Microsoft Signature — system lekki jak piórko

Pamiętacie felieton Tomka Czemu Vista chodzi wolno? Tekst ma już ładnych kilka lat, dotyczy raczej przestarzałej już edycji systemu Windows, ale nadal jest właściwie w stu procentach aktualny. Producenci komputerów wciąż preinstalują na nowym sprzęcie tony niepotrzebnego oprogramowania, które spowalnia system, utrudnia pracę i w efekcie powoduje ogromne niezadowolenie z nowego nabytku, świadome lub nie.

Wojciech Kowasz

16.05.2012 10:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wygląda na to, że Microsoft nareszcie zaczął dostrzegać w tym zjawisku problem dla siebie. Dla przykładu: kupując MacBooka w sklepie Apple otrzymujemy sprzęt w eleganckim pudełku, który od pierwszego włączenia działa szybko i na ogół bezboleśnie, a przynajmniej do momentu, gdy nie zaczniemy instalować własnego oprogramowania i mówiąc ogólnie: „grzebać”. Z drugiej strony kupując komputer z Windowsem po przyjściu do domu włączamy go i... jeszcze nie zdążyliśmy w nim nagrzebać, a już czekamy nawet kilkanaście minut, aż system zostanie „przygotowany do pierwszego użycia”. Niestety na tym nasza cierpliwość nie może się skończyć, bo będzie nam jeszcze potrzebna. Gdy już ujrzymy pulpit, będzie on pełen kolorowych ikonek, pasek zadań zawalony będzie programami rezydentnymi do obsługi touchpada i wspomagania przycisku zasilania, a uruchomienie zwykłej przeglądarki internetowej spowolnione będzie pracą silnika indeksującego dane, bo przecież tak olbrzymia ilość danych wrzucona na start musi się „ułożyć”. I gdzie tu tzw. user experience?

Microsoft pewnie mógłby wpłynąć na producentów OEM, aby ci powstrzymali swoje żądze dostarczenia klientowi wraz z komputerem wszystkiego, co tylko możliwe. Dość jednak wspomnieć, że producenci oprogramowania płacą ogromne pieniądze za przywilej preinstalowania miesięcznej wersji testowej antywirusa czy innego niezbędnego programu. Nie oszukujmy się więc: nawet jeśli Microsoft już zorientował się, że jest na straconej pozycji, to zmiana stanu rzeczy jest czasochłonna, kłopotliwa, kosztowna i do tego zdecydowanie nie na rękę producentom komputerów. Firma wpadła więc na inny pomysł: sami sprzedamy ci nowy komputer, ten sam co w salonie producenta, tyle że bez zbędnych śmieci.

W tym celu powstał program Microsoft Signature. Są nim już objęte wszystkie komputery sprzedawane w Microsoft Store, czyli oficjalnym sklepie Microsoftu. W systemie po pierwszym uruchomieniu nie ma nic poza podstawowymi aplikacjami wbudowanymi w system. Co prawda w zamian za crapware producenta dostajemy programy Microsoftu takie jak na przykład Windows Live Essentials, ale z drugiej strony — te programy akurat faktycznie mogą się do czegoś przydać i nie są tak obciążające. Zamiast wersji trial bliżej nieokreślonego programy antywirusowego otrzymujemy z kolei bezpłatny Microsoft Security Essentials. Też jest to pewien kompromis, ale lepszy niż coś, co przestanie działać po dwóch tygodniach. Na pokładzie są tylko absolutnie niezbędne programy firm trzecich: Adobe Reader i Adobe Flash Player. Poza tym w systemie nie ma nic — na pulpicie jest tylko Kosz, w zasobniku jedynie kontrolki systemowe, na pasku zadań wspomniane aplikacje Windows Live. Dodatkowo otrzymujemy 90-dniową bezpłatną pomoc techniczną, coś w stylu Genius Bar w sklepach Apple Store.

Programem Microsoft Signature objęte są praktycznie wszystkie liczące się marki komputerów, od Sony po Della, HP czy Samsunga. Co ciekawe, za 99 dolarów można także oddać swój samodzielnie kupiony nowy komputer do Microsoftu, by ten poddał go dokładnie temu samemu procesowi — czyli wyczyścił ze zbędnego oprogramowania. Taka opcja jednak dostępna jest jedynie w 16 sklepach na terenie Stanów Zjednoczonych. Czy podobna inicjatywa będzie kiedyś dostępna w Polsce — tego na razie nie wiadomo.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (26)