Open Source staje się przyczółkiem kapitalistycznych trolli

Już we wczesnych latach 80 ubiegłegowieku funkcjonowały nieskodyfikowane zasady ruchu WolnegoOprogramowania. Choć samo pojęcie Free Software jeszcze nie istniało,to jego duch już wtedy hasał po korytarzach stanowych uczelni,zachęcając inżynierów do dzielenia się owocami swojejprogramistycznej pracy. Był to duch wyjątkowo mocno przesączony ideąwolności, która wynikała z pierwotnej definicji wolności w życiurealnym. Jeśli wolność i transparentność działania jest podstawąnaszego funkcjonowania w społeczeństwie, to dlaczego mielibyśmyzrzekać się tych samych wolności w cyfrowym życiu? I to otoprzekonanie dało podstawy do narodzin Ruchu Wolnego Oprogramowania.

Open Source staje się przyczółkiem kapitalistycznych trolli
Redakcja

16.03.2015 | aktual.: 16.03.2015 14:59

Nieszczęśliwie dla wschodzącychówcześnie korporacji, filozoficzne podejście Richarda Stallmanaokazało się zbyt mało pragmatyczne. Szczególnie iż filozofia GNUnakazywała dzielić się efektami swojej pracy z każdym klientem, którydokonał zakupu oprogramowania, a to już spotykało się z dezaprobatąkorporacyjnych zarządów.

W odpowiedzi na nowe potrzeby rynkupowstał Ruch Otwartego Oprogramowania, który zakładał odrzucenieczęści filozoficzno-moralnej i walkę na gruncie technologicznym.Jednym w postulatów Erica Raymonda, jego współtwórcy (współtwórcy,gdyż sukces ma wielu ojców) było zjednanie sobie ludziwypisujących duże czeki. O ile koncepcja pozyskiwania sponsorówjest w porządku, o tyle pomysł pozyskiwania pieniędzy za wszelką cenębył nie do przyjęcia przez bezkompromisowe środowisko Stallmana. Zaśsam ruch Free Software był krytykowany przez młodszych oponentów zaswoją bezkompromisowość, co miało prowadzić do konfrontacji.

Pomimo pewnych niesnasek, oba ruchy –Free Software oraz Open Source – jednoczyły utalentowanychpasjonatów wierzących w pozytywne, społeczne efekty, jakie dajedzielenie się z innymi. Ruch ten znany nam współcześnie jako FLOSSmovement, dziś ponownie staje się poligonem doświadczalnym i miejscem starćpomiędzy środowiskami nastawionymi na zarabianie pieniędzy, a pasjonatami wierzącymi w zmianę świata na lepsze poprzez pracę. I ponownie przyczółkiem do zmian jest ruch Open Source, który tym razem stał się narzędziem w rękach kapitalistycznych trolli.

Na problem ten zwrócił uwagę Mark Radcliffe, ekspert ds. licencjonowania i partner kancelarii prawnej DLA Piper, któryna podstawie dwóch głośnych procesów sądowych wieści zmianę sposobu postrzegania ruchu Open Source.

Versata vs Ameriprise: wirus GPLv2

Pierwszym z dowodów na to, że idzie nowe, jest sprawa Versata vs Ameriprise. Chodzi o własnościowe oprogramowanie do zarządzania kanałami dystrybucji (DCM) firmy Versata. Wykorzystywało ono otwartoźródłowe narzędzie parsujące XML-a, licencjonowane na zasadach GPL v2, a będące własnością firmy XimpleWare. Z góry należy dodać, że XimpleWare oferowało równolegle sprzedaż narzędzia na komercyjnej licencji, tak aby jej klienci mogli uniknąć zobowiązań wynikających z natury licencji, jednak Versata nie wyraziła chęci na nabycie odpłatnejlicencji.

Problem zrodził się w chwili, gdy Versata sprzedała prawo do swojego narzędzia DCM innej firmie świadczącej usługi finansowe, w tymprzypadku była to spółka Ameriprise. Ta z kolei pozwoliła swoim podwykonawcom na dekompilację oprogramowania, co zostało uznane przezprawników Versaty za złamanie warunków licencji.

Ameriprise w rewanżu złożyło kontrpozew. Podstawą do jego złożenia był fakt użycia właśnie oprogramowania OpenSource, co według prawników czyniło z DCM pracę pochodną, w całości objętą licencją GPL v2. W myśl tej interpretacji wszyscy podwykonawcyAmeriprise powinni móc dekompilować i modyfikować oprogramowanie według uznania.

Tu właśnie zaczyna się proces zmiany uniwersum Open Source. XimpleWare,pierwotny twórca parsera, odkrywszy naruszenie licencji, rozpocząłproces dochodzenia roszczeń na własną rękę, pozywając Versatę(swojego klienta), Ameriprise (klienta Versaty) oraz innych klientówVersaty za naruszenie praw własnościi praw patentowych.

To istotny zwrot dla użytkowników otwartego oprogramowania.Podczas gdy w przeszłości naruszenie licencji skutkowało domowąwizytą prawników fundacji, wyjaśniających „gdzie popełnionobłąd i co należy poprawić”, współcześnie XimpleWare uczyniło zsiebie komercyjnego egzekutora.

Versata może zaktualizować swoje oprogramowanie i usunąć z niegostosowne komponenty, lecz jak wskazuje Radcliffe, w innym przypadkumoże to nie być takie proste. I dodaje: Wyobraź sobie, że takieoprogramowanie jest zainstalowane w samochodzie albo w telefonach,lub w czymkolwiek innym, co jest trudne lub wręcz niemożliwe dozaktualizowania.

Oracle vs Google: ochrona praw doAPI

Przypadek Versaty nie jest jedynym wartym obserwacji z punktuwidzenia środowiska Open Source. Kolejny, który powinien zaniepokoićspołeczność jest pozew sądowy pomiędzy Oracle, a Google z tytułuochrony prawnej API.

Historia ta zaczęła się lata temu, gdy Google starało się u firmySun o prawo do implementacji API Javy w Androidzie. Chociażporozumienia nie zawarto, Google zdecydowało się zaimplementować APIw sposób – w który jak wierzono – nie narusza prawwłasności Suna.

Jednak po upadku Suna i jego przejęciu przez Oracle, firmazdecydowała się pozwać internetowego potentata za rzekome skopiowanienazw API i innych elementów takich jak linie nagłówka.

Chociaż sąd stanowy podtrzymał, iż API nie podlegają ochronieprawnej, to federalny sąd apelacyjny unieważnił tę interpretację,stwierdzając, że deklarowanie kodu i struktur, sekwencji iorganizacja paczek API podlegają ochronie prawnoautorskiej.

Jeśli paczki API podlegają ochronie, wtedy życie bardzo siękomplikuje, a interpretacja ta dodaje złożoności licencji GPL –twierdzi Radcliffe, lecz nawet jeśli API Javy jest chronione, nieoznacza to, że prostsze interfejsy również nie mogą tej ochroniepodlegać. To tworzy możliwość powstania potrzeby licencjonowania API,tak aby użytkownicy mogli ich używać według potrzeb.

Jakie wnioski płyną z tej lekcji? Bez wątpienia oprogramowanieOpen Source staje się coraz istotniejszą częścią portfolio wielufirm. Jednak przypadek pozwów Versaty i Oracle'a dowodzi, żekorporacyjne wybiegi prawne mogą determinować, w jaki rodzajzwierzyny (ofiary lub drapieżnika) przekształci się model opensource.

Niegdyś ruch FLOSS skupiał ludzi wierzących w etos hakera,profesjonalisty, niosącego kaganek cyfrowej oświaty biednym,technicznym analfabetom. Dziś jego odnoga w postaci ruchu Open Sourcestaje się narzędziem w rękach korporacji, które w imię zyskuodrzucają wszelkie skrupuły i gotowe są posunąć się do łańcuchowegopozywania klientów własnych klientów, którzy, nawet jeśli naruszyliprawo, zrobili to mimowolnie. Czy to już nowe zjawiskokapitalistycznego trollingu i początek druzgocących zmian, którychefekty ujrzymy w najbliższych latach m.in. w Internecie Rzeczy, czyteż może tylko za daleko idący negatywizm Radcliffe'a,oparty jedynie na dwóch przypadkach? Zapraszamydo dyskusji.

Programy

Zobacz więcej
Zobacz także
Komentarze (25)