Opętany Sklep Windows. Walka z nawiedzonym systemem (Część I)
Ach, święta. Magiczny czas agregowania zaległego urlopu, wybieranego celem zgromadzenia wolnych dwóch tygodni. Czasu, przez który można wreszcie w spokoju popracować i porządnie posprzątać (poza myciem okien oczywiście). Celem przeżycia ich w najpełniejszy sposób, poza urlopem i nadrabianiem zaległości, potrzebny jest jeszcze dodatni bilans kaloryczny oraz "Kevin sam w domu".
24.12.2020 19:25
Zachodzi jednak pewien problem. Jak oglądać "Kevina", skoro ani ja, ani nikt kogo znam, już od wielu lat nie ma telewizora? Upewniwszy się, że telewizja w ogóle jeszcze istnieje (okazuje się, że tak!), sięgnąłem do pudła podpisanego "jeszcze się przyda" i wyciągnąłem z niego tuner DVB-T na Express Card i pilota Microsoft. Przyszedł czas na instalację systemu Windows 8.1 Pro z Media Center.
Zarządzalny, ale trochę
W rzeczywistości potrzebowałem 8.1 z nieco mniej świątecznych powodów. Serwisując obrazy instalacyjne Windows Server 2012 R2 natknąłem się na problemy z integrowaniem sterowników, nieobecne ani w 2012 ani w 2016. Ponieważ chodziło o karty sieciowe i sterowniki introspekcji, miałem podejrzenie, że odpowiedzialne za to jest SKU, a nie wersja. Dlatego chciałem przepuścić przez DISM kliencką wersję, czyli właśnie Windows 8.1.
Genialny (i przekombinowany) stos serwisowy DISM musiał poczekać niemal 10 lat, zanim Windows zaczął z niego robić w pełni użytek. Z każdą wersją systemu sprzed Windows 10 1607 coś było nie tak. Vista nie pozwalała integrować aktualizacji offline, trzeba było przechwytywać cały obraz dysku. Siódemka już umiała robić slipstream, ale otrzymała 3 miliony aktualizacji, a Windows 8.1... został wydany czterokrotnie.
NTLite
Gdy inni zbierają znaczki albo osiągnięcia na Steamie, ja zbieram aktualizacje. Więc zamiast piec świąteczne ciasto, zdecydowałem się wypiec w pełni zaktualizowany obraz instalacyjny Windows 8.1. Zresztą, idzie mi to zdecydowanie lepiej niż jakakolwiek aktywność w kuchni, od której stronię jak tylko się da. W ruch poszedł NTLite, katalog z aktualizacjami oraz plik odpowiedzi. Wkrótce miałem stać się posiadaczem pendrive'a instalacyjnego, który pozwoli mi przetestować hipotezę o stosie serwisowym.
Niestety, z pendrive'a wyszedł zakalec. Powodem było to, że Windows 8.1 naprawdę został wydany cztery razy. Oryginalna wersja, opatrzona numerem części z 2013, różni się istotnie od wersji "Windows 8.1 with Update", znanej wewnętrznie jako "Update 1". Poza nimi wydano jeszcze "Update 2" i "Update 3". Wszystkie są teoretycznie tym samym systemem. Mają ten sam numer kompilacji, ale różne numery części.
8.1, 8.1 czy 8.1?
W efekcie, choć Windows Update nie zaserwuje im nigdy starych łatek, da się je zainstalować. Nakazanie DISMowi, by zainstalował paczki wydane przed Update 1 sprawi, że paczki te nałożą się na każdy obraz 8.1, nawet nowy. Z tym, że nowy obraz zostanie w ten sposób uszkodzony. Podobnie w drugą stronę: zintegrowanie najnowszych aktualizacji z oryginalnym obrazem także go popsuje, bo od pewnego momentu integrują się one poprawnie tylko z wersjami "with Update" i nie działają dobrze nawet wtedy, gdy ten "Update" dodamy sami. Było ono wszak wydane oddzielnie, jako ważące 898MB MSU. Ludzie wszak jakoś się do tej wersji sami aktualizowali.
Trudno powiedzieć, dlaczego Update 1 nie zostało wydane jako Windows 8.2. Microsoft słynie z przewlekłej katastrofy nazewniczej, a czasy Windows 8 były pod tym względem bogate w przygody. Dla przykładu: build "Update 2", zwany przez prasę "Windows 8.2", zawierał na przykład klasyczne menu Start, z kafelkami jak Windows 10. Numer kompilacji? Oczywiście 9600.
Jak popsuć instalację
Niedopieczone ciasta, uszkodzone obrazy instalacyjne oraz zapraszanie dalszej rodziny na święta – ich punktem wspólnym jest to, że nie wiemy jak wielki popełniliśmy błąd, aż do momentu w którym będzie za późno. O tym, że ciasto nie wyszło, czasem można się przekonać dopiero wtedy, gdy spróbuje się go skosztować. Aby odkryć, że Wujek Anzelm krytykuje nasze metody wychowawcze, klasyfikuje domowników jako wrogów ojczyzny i nie uznaje denominacji z 1995, trzeba go najpierw zaprosić na Wigilię. Celem przekonania się, że obraz Windows 8.1 jest wadliwy, trzeba go wszak zbudować, nagrać na nośnik, a następnie zainstalować i przejść fazę OOBE.
System z popsutego obrazu… "działał". Poprawnie prezentował się w nim także Sklep (!), ale nie działał już, między innymi, Windows Update (dokładniej mówiąc - cały stos serwisowy) oraz kreator aktywacji. Bez stosu serwisowego nie sprawdzę mojej hipotezy ze sterownikami. Co gorsza, bez aktywacji nie wpiszę klucza dla Media Center, bez Media Center nie będzie telewizji, bez telewizji – Kevina, a święta bez Kevina to jak sylwester bez zamieszek osiedlowych pseudokibiców i doniesień o pourywanych najtańszymi petardami palcach. Nie liczą się.
Zapowiedź kłopotów
Los powoli zaczynał orientować się, że nieco zaburzam Magię Świąt swoimi opóźnieniami. Zaczął więc wystawiać mnie na kolejne, coraz bardziej męczące próby, po to bym skupił się wreszcie na tym, co naprawdę istotne. Kolejny przygotowany obraz instalacyjny nie serwował już kłopotów typu działa/nie działa.
Ponownie do jego stworzenia wykorzystałem NTLite. Zamiast jednak polegać na moim, ewidentnie niszczycielskim, folderze z aktualizacjami, użyłem mechanizmu aktualizacji oferowanego przez NTLite. Zasugerował on kilkaset paczek oraz przepyszny przycisk "Wybierz wszystkie". Rezultatem był plik WIM ważący czternaście gigabajtów, zaopatrzony w transakcję PENDING.XML o rozmiarze 120 MB! Dzięki temu instalacja trwała dłużej nie tylko przez kopiowanie, ale też z powodu konieczności "zmielenia" zaległej transakcji w fazie online.
Media Center nie jest osobną wersją Windows. Gdyby tak było, włączenie go (był płatnym dodatkiem) wymagałoby przeprowadzenia "aktualizacji" do innego wydania. Zamiast tego, program ten włącza się poprzez aktywowanie innego klucza produktu. Stos serwisowy rozpakowuje wtedy (Nie pobiera! One już tam są) brakujące pliki i dodaje stosowne skróty. Obecnie, funkcje Windows 10 nie są dostarczane w taki sposób.
Tuner DVB-T sprawia, że Windows Media Center nabiera sensu. Bez niego, jest "kompletnie niepotrzebnym" i niezrozumiałym dodatkiem. Podobnego olśnienia dokonuje zestawienie OneNote'a z cyfrowym piórem. Bez niego, OneNote wygląda na upośledzony edytor tekstów dla niechlujnych dzieci z ADHD. Dopiero pióro czyni z niego szalenie funkcjonalny i wygodny notatnik. Oczywiście, w dobie Netfliksa i śmierci telewizji Windows Media Center nie ma sensu, podczas gdy przymusowa nauka zdalna sprawia, że OneNote rozkwita.
Homeopatyczne działania
Trzygodzinna instalacja (pendrive USB 3.0 i dysk SSD!) pod koniec uraczyła mnie wreszcie pulpitem, a aktywacja dodała Media Center. Nie działał jednak Sklep. A jeszcze dzień wcześniej było OK. Wizyta w Podglądzie Zdarzeń pozwoliła odkryć, że endpoint nie odpowiada, choć miałem aktualny jego adres. Ciekawe, wszak niedawno działał. Co więcej! Pobrał aktualizacje aplikacji Poczty.
DownloadUrl failed - 503:
https://next-services.apps.microsoft.com/browse/6.3.9600-0/788/en-US_pl-PL/c/PL/cp/10005001/HomePageData/pc/0/pt/x64/hw/1/lf/1/os/Professional/Retail
Error: Nieokreślony błąd.
Function: DownloadUrl
Source: enduser\winstore\ui\httphelpers.cpp
W tym momencie, na walkę o Media Center poświęciłem już wiele godzin. Było późno w nocy, nie umiałem się już skupić na programowaniu swojego hobbystycznego projektu, Piotr zapomniał, że obiecałem mu tekst, więc miałem siłę już tylko na zamknięcie laptopa z 8.1, wyłączenie go i pójście spać. Może zdążę skonfigurować WMC, może nie zdążę, wiem tylko, że mam jeszcze górę roboty, dwa etaty i zaległe odkurzanie.
Duchy?
Niestety, rozbudzone blasfemiczną wizją braku świątecznego Kevina złe duchy postanowiły zesłać na mnie nieszczęścia. Laptop został przeklęty. Godzinę po tym, jak położyłem się spać, parę minut przed czwartą nad ranem, ciesząc się, że o zimą o tej porze jeszcze nie świta, obudził mnie. Uczynił to z przytupem, rycząc przez sparowany głośnik Bluetooth melodią powitalną Media Center, przebijając głośnością nawet płacz dziecka sąsiadów (bezustanny).
Dziwne, pomyślałem. Dałbym sobie głowę uciąć, że wyłączyłem, a nie uśpiłem komputer. No i dlaczego WMC włączył się sam? Był to dopiero początek złowrogich zachowań opętanego laptopa z Windows 8.1, który podczas tych bezśnieżnych, przedświątecznych dni ewidentnie zaczął potrzebować egzorcyzmów.
Ciąg dalszy już jutro