Nawołują do bojkotu systemd. Sytuacja jest poważna: czy Poettering chce nam w Linuksa wsadzić Windows?
Znów zrobiło się gorąco wokół systemd, linuksowego demonainicjalizacji, który już dawno przestał być tylko demoneminicjalizacji. Jego autor, Lennart Poettering, reakcjami społecznościniespecjalnie się przejmuje, ogłasza nawet radykalneplany przerobienia architektury linuksowych systemów, zwykorzystaniem możliwości jakie daje systemd i system plikówbtrfs. Przeciwnicy systemd wiedzą jednak swoje – i łączą siły,ogłaszając bojkot nadmiernie uniwersalnego demona. Jednocześniepojawiają się głosy, że zamiast marnować siły na walkę zsystemd, w ogóle dać sobie spokój z Linuksem, zastępując goprzez FreeBSD.
04.09.2014 18:14
Grupę programistów i administratorów, wzywających do bojkotusystemd, trudno uznać za przypadkowych oszołomów. Ich argumenty,przedstawione na stronie boycottsystemd.org,są zgodne ze stanem faktycznym. systemd jest niezgodny z uniksowąfilozofią, twórców demona nie interesują inne niż Linux systemy,jego logi są przechowywane w binarnym formacie i przejmuje onzadania innych komponentów systemu tak, by docelowo stać się chybajedynym komponentem systemu (tak został wchłonięty udev, tak jestwchłaniany dbus). systemd uzależnia też od siebie inne pakiety,prowadząc do sytuacji, w której twórcy dystrybucji nie mają szansna budowanie GNU/Linuksa bez systemd. Po rozrośnięciu się dotakich rozmiarów, staje się piętą achillesową Linuksa – jegoawaria może załatwić na dobre cały system.
Lennart Poettering robi jednak swoje. Kolejne wydania systemdprzejmują całkowicie kwestię konfiguracjisieci czy wprowadzają obsługę systemówbezstanowych, w których katalogi /var czy /etc są dynamiczniegenerowane w momencie uruchamiania systemu. W ślad za pewnym siebieprogramistą idą twórcy poszczególnych dystrybucji: teraz, gdysystemd jest domyślnie używany przez Red Hat Enterprise Linuksa,gdy przeszły na niego Debian i Ubuntu, spośród znanych dystrybucjijedynie Slackware i Gentoo zachowują niezależność.
Być może sprawa została już przesądzona – mimo tego, żetak znane postaci jak Linus Torvalds czy Theodore T'so mają wielezastrzeżeń wobec systemd i jego twórców, to jednak demonzagarnia coraz więcej i więcej. W dużym stopniu to efekt wpływuRed Hata na świat Linuksa. Warta miliardy dolarów korporacja, zktórej produktów korzystają klienci tacy jak armia USA, niemal wcałości kontroluje prace nad rdzennymi komponentami systemówGNU/Linux. Zdaniem wielu krytyków firmy, wprowadzanie do Linuksanadmiernie złożonych, problematycznych z perspektywy bezpieczeństwarozwiązań, a także otwarte wręcz sabotowanie prac deweloperówkernela, nie jest wcale przypadkowe – to część szerszejstrategii, za którą mogą stać np. takie grupy jak NSA.
Oczywiście systemd ma swoich fanów, przede wszystkimdesktopowych użytkowników Linuksa – i to ich głos dominuje nalistach dyskusyjnych. Trzeba jednak przyznać, że ostatnie ichargumenty na rzecz systemd zdają się całkowicie omijać sednoproblemu. Znany bloger Paul Venezia przytacza zaskakujące historie –jeden z jego czytelników miał np. stwierdzć, że dobrze znanelinuksowe runlevele są niezrozumiałe i zbyt złożone.Zapytany, dla kogo miałyby być one niezrozumiałe i zbyt złożone,stwierdził, że dla nowego pokolenia administratorów iużytkowników, którzy nie poradzą sobie bez dokumentacji, gdyżoznaczenia runleveli są całkowicie arbitralne i same z siebieniczego nie oznaczają. W tej sytuacji nie zostaje nic innego niżzasłonić systemowe wnętrzności przyjazną warstwą zarządzającą,której działanie w środku jest kompletnie niejasne – ale to nieszkodzi, przecież nikt i tak nie chce tam zaglądać.
Inny z takich komentarzy dotyczyłopinii, że BSD jest coraz lepsze i lepsze –na co fan systemd miał odpowiedzieć, powodzenia zodpaleniem go na laptopie, takjakby ludzi używających BSD laptopy miały jakoś szczególnieinteresować. Schizma jest więc coraz bardziej odczuwalna, i niewidać żadnej możliwości, by została zakopana. Venezia sugeruje,że może faktycznie dojść do podziału wśród otwartych systemówoperacyjnych po zastosowaniach, tak że GNU/Linux trafi na desktopy,a FreeBSD weźmie serwery. Nie jest to wcale takie niewyobrażalne –teraz, gdy społeczność Linuksa zakochała się w konteneryzacji zużyciem Dockera, niektórzy administratorzy mogą odkryć, że naFreeBSD taką konteneryzację można było robić od niepamiętnychczasów za pomocą mechanizmu jails. Może więc prostszy system,który nie musi obsługiwać każdej nowomodnej kamerki internetowejczy chipsetu audio, w warunkach serwerowych okaże się faktycznielepszym zamiennikiem Linuksa?
Oczywiście niewykluczone, żetwórcy którejś z ważniejszych dystrybucji Linuksa w końcu sięzbuntują przeciwko planom Poetteringa i powiedzą otwarcie „nie”temu, co niektórzy nazywają już wsadzaniem Windows wLinuksa, a nawet ponownymwynajdywaniem Windows. Jużbardziej niezwykłe zwroty zachodziły w świecie otwartych systemówoperacyjnych.