Mozilla wzywa do porzucenia Google Chrome na rzecz Firefoksa
Rywalizacja pomiędzy różnego typu oprogramowaniem czasami zamienia się w otwartą wojnę. Sytuację taką możemy zaobserwować właśnie teraz – Robert O’Callahan, jeden z głównych inżynierów pracujących nad przeglądarką Firefox na swoim blogu rzuca rękawice w stronę Google i apeluje do użytkowników, aby porzucili oni Chrome. Oczywiście wszystko to na rzecz produktu Mozilli. Choć argumenty którymi się posługuje są prawdziwe, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jest to nie tylko krzyk o pomoc, ale i krzyk rozpaczy w związku z utratą udziału na rynku.
Programista w swoim wpisie wytacza przeciwko gigantowi potężne działa: uważa on, że obecnie Google to potwór i zagrożenie dla internautów znacznie gorsze niż Microsoft w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Firma ta ma przecież w swoich rękach Androida – największą platformę mobilną, która nie tylko nie zwalnia, ale pożera coraz większą część rynku. Dominacja pozwala na różnego rodzaju wymuszenia, czym ma być siłowe nakłanianie producentów do umieszczania na swoich urządzeniach domyślnej przeglądarki w formie Google Chrome. Spoglądając w Internet widzimy dalsze asy korporacji: w zasadzie monopol dla wyszukiwarki, bardzo popularne usługi takie jak Gmail czy Dokumenty, a także najpopularniejszy serwis z filmami, Youtube.
O’Callahan zaznacza, że Google w wielu sytuacjach już teraz skutecznie blokuje istnienie innych produktów wykorzystując swoją popularność. Używając przeglądarki innej niż Chrome nie możemy skorzystać ze wszystkich możliwości webowego pakietu biurowego tej firmy, dodatkowo niemożliwe jest korzystanie np. z edytora zdjęć zawartego w usłudze Google+. Problemem jest również Native Client (NaCl), który choć pozwala na bardzo wiele, to ponownie ogranicza się właśnie do Chrome. Podobnie ma się sprawa wykorzystywania przez wielu webdeweloperów np. styli CSS i zabiegów zarezerwowanych dla przeglądarek korzystających z silnika WebKit (albo jak Chrome czy Opera Blink), co przypomina dostosowywanie stron niczym do starszych edycji Internet Explorera: choć zapisy takie nie są żadnym standardem, stają się tak popularne, że ich praktyczne stosowanie w zasadzie czyni z nich niepisany standard.
Oczywiście żadnym rozwiązaniem nie jest wspieranie Microsoftu czy Apple – te firmy otwarcie walczą z Google na wielu frontach, niemniej mają na celu po prostu wskoczenie na tron zamiast niego, a nie uwolnienie użytkowników ze swoistego impasu związanego z dominacją usług jednej firmy. O wiele lepszym wyborem ma być więc wybór Firefoksa jako swojej głównej przeglądarki: aplikacji darmowej i co najważniejsze otwartej. Rozwijanej przez fundację i ukierunkowanej przede wszystkim na to, czego pragną użytkownicy, a nie na to, co jest ważne ze względu na budżet jakiejś korporacji. Dominacja tego typu produktu nie byłaby więc szkodliwa, tym bardziej, że dba on o otwarte standardy internetowe. Jeżeli użytkownicy nie porzucą Google Chrome i nie będą promować innych rozwiązań, za kilka lat mogą obudzić się z ręką w nocniku, zupełnie otoczeni i uzależnieni od rozwiązań tej firmy.
Trudno powiedzieć, aby zachowanie inżyniera Mozilli było zgodne z pewnymi przekonaniami, które sam teoretycznie wyznaje on i firma w której pracuje. Przytoczone przykłady są prawdziwe, zwiększanie się władzy Google to również prawda, która na dodatek idzie w coraz gorszym kierunku, bo monopol nie jest dobrą sytuacją. Warto mieć jednak na uwadze wolny wybór samych użytkowników. Część z nich może korzystać z Chrome zupełnie nieświadomie (np. gdy jest instalowany „przy okazji” wraz z inną aplikacją), inni z kolei wybierają przeglądarkę od Google bo ją sprawdzili i znaleźli to, czego szukają. Nawet autor tego newsa był przez kilka lat wiernym użytkownikiem Firefoksa. Do czasu, aż zauważył, że coś tu jednak nie gra – jak to się bowiem dzieje, że pomimo nowoczesnej specyfikacji sprzętowej, przeglądarka ta ma problemy z płynnym działaniem, które zauważa się na co dzień i które są przyczyną dużych irytacji? Zależność od sprzętu, to oczywiście tylko jeden z przykładów problemów, na jakie można natrafić. Nie tylko w Firefoksie zresztą, bo i Chrome może niemile zaskoczyć. Wszystko zależy od konkretnego przypadku.
Może więc statystyki mówiące o ogromnym wzroście popularności Chrome przy jednoczesnym spadku udziału Firefoksa na przestrzeni ostatnich dwóch lat pokazują coś więcej, niż tylko potencjał reklamowy Google? Może prawda jest inna i po prostu nie trafia do przekonań inżynierów Mozilli: co, jeżeli Chrome dla większości jest po prostu lepszym wyborem, przeglądarką, która w codziennym wykorzystaniu spisuje się lepiej niż Firefox, Internet Explorer, Opera, czy inne, już znacznie mniej znane, egzotyczne aplikacje? Najważniejsze, aby użytkownicy mieli wolny wybór. Nikt nie zabrania używania Firefoksa, nikt więc nie powinien zachęcać do porzucania innych tego typu aplikacji, bo działać tak może przede wszystkim na własną szkodę.