iPhone 5 nie taki straszny, jak go malują
Opadł już kurz po konferencji Apple (choć trzeba uczciwie przyznać, że nie było go za wiele, bo tegoroczne przecieki okazały się nad wyraz trafne), ale emocje wciąż rozgrzane są do czerwoności. Głównym powodem do narzekań jest iPhone 5, który nie posiada wielu rozwiązań oferowanych u konkurencji. I co z tego?
13.09.2012 17:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musimy na chwilę cofnąć się do roku 2007, kiedy to świat po raz pierwszy zobaczył iPhone'a. Telefon korzystał z przestarzałego standardu EDGE, nie obsługiwał wiadomości MMS, a prosty zabieg kopiuj/wklej przekraczał jego możliwości, nie mówiąc już o nagrywaniu wideo. To zaś tylko wierzchołek góry lodowej problemów, z którymi borykał się pierwszy iPhone. Mimo to urządzenie odniosło spektakularny sukces i wyznaczyło nową ścieżkę, którą przez lata podążali producenci smartfonów.
Jak mówi stare powiedzenie, historia kołem się toczy. Krytycy iPhone 5 wytykają brak wsparcia dla NFC i bezprzewodowego ładowania, czym może pochwalić się konkurencyjna Lumia. Entuzjazmu nie wzbudził też wydłużony ekran, który jest mniejszy niż u rywali, a dodatkowo porzucił boski ponoć rozmiar 3,5 cala. To wszystko prawda — nowe dziecko Apple nie wyznacza trendów dla całej branży, a technologicznie wręcz musi gonić rywali. Zawiedli się ci, którzy czekali na rewolucję.
Rzecz jednak w tym, że przeciętny użytkownik nie zdaje sobie sprawy z istnienia tych problemów. iPhone 5 posiada wszystkie niezbędne „bajery” — potrafi dzwonić, wysyłać wiadomości, odtwarzać muzykę czy surfować w internecie — a przy tym oferuje dostęp do setek tysięcy aplikacji, które poszerzają jego możliwości. I na tym polu nie odstaje od produktów konkurencji. Ma jednak nad nimi kolosalną przewagę: styl, który od razu kojarzy się z bogactwem i elegancją. iPhone po prostu wygląda ponadczasowo, podobnie jak wielbiona przez kobiety „mała czarna”.
Rywale rzecz jasna nie śpią i każdy z nich stara się wypromować swój unikalny design. Samsung ma serię Galaxy, Nokia Lumię, Motorola RAZR, a Sony — Xperię. Każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy. iPhone jednak był pierwszy i wyróżnił się z bezkształtnej masy plastikowej tandety. Przez lata Apple zrobiło wiele, by wpisać go w nurt współczesnego pojmowania piękna i tym samym ugruntować jego pozycję. Pod tym względem iPhone’owi bliżej jest do najwyższej klasy biżuterii niż do branży technologicznej — przecież diamentowej kolii nie wyrzuca się dlatego, że jest przestarzała, a jej kamienie na pierwszy rzut oka trudno odróżnić od kryształów Swarovskiego.
Na koniec muszę przyznać, że wczorajsza konferencja nieco mnie zawiodła. Nie chodzi jednak o iPhone’a, tylko o... iPada. Po tym, jak małe tablety szturmem wdarły się na rynek, liczyłem, że Apple pokaże swoją miniaturkę. Wygląda natomiast na to, że porządnych siedmiu cali muszę szukać gdzie indziej.