Microsoft komentuje badanie Binga przeprowadzone przez AV‑TEST

Microsoft skomentował wyniki. We wpisie na blogu tłumaczy się podobnie do Yandeksa — niemieccy badacze do przeprowadzenia badania skorzystali z API, a nie ze strony wyszukiwarki. Tym samym nie mogli widzieć, że szkodliwe strony są na liście wyników oznaczone. Microsoft uważa, że z tego powodu wnioski wyciągnięte przez analityków są błędne. Ostrzeżenie jest prezentowane w sumie przy 0,04% znalezionych przez Bing stron.

Microsoft wyjaśnił także, dlaczego uważa, że nie powinno się całkowicie usuwać szkodliwych stron z wyników wyszukiwania. Wiele z nich to strony popularne, o dobrej reputacji, które padły ofiarami ataków. Jeśli szkody zostaną szybko naprawione, strona nie straci swojej pozycji na listach wyników wyszukiwania, a ostrzeżenie zniknie kiedy niebezpieczeństwo minie. Jeśli zaś pozostanie zainfekowana bardzo długo, użytkownicy zaalarmowani przez Bing nie będą jej odwiedzać, więc jej pozycja automatycznie zostanie obniżona. Dzięki temu Bing uczy ostrożności i przedstawia się jako katalog stron bez żadnych braków, czym budzi zaufanie użytkowników. Jeśli nie mogą znaleźć strony na Bingu (bo usunęliśmy ją z wyników), pójdą szukać na Google, znajdą ją, jeśli Google jej nie oznaczy jako niebezpieczną klikną odnośnik i narażą komputer na niebezpieczeństwo — wyjaśnił David Felstead na blogu. Dalej zaznaczył, że podczas gdy przestępcy bawią się w kotka i myszkę z administratorami i webmasterami, lepszą ochroną jest ostrzeganie i edukowanie użytkowników niż blokowanie wszystkiego. Nie znaczy to, że Bing nie blokuje żadnej strony.