PlayStation 4 — kiedyś na pewno
Sony chwaliło się wynikami sprzedaży PlayStation 4, tak naprawdę przemilczając sprawę dostępności sprzętu w sklepach. W dniu debiutu konsolę kupiły w sumie tylko te osoby, które zdecydowały się zaufać firmie i złożyły zamówienia przedpremierowe w ciemno. Inni musieli poczekać kilka miesięcy. Dopiero na początku 2014 roku coś się w fabrykach ruszyło i tym samym egzemplarz PS4 przywędrował do mnie do testów. Jak wypada maszyna nowej generacji, która nie może się poszczycić jeszcze zbyt szeroką biblioteką gier? Czy dokuczają jej bolączki, przemawiające za wstrzymaniem się na razie od zakupu? Na te oraz inne pytania postaram się odpowiedzieć w niniejszym tekście, podchodząc do rzeczy trochę może bardziej przez pryzmat przeciętnego Kowalskiego.
Mniej więcej o połowę mniejsze względem tego od PlayStation 3 pudełko robi bardzo dobre wrażenie. Błękitne, bez krzykliwych sloganów czy naklejek. Z przodu wyłącznie wizerunek sprzętu oraz pada, z tyłu w skromny i przejrzysty sposób opisane funkcje. Sama konsola wyjęta z kartonu za to okazuje się większa, niż wydaje się na zdjęciach prasowych. Postawiona frontem na półce pod telewizorem, między starszą siostrą, a także Xboksem 360, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot, taki prostokątny klocek. Dopiero umiejscowiona gdzieś na wierzchu, gdy jej skośne piękno staje się dostrzegalne, potrafi przykuć wzrok. Projektanci PS4 postawili na miks popularnych rozwiązań, jeżeli o fakturę sprzętu chodzi. Mamy po połowie mat, po połowie gładziutką powierzchnię. Od góry dzieli je świecąca na różne kolory listwa, powiadamiająca o stanie urządzenia. Na przednim panelu wciśnięto poniżej niej dwa ledwo zauważalne przyciski dotykowe, odpowiadające kolejno za włączenie lub wyłączenie sprzętu i wysunięcie płyty z napędu szczelinowego. Zasilacz został wbudowany, a więc nie straszy nas dodatkowa cegła.
Do kwestii pierwszego uruchomienia podszedłem na spokojnie, świadomy jednak już wstępnie najczęściej występujących problemów z konsolą. Przyjrzałem się portowi HDMI w poszukiwaniu nieprawidłowości, zanim podłączyłem ją do telewizora, kabelek zasilający też mocno wcisnąłem na miejsce. Po przebrnięciu przez ekrany konfiguracji początkowej wszystko zdawało się być w porządku, więc zrobiłem przerwę na kawę, gotując się do wejścia w nową generację grania. Tymczasem pozostawiona na kilka minut sama sobie PlayStation 4 odmówiła posłuszeństwa. Brak obrazu plus listwa podświetlona na biało. Konsternacja, bo to mogło oznaczać wiele, włącznie z usterką techniczną, szczególnie, że konsola nie chciała się zrestartować. Wyobrażałem sobie zimny pot na skroniach osób, które wydały na swój wadliwy egzemplarz prawie 2 tysiące złotych… Przepinanie kabli nie przynosiło skutku. Zrezygnowany, jeszcze jeden raz postanowiłem podmienić ten HDMI i jakoś zaskoczyło. Nie mam pojęcia, o co chodziło. Od razu przystąpiłem do aktualizacji systemu. Dziwne zachowanie się nie powtórzyło.
Dalej bez pada ani rusz, dlatego teraz nieco o przeprojektowanym DualShocku. Kontroler jest szerszy i troszkę cięższy od tego od PS3. Rozłożenie podstawowych przycisków nie uległo zmianie. Z lewej, ciut bliżej krawędzi, dostajemy rozdzielony na kierunki krzyżak. Inaczej wyprofilowany, by nie zdzierał tak skóry z kciuka. Do tego gałka jedna oraz druga plus oczywiście przyciski geometryczne, już nie analogowe. Na środku logo PlayStation, odpowiadające za wywoływanie podręcznego menu, lekko wyżej mały głośnik, wykorzystywany w różny sposób w zależności od gry, a nad nimi dopiero z miejsca dostrzegalna nowość. Chodzi o dość szeroki panel dotykowy, który można też wciskać na krawędziach. W przyszłości ma dawać szybki dostęp do większej ilości funkcji, a na razie stanowi ciekawostkę. Dostępne na rynku tytuły nie robią z niego żadnego zaawansowanego użytku. Przycisk Share (w miejsce Select) i Options (zamiast Start) są z uwagi na spory gładzik małe. Ciężko w nie trafić kciukiem. Do ich obsługi lepiej używać palców wskazujących, zawijanych niespokojnie wokół przycisków skrajnych i spustów.
W tym rejonie mamy rozwiązanie pośrednie między tym, co było w poprzednim DualShocku, a padem od Xboksa 360. Powiem szczerze, że spusty nie przypadły mi do gustu. Przyzwyczajony jestem do wciskania górnej części przycisków, a tych w PS4 po prostu nie da się obsługiwać inaczej, jak klepiąc w specjalnie wygiętą dolną. W połączeniu z cienkimi, wydłużonymi uchwytami, potrafi to doprowadzić w końcu do nieprzyjemnego odrętwienia dłoni. Palce zatrzymywały mi się też niejednokrotnie na plastiku oddzielającym spusty od ładnie wyprofilowanych R1 plus L1. Nie każdy przekona się ponadto do zmienionych gałek. Nie mają zbędnych luzów, chodzą odpowiednio ciężko, nie da się ich też ani na milimetr wyciągnąć (a ja lubię sobie je wciskać i wyciskać), z drugiej strony jednak nie obsługuje się ich więcej poduszkami kciuków, tylko z uwagi na pierścienie na brzegach samymi czubkami palców. Obie zdają się zbyt twarde, co po czasie budzi dalszy dyskomfort. Idzie jednak chyba przywyknąć, tak jak gitarzysta do trzymania strun. Spodnia powierzchnia pada jest porowata. Dłonie mniej się pocą, a manipulator pewniej w nich leży. Kabelek zasilający to teraz mikro USB.
Jest jeszcze nieszczęsne światełko na dole z tyłu kontrolera. Normalnie podczas gry go nie widać, poza tym oczywiście, że oświetla kolana na różnorakie kolory. We współpracy z nową kamerką PlayStation (zasada działania jak Move) konsola odczytuje dzięki niemu między innymi gdzie jest dany pad w przestrzeni. O ile jednak wbudowany głośniczek można ściszyć, by przypadkowe dźwięki z gry nie pobudziły domowników podczas partyjki w nocy, tak diody wyłączyć się nie da. Rozświetla mgliście ciemne pomieszczenie, odbija się w ekranie telewizora, wgryza w oczy, kiedy trzymając pada postanowimy podrapać się po nosie (na pewno tak robicie, może nawet o tym nie wiecie). Niby barwa wskazuje stan zdrowia postaci w grach, ale też ani razu nie zwróciłem na to uwagi. Naprawdę. Jedyny plus rozwiązania w moim przypadku był taki, że wieczorem łatwiej było mi robić notatki do testu, bo nie po ciemku. Jak przy tym schodzi bateria? Wystarczy na jakiś dzień intensywnego grania. Świetna sprawa to za to puszczanie dźwięku przez kontroler. Od spodu podpinamy zwykłe słuchawki, w ustawieniach PS4 wybieramy odpowiednią opcję i tak mamy odgłosy prosto na uszy.
[break]Menu główne konsoli podobne jest do używanego w PlayStation 3, ale znacznie je okrojono. Dłuższą chwilkę zajmuje z początku odnalezienie dotąd powyciąganych na wierzch opcji, niemniej ogólnie jest naprawdę przejrzyście. Uzyskujemy szybki dostęp do uruchamianych gier oraz aplikacji, przeglądarki internetowej, opcji strumieniowania rozgrywki do sieci (Twitch, Ustream) oraz oglądania audycji innych, po podpięciu konta Facebooka i Twittera widzimy też, co się dzieje na naszej ścianie wiadomości. Trzeba od razu pomyśleć o ograniczeniu publikowania powiadomień. Niekoniecznie należy się chwalić każdą małą rzeczą, bo znajomi zabiją za spam. Nawet na co dzień nie używając obu serwisów warto założyć sobie w nich konta. Dzięki temu z wykorzystaniem przycisku Share na FB wrzucimy filmiki z gry, a na Twittera zrzuty ekranowe. Facebook też obsługuje obrazy, lecz przycina rozdzielczość, więc tu popularny ćwierkacz jest lepszym wyborem. Jak wspominałem, trzeba odzwyczaić się od szukania Share’a kciukiem i wypracować nawyk jego wciskania zawiniętym palcem wskazującym. Da się skonfigurować działanie przycisku w zależności od najczęściej publikowanych treści (zrzuty czy nagrania). Zarejestrujemy bez przeszkód nawet 15-minutowy film.
Niby fajne, ale potencjał łapania multimediów bez użycia zewnętrznych urządzeń mocno ograniczono. Po pierwsze, publikujemy wyłącznie w wybranych serwisach. Nie ma możliwości wyciągnięcia materiałów z konsoli np. z za pośrednictwem klucza USB. Po drugie, jest znaczne opóźnienie między wciśnięciem Share, a zrobieniem zrzutu obrazu. W szybkich grach odczuwa się to najbardziej, bo jest straszny rozdźwięk między tym, co myślimy, że złapaliśmy, a co faktycznie zgrała konsola. Można kombinować z rejestrowaniem filmu, aby na spokojnie porobić stop klatki, tylko traci się tak na jakości. No i jest jeszcze tajemniczy błąd E-82305F13, z którym wciąż sobie Sony nie radzi. Po wrzuceniu kilku obrazów powiedzmy na Twittera następuje odmowa publikowania kolejnych. Czekamy kilka minut, aż się system odetka, albo ewentualnie restartujemy konsolę. Scenariusz się powtarza regularnie, co paczkę wgranych materiałów.
Dobra, co wreszcie z grami? Tytuły na PS4 dostaniemy na płytkach Blu-ray lub w cyfrowej dystrybucji, gdzie są przeraźliwie drogie. Warto być abonentem PlayStation Plus, bo także na nową konsolę, w ramach jednej opłaty za program obejmujący trzy systemy (z PS3 i Vitą), Sony rozdaje co miesiąc produkcje do pobrania za darmo. No i bez Plusa nie pogramy teraz po sieci. Po włożeniu płytki do napędu, pod ikoną gry w menu pojawia się pasek postępu wstępnego zgrania danych z nośnika. Świetna sprawa, że rozpocząć zabawę można już po kilkudziesięciu sekundach, a w jej trakcie urządzenie w tle zrzuca na dysk twardy resztę. Pobiera też aktualizację produktu, jeśli jakaś się pojawiła i tu od razu uwaga – na liście pobierania nie dopatrzyłem się pauzy. Jeśli dociągamy kilka rzeczy na raz, a zależy nam akurat na jednej, inne możemy tylko usunąć z kolejki zupełnie, żeby przyśpieszyć transfer. Wbudowane 500 GB (dostępne 408) wystarczyć powinno na zainstalowanie około 10 gier. Ładują się one z różną prędkością, w zależności od tytułu, ale na pewno szybciej, niż jakby system wszystko czytał z płyt.
Nie da się grać równocześnie w dwie różne pozycje (z dysku i biblioteki cyfrowej), ale nie ma problemu przerwać na chwilę rozgrywki wciskając przycisk PS, żeby wejść w przeglądarkę WWW i coś na szybko sprawdzić. Użyteczne. Niestety przełączenie PlayStation 4 w tryb czuwania podczas zabawy nie umożliwia natychmiastowego kontynuowania jej po wybudzeniu konsoli. Trzeba grę uruchomić od nowa. Jeśli chodzi o poziom dostępnych na starcie PS4 tytułów to nie można mówić o opadzie szczęki. Nowy Killzone jest miejscami przesadnie efektowny, lecz na komputerowcach oprawa projektu nie zrobi zapewne większego wrażenia. Przesiadka ze starej generacji konsol to też nie taki skok, jak z PS2 w wysoką rozdzielczość. Jest teraz Full HD, ale na przeciętnych 42 calach mało kto chyba zauważy z daleka różnicę w porównaniu do 720p. Co innego, kiedy połączyć to z 60 klatkami na sekundę. Tak oto właśnie nieco archaiczne graficznie Call of Duty: Ghosts potrafi zachwycić. Pozostałe tytuły wydane na skraju generacji mogą pochwalić się lepszymi teksturami czy widocznością w terenie, plus dodatkowymi efektami graficznymi w stosunku do wydań na Xboksa 360 i PS3, lecz różnice dostrzeże się uruchamiając obok siebie starą oraz nową wersję gier. Na ochy i achy przyjdzie jeszcze czas. Myślę, że dopiero premiera InFamous: Second Son rozpali zmysły.
Jak ktoś ma przenośną Vitę to zaprzęgnięcie jej do współpracy z PS4 jest kwestią uruchomienia odpowiedniej aplikacji i sparowania urządzeń z użyciem podanego kodu. Scenariusze działania kieszonsolki są dwa. Podstawowy to dublowanie tego, co na ekranie telewizora. Wiadomo, że jakość obrazu gorsza, a płynność zabawy także spada, gdy niemniej trzeba się dzielić salonem z innymi domownikami, kontynuowanie rozgrywki z dala od TV jest nieocenione. Sieć domowa musi być przy tym wydolna, gdyż w przeciwnym wypadku będziemy mieli porwane slajdy, nie zabawę. Gorzej wypadają gry dynamiczne, należy się też liczyć z brakiem kilku przycisków (da się je emulować np. na dotyku), funkcjonalność jednak jest naprawdę niczego sobie, szczególnie że Vita oddaje do dyspozycji dwie gałki. Opcja druga to ekran pomocniczy, w tym przypadku gra musi jednak oferować jej obsługę. Inaczej ujrzymy po prostu pusty czarny ekran.
Powtórzę myśl ze wstępu — główny problem PlayStation 4 to niedostatek gier. Nie, darmowych Warframe, War Thunder, DC Universe Online i Blacklight: Retribution nie biorę pod uwagę. Na dość głośną pracę konsoli pod mocnym obciążeniem można przymknąć oko, tak samo jak na brak diody, która przypominałaby, że urządzenie jest podłączone do prądu (nie mówimy o nieco inaczej postrzeganym trybie czuwania, umożliwiającym m.in. połączenie Wi-Fi). Nikomu snu z powiek nie spędzi też kwestia pozornego braku gumowej nóżki od spodu z lewej strony, z którego to powodu sprzęt naciśnięty na rogu, tuż nad napędem, lekko się ugnie. Docenienie kontrolera to pewnie kwestia przyzwyczajenia, chociaż zbyt długo proces ten mi już coś zajmuje… A światełko mnie dobija. Martwi, że nie wiadomo czy kiedykolwiek sensownie wykorzystane zostaną wbudowane w pad czujniki ruchu, a także osobna kamerka. Zainstalowane domyślnie demko technologiczne The Playroom naprawdę nie skłoni nikogo do zakupu PS4 EYE. Do tego dochodzi praktycznie brak obsługi multimediów. Mam masę dogadujących się ze sobą i serwerem NAS sprzętów w domu, więc dla mnie strata niewielka, no ale wsparcie dla DLNA by się przydało. Jednak od czego są aktualizacje firmware? Jako urządzenie do grania (i nie tylko) PlayStation 4 ma na pewno przyszłość dopiero przed sobą. Na chwilę obecną trudno polecić jej zakup, chyba, że ktoś jest gadżeciarzem.