Medal of Honor: Vanguard

Redakcja

05.04.2007 15:50, aktual.: 01.08.2013 01:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ten cytat towarzyszy mi już od bardzo dawna. Słowa i ich głęboka symbolika – sens tego stwierdzenia do dziś zastanawia mnie wywołując równocześnie wątpliwości, czy twórcy Fallouta naprawdę zdawali sobie sprawę z potencjału tych kilkunastu liter? Odczytywane zwłaszcza niebezpośrednio niosą ze sobą bardzo ważną ideę – czasy się zmieniają, świat się zmienia, a wraz z nim polityka, poglądy, religia i na końcu człowiek. Można się spierać i dywagować, lecz „wojna” którą toczą ludzie: o przetrwanie, żądze, pasje, marzenia, wolność – jej zasady i sens nigdy nie ulegają zmianom. Heroiczna, piękna, trudna, pełna dwuznaczności oraz często nieczystych zagrywek może stać się okrutna, bezlitosna, pełna złości – i to zarówno bitwa o ukochaną jak i o kolejne tereny okupowanego państwa...

Co prawda Electronic Arts z pewnością nigdy nie starało się tak dogłębnie przeanalizować wojny pod względem filozoficznym, jednak te oczywiste, popularne i podstawowe założenia konfliktu firma zawsze realizowała bezbłędnie. Martwi mnie, że chociaż po raz kolejny nie otrzymamy nawet wrażliwszego i pełnego ludzkich emocji odpowiednika Kompanii Braci, to wypróbowane i bardzo efektowne zabiegi „Elektroników” zapewne zaciągną wielu „wojaków” przed klapki wysłużonej Playstation 2

Pierwszy skok...Tytułów traktujących o II Wojnie Światowej mieliśmy już całkiem sporo. Popularny i bardzo chwytliwy temat wydawać by się mogło został już wyczerpany do granic możliwości, a jednak producenci gier nie dają za wygraną. Co w takim razie czeka nas ze strony Medal of Honor: Vanguard? Kopia i bezmyślna kalka poprzednich odsłon serii, czy może świeży oraz klimatyczny produkt, rzucający nowe światło na znane pomysły? Zobaczmy.

Obraz

„...10 lipca roku 1943 Operacja Husky. Tej nocy nigdy nie zapomnę. Byłem w 82 Dywizji Spadochronowej, a to był nasz chrzest bojowy. Dowodził nam gen. Patton i wraz z angielskimi siłami mieliśmy zdobyć Sycylię bronioną przez 300 tysięcy włoskich i niemieckich żołnierzy. Celem było pozbawienie Państw Osi bazy wypadowej dla lotnictwa i marynarki mieszczącej się na tej niepozornej wyspie. Wszystko, jednak obróciło się przeciwko nam. Silny wiatr, ograniczona widoczność – wielu z naszych nie doleciało nawet na miejsce. Angielskie szybowce wodowały na morzu, nasze transportowce często były zestrzeliwane przez nasze baterie... Zginęło tam wielu porządnych chłopaków. Wielu moich przyjaciół. Kto by wtedy pomyślał, że to tylko preludium to piekła jakie czekało nas we Francji...”[break/]

Pierwsza misja zaczyna się bardzo spokojnie. Kamera lekko sunie wśród chmur ukazując lecące transportowce. W jednym z nich znajdujesz się Ty Drogi Graczu podziwiając przez okna taflę błękitnej głębi. Nagle następuje seria eksplozji i słyszysz rozkaz do natychmiastowego skoku. Podobnie jak miało to miejsce w Brothers in Arms: Road to Hill 30 ostatkiem sił wypadasz ze zniszczonego samolotu, orientując się po chwili, że znajdujesz się w samym centrum batalii. Błyskające działa przeciwlotnicze, strącane desantowce, krzyki spadochroniarzy – po prostu wojenny chaos. Tu, jednak kończy się oklepany i sprawdzony grunt, wprowadzając nas w nową oraz bardzo klimatyczną nowość dla tego typu gatunku gier. Kiedy tylko otwiera się czasza spadochronu możemy korygować lot opadania, wybierając kilka z przygotowanych przez programistów miejsc lądowania. Za każdym razem, w każdej misji możemy zdecydować, czy chcemy np. rozpocząć od delikatnie zalanych bagien, dachu latarni, a może od ciężko ostrzelanego przedpola. Jak zatem się słusznie domyślacie – początek kolejnych zadań jest sprytną mistyfikacją twórców gry, dając wrażenie nieliniowości tytułu. Patent fajny, a wykonanie rewelacyjne. Zwłaszcza, że nigdy do końca nie wiemy gdzie tak naprawdę wylądujemy i co czeka nas za drzwiami np. pobliskiej stodoły...

Obraz

Na ziemi...„...Od początku wielu z naszych narzekało na kompletny chaos w działaniach naszych wojsk. Wszystko przez Eisenhovera, który mimo lepszego planu Pattona, zdecydował się na strategię Montgomerego. Jaką strategię? Jedyne o czym nas poinformowano, to że mieliśmy iść do przodu, wyzwalać kolejne miasteczka i nie włazić w drogę Angolom. Dobrze, że gen. Patton miał gdzieś te polityczne zagrywki, myśląc tylko o szybkim pokonaniu wroga. Słyszałem, że paru chłopaków z dywizji nie było zadowolonych z agresywnej taktyki generała, ale teraz wiem, że chciał dla nas jak najlepiej. Wiedział, że wojna to przede wszystkim my, żołnierze, więc pokonując wroga jak najszybciej liczył, że wielu z nas wróci bezpiecznie do domu. Wróciło, ale tak naprawdę dzięki koledze stojącemu obok. Początkowo każdy starał się pilnować przede wszystkim swojego tyłka, ale z czasem naturalne się stało, że żołnierz obok był tyle samo wart co najlepszy przyjaciel...”

Niewiele się zmieniło w kwestii samej głównej charakterystyki gry. Klasyczny widok FPP, statystyka amunicji i kompas wskazujący nam kierunek oraz cel misji. To, co natomiast poprawiono, a w rezultacie mocno rozbudowano, to środki „klimatotwórcze” w postaci współziomków biorących udział w wojennej potyczce. Dzięki specjalnie przygotowanym, skryptowym scenkom, co chwilę żołnierze będący w Twoim pobliżu krzyczą do Ciebie, sprawiając wrażenie inteligentnych i jak najbardziej żywych istot. Schowaj się, uważaj na tą 45, masz może pożyczyć magazynek, zaatakuj wroga od prawego skrzydła, tamtędy nie przejdziesz, itd. Zrealizowane z ogromną ilością pomysłów, świetnie budujące atmosferę, dają poczucie, że na teren nieprzyjaciela nie włazimy z cyfrowymi marionetkami, a koleśami twardymi i doświadczonymi. Dla mnie rewelacja!

Obraz

Sam teatr działań, również dopieszczono do granic możliwości konsoli Sony. Targane eksplozjami kamienice, sypiące się w drobny mak ogrodzenia, nieszczęśni spadochroniarze, którzy wiszą gdzieś na drzewach czekając na kulkę lub pomoc jakiegoś sojusznika, a kończąc na rozrywanych pancernikach i snopach dymu wydobywających się ze zniszczonych „tygrysów”. To po prostu widać na każdym kroku – EA mocno przyłożyło się do utartych schematów, bardzo skutecznie siląc się na uniknięcie znudzenia tymi samymi krajobrazami.

[break/]Co jednak cieszy mnie najbardziej to zdecydowanie dobre usprawnienia w kodzie sztucznej inteligencji przeciwników. W życiu nie widziałem tak ruchliwych, rozsądnych i działających w grupie „szkopów”. Celnie zasypują granatami, prowadzą dokładny ogień zaporowy, sumiennie korzystają z zasłon, a czasami potrafią nawet efektywnie uskrzydlić. Powaga – nie spodziewałem się, że kiedykolwiek Playstation 2 zaoferuje mi tak złożone i poprawnie działające algorytmy sztucznej inteligencji. Nie tylko dodaje to wiarygodności samej rozgrywce, ale skutecznie upiększa tą dynamiczną oraz bardzo grywalną mieszankę.

Obraz

Piękny ten gruzZagadnienie dotyczące oprawy A/V jest tu najbardziej oczywistą kwestią. Jest ładnie, płynnie i bardzo klimatycznie. Architektoniczny przepych i efekty graficzne porównywalne z tymi w Wojnie o Europę. Owocuje to sporą liniowością, niewidzialnymi ścianami, kilkoma wpadkami i serią ładnych „blurów” oraz smug. Animacja postaci ciekawa oraz naturalna, ilość detali spora, a design lokacji trzyma stały i uznany już na całym świecie klimat II Wojny Światowej. Podsumowując – każdy, kto miał kontakt z poprzednimi częściami będzie zadowolony, a ten kto rzadko sięga po takie gry z pewnością uzna ten tytuł za jeden z ładniejszych na odchodzącą w cień konsolę Playstation 2.

Obraz

AirbornZapewne wielu z Was, zwłaszcza Ci, którzy dobrze znają losy serii, wiedzą że Medal of Honor: Vanguard miał być początkowo portem nadchodzącej wielkimi krokami odsłony o podtytule Airborn. Niestety, ale szybko okazało się, że ambitne i ponoć zapowiadane przez programistów przełomowe rozwiązania, z przyczyn oczywistych nie mogły się znaleźć w omawianym Vanguard. W rezultacie, z powodu tak wielu zmian i różnic jakie dzielą te dwa tytuły postanowiono nadać grze także nową nazwę. Cieszy mnie to niezmiernie, bo finalnie otrzymaliśmy bardzo wciągający i klimatyczny produkt, który swobodnie może zostać uznany za kolejną część serii. Obowiązkowa propozycja dla każdego fana gatunku.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)