (a w swej prostocie dającej jednocześnie całkiem dużo możliwości), co mocno ułatwia i tak bezbolesną aklimatyzację na cyfrowych polach golfowych. Początkowo może się wydawać, że całość da się sprowadzić do klepania w jeden przycisk odpowiedzialny za uderzenie piłki, lecz to wrażenie szybko mija. Już po krótkim czasie zabawy okaże się, iż nie wystarczy na chybił-trafił machać kijem; dobrze jest najpierw rzucić okiem na całe pole golfowe, co czynimy wciskając trójkąt. Kamera ładnie wędruje do przodu ukazując piaski, drzewa, wodę oraz inne niebezpieczeństwa, które mogą skutecznie rozwalić nam statystyki i odjąć cenne punkty. Gdy już wiemy, gdzie mniej-więcej chcemy posłać piłeczkę, wybieramy odpowiedni kij. Nie martwcie się jednak – w większości przypadków wystarczy się zdać na sprzęt dobrany przez komputerowego pomocnika.
Teraz do gry zaprzęgamy nasz refleks. W uderzenie wchodzą dwie składowe: moc i precyzja, które są warunkowane w głównej mierze przez nasz tzw. timing. Im dalej chcemy posłać piłkę, tym bliżej lewej krawędzi należy zatrzymać suwak wędrujący po odpowiednim mierniku. Gdy to uczynimy, suwak zawróci w prawą stronę, a my musimy ulokować go jak najbliżej małego różowego punktu. Nie jest to zadanie specjalnie trudne, choć nieraz zdarzyło mi się nieopatrznie w złym momencie wdusić przycisk i tym samym posłać piłkę w jakieś haszcze, z których ciężko potem było wyleźć. A jeszcze ciężej trafić do dołka. Niemniej sam refleks odgrywa tu mniejszą rolę, ważniejsze bowiem jest wzięcie pod uwagę siły wiatru i nierówności terenu. Podmuch powietrza może całkiem mocno zmienić trasę lotu piłki, co jest szczególnie dokuczliwe, gdy musimy wycelować w niewielki skrawek ziemi otoczony wodą lub piaskami. Mały, malutki błąd i plum! Wtopa. W takich momentach, niczym rasowi golfiści, będziecie mieli ochotę cisnąć swoim kijem... znaczy swoim PSP o podłoże.
[break/]Jeszcze cięższa sprawa to teren w promieniu około 10 metrów od samego dołka – rzadko się zdarza, by był równy. W zdecydowanej większości przypadków jest mocno pofałdowany, pochyły, opadający, to znów wznoszący się. Te cechy trzeba wziąć pod uwagę przy finałowym uderzeniu, co stanowi bodaj najtrudniejszą część całej gry. Ale, jak wiadomo, wszystko jest do opanowania, a uwierzcie mi - „dołek” zasadzony po ziemi, z odległości kilkunastu metrów, to nie lada frajda. No i oczywiście im mniej uderzeń wykorzystamy, tym lepiej, bo mniej uderzeń oznacza więcej punktów, więcej punktów to przewaga w tabeli, a przewaga w tabeli to tony bonusów. Zapewniam, że jest ich naprawdę ogrom. Hot Shots Golf 2 to gra na wskroś japońska, co jest szczególnie widoczne właśnie na przykładzie otrzymywanych dodatków. Wystarczy, że spojrzycie na obrazki. Postać można tak udziwnić, zrobić z niej takiego odmieńca, że uśmiech aż sam maluje się na ustach. Nic nie stoi na przeszkodzie, by ze zwykłego chłopaczka-golfisty zrobić zasuwającą w kabriolecie, ubraną w hawajskie ciuchy i uzbrojoną w miotłę postać. Obowiązkowo z bandaną na głowie, prosto z wiosennej kolekcji US Army.
Ciuchy to tylko miły dodatek nie wpływający bezpośrednio na zabawę, ale oprócz nich dostajemy również nowe kije, piłeczki, pola golfowe i zawodników. Ci ostatni różnią się od siebie umiejętnościami, w dodatku każdego z nich można jeszcze wyszkolić, podnieść mu statystyki i ogólnie „wymaszerować”. Jeśli będziecie chcieli dojść do wprawy więcej niż jednym, to już macie wyjęte z życiorysu dobrych kilka godzin. Dodajcie do tego świetny multiplayer dla maksymalnie 16 osób i stworzy się Wam obraz gry-giganta. Na tym polega jej siła – mimo prostych założeń starczy na dziesiątki godzin, praktycznie się nie nudzi, dostarcza cały czas coraz więcej i więcej zabawy. Nie wiem jak Wy, ale ja mam słabość do takich tytułów, takich, które od początku do końca absorbują i cały czas czymś nagradzają gracza. Choćby to były tylko głupie okulary słoneczne do włożenia na nos cyfrowemu golfiście.
Dlatego z całego serca polecam Hot Shots Golf 2 absolutnie każdemu. Tu naprawdę nie chodzi o to, czy się lubi golfa, czy nie. Ja tego sportu nie rozumiem i w ogóle się nim nie interesuję, co nie przeszkodziło mi zostać doszczętnie wciągniętym przez jego arcade'ową wariację spod dłuta Sony. Nie widzę opcji, żeby ktoś mógł nie ulec czarowi i miodności, którymi nasączona jest każda linijka kodu tej gry. Nic, tylko kupić i wyssać do ostatniej kropli!