King's Bounty: Nowe Światy
Żywot marki King’s Bounty rozpoczął się w 1990 roku. Co prawda dwadzieścia lat temu gra została przyjęta raczej chłodno, ale z dzisiejszej perspektywy można śmiało powiedzieć, że stanowi ona fundament produkcji cRPG i strategicznych – była główną inspiracją (a potem konkurencją) między innymi dla serii Heroes of Might and Magic. Od premiery tytułu, co kilka lat ukazywały się nowe epizody, aż do przełomowego, współczesnego King’s Bounty: Legenda, zrealizowanego przez studio Katauri Interactive. Później przyszedł czas na Wojowniczą Księżniczkę i wreszcie Nowe Światy, uważane przez jednych za pełnoprawną produkcję, zaś przez innych za bogaty zestaw dodatków. Bez względu na stanowisko, produktowi warto przyjrzeć się bliżej.
14.10.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:48
Zacznijmy od tego, że Cenega robiąc ukłon w stronę fanów serii, wprowadziła na polski rynek dwie wersje tej pozycji - Nowe Światy oraz Wojownicza Księżniczka: Pakiet dodatków. Różną się tym, że ta pierwsza zawiera w sobie podstawkę, druga nie, dzięki czemu więc jest odpowiednio tańsza. Osoby posiadające wydaną wcześniej grę nie muszą płacić kolejny raz za to samo. Poza tym, w skład nowego wydawnictwa wchodzi dodatek Marsz Orków, dwie nowe kampanie, Mistrz Areny oraz Obrońca Korony, jak też rozbudowany edytor misji. Skupmy się wpierw na tym pierwszym - to właściwie przeróbka wcześniejszej historii, zawierającą całą masę nowości, typu świeże lokacje, jednostki, budowle, przedmioty, czy czary.
Krótko mówiąc, rzecz zmienia podstawową wersję tytułu nie do poznania. Dla osób nie mających wcześniej z nią do czynienia, wspomnijmy, że gra rozpoczyna się wyborem klasy (Paladyn, Wojowniczka, Czarodziej) głównej bohaterki – księżniczki Amelii, a polega na podróżach po krainie w czasie rzeczywistym, przerywanych turowymi walkami, z których King’s Bounty znane jest najbardziej. Główna atrakcja to „osobisty” smok dołączający do drużyny na początku przygody. Stanowi on kluczową siłę w walce i korzysta ze wskaźnika szału, wyczerpującego się z każdym użyciem specjalnej umiejętności - może to być przykładowo zalanie wrogów lawą, grad ognia czy też zabójcze uderzenie. Potwór rozwija się podobnie jak postać, umacniając swoje zdolności. Kolejnym wsparciem w starciach z wrogiem jest księga czarów, ograniczonych wskaźnikiem many. Poza zaklęciami znanymi z Wojowniczej Księżniczki, Marsz Orków niesie trzynaście nowych.
[break/]Na tym nie koniec zmian. Dochodzi do tego też siedem niespotykanych wcześniej zadań, pięćdziesiąt zdolności, siedemdziesiąt przedmiotów, zaś przede wszystkim dodatkowe miejsca i wyspy w krainach Teany. Ważną rolę odegrają tytułowi Orkowie - podobnie jak inni wojownicy, posiadają szereg specyficznych właściwości, w tym innowacyjny wskaźnik adrenaliny, wpływający na umiejętności bojowe. Co istotne, zasilą oni szeregi zarówno naszych wrogów, jak także drużyny. Ta z kolei składa się z pięciu oddziałów (plus dwa rezerwowe) oraz dodatkowego herosa, który wpłynie pozytywnie na morale pozostałych. Tak jak postać wiodącą, wyposażymy go w bronie, zbroje czy artefakty. Wiele z nich można ulepszać do następnego poziomu po stoczeniu walki ze strażnikami broniącymi magicznych właściwości przedmiotów, co w efekcie oznacza kilkanaście dodatkowych starć.
Niestety system rozwoju opracowano wyłącznie dla głównego bohatera, acz jest on naprawdę udany i powinien zadowolić każdego fana klasycznych gier fabularnych. Fundament stanowią tutaj magiczne runy, które przydzielamy do specjalnych zdolności (każda w kilku stopniach zaawansowania) w trzech kategoriach: Mocy, Umysłu oraz Magii. Deweloperzy nie przegięli w żadną ze stron i stworzyli proste, lecz równocześnie w pełni satysfakcjonujące mechanizmy, pozwalające dostosować prowadzoną postać do wymagań użytkownika. Przykładowo, możemy najpierw rozwijać dyplomację, co pozwoli na przeciągnięcie części przeciwników do naszego oddziału lub zainwestować w umiejętność Trofea - a tym samym otrzymywać więcej złota każdorazowo po bitwie.
Mroczny świat orków zapewni użytkownikom kilkanaście godzin zabawy. Nieco krótsze i mniej rozbudowane są kampanie Mistrz Areny oraz Obrońca Korony. W pierwszej wcielamy się w rycerza Artura przemierzającego podziemia i stawiającego czoła ośmiu bossom, znanym z poprzednich części (w tym najpotężniejszemu Baalowi). Dodatek oferuje nowe umiejętności oraz opcję dołączania do gildii. W ostatnim, najmniejszym epizodzie, ponownie z kolei przejmujemy kontrolę nad Amelią, która dysponując ograniczonymi środkami musi oczyścić dwie wyspy (sześć aren taktycznych) z wrogów. Model rozgrywki mamy tu zupełnie inny, bo znacznie przyspieszono rozwój postaci, zmianie uległ też system nabywania przedmiotów. Podsumowując, całość cechuje duża różnorodność. Marsz Orków to pełnoprawna modyfikacja oryginału z licznymi nowościami, pozostałe dwie kampanie stawiają na skupienie się na walce, jak także taktyce.
[break/]Na uwagę zasługują ponadto wszystkie zadania, często będące ze sobą powiązane oraz zmuszające do podróży po wielu miejscach. Dzięki temu, od gry naprawdę ciężko się oderwać, ponieważ kolejne osiągnięcie odsłania przed nami szereg nowych misji do wykonania. Ale nawet gdy uwolnimy już wszystkich więźniów, zabijemy każdego smoka oraz zwiedzimy niezliczone zakątki obszernych wysp, nie oznacza to końca przygody z King’s Bounty - osobny rozdział stanowi bowiem samodzielny edytor gry. Jego dużą zaletą jest to, że choć oferuje ogromne możliwości, jest dość intuicyjny w obsłudze, zaś większość operacji odbywa się przy użyciu mechanizmu „przeciągnij i upuść”. Za małe niedociągnięcie można uznać wyłącznie angielską wersję aplikacji, lecz rzecz rekompensuje osobny rozdział w instrukcji poświęcony tworzeniu nowych map.
Jeśli chodzi o grafikę, należy ona do słabszych stron tytułu, szczególnie w epoce zaawansowanych trójwymiarowych produkcji. Mamy tu do czynienia z bardzo kolorowym światem, działającym na silniku w całości skopiowanym z Legendy. Animacje ruchu postaci są ubogie, odgrywają raczej znaczenie symboliczne, niemniej w toku gry nie zwracamy na to wszystko szczególnej uwagi. Tekstury mamy przestarzałe, trzymają one jednak poziom i wciąż cieszą oko bajkowym klimatem. Gorsze wrażenie pozostawia oprawa dźwiękowa, która choć została skomponowana dobrze i oddaje klimat misji, jest mocno monotonna. Twórcy zrezygnowali też zupełnie z głosów postaci - wydają one tylko okrzyki bitewne.
Całość Nowych Światów wypada ciekawie, ale produkcja nie jest pozbawiona wad. Główną z nich stanowi fakt, że fani serii wszystko to już w sumie doskonale znają. Otrzymujemy kilka ciekawych rozwiązań, nowe historie, przedmioty i tak dalej, ale mechanizmy się nie zmieniły nic, a nic. Na szczęście dzięki rozsądnej polityce wydawcy, polegającej na wprowadzeniu dwóch różnych wersji (opisanych na początku), nie odnosimy wrażenia, że takie wydanie jest „skokiem na kasę”. Dla tych, którzy wcześniej mieli do czynienia z King’s Bounty, Nowe Światy będą wciągającym uzupełnieniem. Dla pozostałych - niezłą okazją do zaznajomienia się z jednym z najbardziej znanych połączeń gier fabularnych oraz strategii.