Mega Man Legacy Collection, czyli stary robot, a wciąż może
Capcom nie poprzestaje na graficznym odrestaurowywaniu swych nie tak starych gier w wydaniu na konsole obecnej generacji, ale sięga również głębiej do swojego dorobku, by nieco zarobić. Pakiet Mega Man Legacy Collection obejmuje sześć pierwszych części w pewnych kręgach kultowej serii o niebieskim robocie, w które niejeden zagrywał się w młodości na konsoli Nintendo Entertainment System czy naszym miło wspominanym Pegasusie. Za opłatą możemy raz jeszcze powrócić wspomnieniami do zapomnianych lat i sprawdzić, czy przez te wszystkie minione wiosny zręczność w palcach czasem nie umknęła. Zawsze też da się pokazać dzieciom, w co się grało.
26.08.2015 12:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Trudno odbierać jednak kompilację jako coś innego, niż ukłon w stronę fanów. Mamy do czynienia z dwuwymiarowymi, rozpikselowanymi projektami, zupełnie nie mogącymi konkurować z fotorealistycznymi produkcjami 3D, jeszcze na dodatek wymagającymi. Wszystko zostawiono tutaj tak, jak w oryginale, włącznie z migającymi grafikami na skrajach ekranu o proporcjach 4:3 (choć da się go brzydko rozciągnąć), błędami niegdyś wykorzystywanymi w walkach z bossami czy spowolnieniami rozgrywki tam, gdzie się pojawiały. Dla kogoś siedzącego w temacie, to gratka i prawdziwy wehikuł czasu. Niewielu chyba młodych graczy zainteresowanych jest niestety takim retro.
W każdym razie, gdyby zdecydowali się sprawdzić paczkę Mega Mana, mogą liczyć na ułatwienia. Przede wszystkim dodano w menu opcję swobodnego zapisu stanu gry. Przyśpieszy to przyzwyczajanie się do bezbłędnego kierowania bohaterem. Pojawia się również autofire, czyli oddawanie serii strzałów bez potrzeby kilkukrotnego wciskania odpowiedzialnego za atak przycisku. Swoją drogą, dobrze, że kolejność wykorzystania przycisków na padzie pozostała taka, jaka była dawno temu, przy czym da się funkcje jak najbardziej przepisać. Dla lepszych wrażeń, dostępne są ponadto dwa filtry, dodające na obrazie przeplot, taki jaki był w telewizorach starego typu, w tym jeden specjalnie jeszcze drgający. Można także włączyć i wyłączyć obrazek w tle ekranu.
Twórcy odpowiedzialni za odświeżenie Mega Manów chwalą się specjalną technologią Eclipse Engine, dzięki której wszystko jest wyraźne oraz gładkie. Chyba po prostu w taki sposób próbuje nam się wytłumaczyć emulację, w dodatku mimo wszystko dziwnie niedoskonałą. Na dużo potężniejszym niż 8-bitowe systemy Xboksie One przy zastosowaniu filtrów gra potrafi mocno zwalniać przy dynamicznym strzelaniu do przeciwników. Tego efektu nie pamiętam z pierwowzorów. Od strony dźwiękowej mamy rzecz jasna klasyczne, charakterystyczne utwory w tle, o mocno ograniczonej palecie instrumentów. W końcu nie oczekiwaliście tutaj symfonicznego wykonania, prawda?
Co podnosi wartość w przeciwnym wypadku zaledwie mocno nostalgicznej oferty to zawartość dodatkowa. Pakiet traktować można w kategoriach cyfrowego muzeum, pełen jest bowiem szkiców czy opisów bohaterów oraz wrogów z poszczególnych części Mega Mana, w tym materiałów nigdy niewykorzystanych. Każdego bossa da się tu ponadto uruchomić osobno, aby przypominać sobie i opracowywać taktyki na poszczególnych z nich. Dostępna jest również swoista szafa grająca, z opcją odsłuchania wszystkich kawałków muzycznych użytych w każdej z dostępnych z zestawie gier, a więc Mega Mana 1 do 6. Osobną sprawą dla ambitnych jest zabawa w wyzwania. Głównie chodzi o czasówki, przechodzenie segmentów polepionych z różnorakich lokacji powyciąganych z gier, zmieniających się po każdym dotarciu do czarnej dziury, albo pojedynki z większymi przeciwnikami. Stopniowo odkrywane są kolejne misje, w sumie jest ich aż pięćdziesiąt. Naprawdę umilają chwile nudy.
Mówi się, że wspomnienia nie mają ceny. Te Capcom wycenił jednak konkretnie, bo na przeszło 60 złotych w przypadku cyfrowej wersji z rynku Xbox Live. Oferta skierowana jest jednak do specyficznej, wcale zaś przy tym nie takiej nielicznej grupy odbiorców, mającej plakaty Mega Mana na ścianach i znaczną część wznowień jego przygód już w posiadaniu. Dla nich to automatycznie pozycja obowiązkowa. Wychowani na projektach typu Minecraft oraz innych League of Legends niechaj sobie tę kolekcję lepiej darują. W pięknie pixel artu nie dostrzegą iskry geniuszu i świetnie rozplanowanych etapów.