Spore

Oczekiwanie na Spore przypominało trochę pod tym względem oglądanie meczów naszej reprezentacji w piłkę nożną, że było mieszaniną dwóch emocji. Nadzieja napełniała serca graczy chcących wierzyć, iż oto nadchodzi prawdziwa rewolucja, produkcja sięgająca głębokich pokładów miodu, których jeszcze nie dokopał się żaden inny tytuł. Powątpiewanie i strach pojawiały się zaś za każdym razem, gdy człowiek przypominał sobie, kto jest wydawcą Spore oraz ile dodatków pojawiło się do poprzedniego dziecka firmy Maxis…

Redakcja

22.10.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:53

W zasadzie i strach, i nadzieja były uzasadnione, bowiem Spore to w sumie jest The Sims tylko, że w innym wydaniu – takim o wiele ambitniejszym, gdyż celującym w przedstawienie łańcucha ewolucyjnego jednego gatunku, od organizmu jednokomórkowego taplającego się gdzieś w prehistorycznym bagnie genetycznym, aż po erę podboju kosmosu i odkrycie tego, co znajduje się w samym środku galaktyki. W pewien więc sposób gra porusza tematy bliskie wszystkim mniejszym i większym filozofom chodzącym po naszej pięknej planecie, choć zapewne trudno byłoby się im do tego przyznać. Jeśli chodzi o skalę rozgrywki, żadne inne produkcje włączając w to osławioną serię Civilization nie mogą się z pozycja tą równać. Ze skomplikowaniem samych etapów jest już jednak o wiele skromniej.

W zasadzie można tytuł ten określić jako połączenie w całość pięciu oddzielnych, pomniejszych gier, okraszonych do tego zestawem rozbudowanych edytorów do tworzenia własnych stworów, pojazdów, czy budynków. Każda z pięciu faz, które musi przejść nasza rasa w drodze do środka galaktyki, rządzi się swoimi często bezwzględnymi prawami. Chyba, że włączymy sobie najniższy poziom trudności – ale wtedy granie w Spore zamiast przypominać walkę o przetrwanie zamieni się w łatwiusieńki spacer po ewolucyjnym parku. Więc odradzamy.

Obraz

Przygodę rozpoczynamy „pod mikroskopem”, gdzie to oglądając akcję niczym w klasycznej grze dwuwymiarowej pływamy sobie dziarsko naszym jednokomórczakiem, dzielnie zjadając kawałki mięska bądź roślinek i - już mniej odważnie, choć równie błyskawicznie - unikamy zbyt bliskich spotkań z organizmami od nas większymi. Przechodząc przez kolejne fazy tutaj zdobywamy punkty DNA, za które możemy nabyć dodatkowe elementy, takie jak przeróżne wici, czy otwory gębowe. Kiedy zbierzemy już odpowiednią liczbę punktów przywołujemy innego przedstawiciela naszego gatunku (mając nadzieję, że jest to ona), aby po krótkiej „rozmowie” przejść do ekranu modyfikacji mikroba. Po zmianach w budowie wracamy do pływania, zjadania i uciekania aż do momentu, kiedy będziemy gotowi w końcu wyjść na ląd. Warto nadmienić, że po przejściu każdego etapu ewolucji dostajemy możliwość rozpoczęcia następnej gry z pominięciem poprzedniego.

[break/]W fazie stwora sprawy nie przedstawiają się już tak prosto. Mamy pod swoją opieką gniazdo, wokół którego grupują się inni przedstawiciele naszego gatunku, wciąż kontrolujemy jednak tylko pojedyncze stworzenie. Wybieramy się na zwiedzanie okolic pełnych zwierzaków, które podobnie jak my dopiero co osuszyły macki/nogi/wici/skrzydła z pozostałości gęstej prazupy. Tutaj napotykamy pierwszy poważny wybór. W jaki sposób zareagować na inne stworzenia? Możemy oczywiście naszych nowych lądowych kolegów po prostu zjeść (preferowany przeze mnie sposób) lub próbować zaprzyjaźnić się. To drugie osiągamy poprzez odpowiednie „rozmowy” polegające na śpiewaniu, tańczeniu bądź wykonywaniu odpowiedniej pozy. Brzmi może fatalnie, ale jeśli chcemy w przyszłości stworzyć cywilizację wielbiącą pokój i podbijającą innych jeno religią oraz handlem, właśnie tak musimy zacząć. W przeciwnym wypadku skończymy na dobrej drodze do założenia imperium Klingonów…

Obraz

Kiedy już poprzez mordowanie innych gatunków, tudzież bratanie się z nimi nasz mózg urośnie na tyle, aby złapać podstawowe idee stojące za życiem w społeczeństwie, przechodzimy do fazy plemienia. Warto przed tym odpowiednio zmodyfikować swojego stwora, gdyż w normalnej grze jest to ostatnia okazja na wymianę paszczy, czy dołączenie następnej pary odnóży. W trzecim etapie przestajemy kontrolować tylko jednego przedstawiciela już nacji, zamieniając go na cały szczep. Stawiamy nasze pierwsze budowle, takie jak chatka z siekierami, czy haczykami dla rybaków i w bardziej cywilizowany sposób zaczynamy traktować naszych sąsiadów. To znaczy zamiast orać ich kłami prezentujemy im jakie poważniejsze obrażenia potrafi zadać włócznia. Ewentualnie możemy zacząć pertraktacje z innymi poprzez dostarczenie daru, a dalej jest znany z fazy drugiej schemat, choć w trochę innej formie. W trzech różnych budynkach wyprodukować da się inne instrumenty muzyczne. Kwestia odpowiednie ich wykorzystania w rozmowie i bliski związek między naszymi gatunkami staje się faktem.

Faza czwarta to faza cywilizacji. Nasze plemię urosło na tyle, aby zbudować swoje pierwsze miasto i właśnie stąd rozpoczniemy ekspansję na resztę planety. Na sam początek zaprojektować musimy ratusz, który stanie na środku naszej dumnej przyszłej metropolii. Możemy ją wzbogacić o domy, centra rozrywki i fabryki, które zwiększą wydobycie podstawowego dla tej części gry surowca. Podobnie, jak dzieje się to w klasycznych strategiach czasu rzeczywistego, należy zadbać o przejęcie złóż i zbudowanie silnej armii - nawet jeśli nie jednostek militarnych, to gospodarczych, co to obsługiwać będą szlaki handlowe z innymi miastami. Na tym etapie poważnie bierzemy się również za projektowanie budynków i pojazdów. Nie musimy się co prawda martwić, bo projekt zawsze można zmienić, ale posiedzieć troszkę przy dostępnych edytorach warto. Skoro doszliśmy już tak daleko nie chcielibyśmy przecież, aby to właśnie nasza cywilizacja była najbrzydsza na planecie.

Obraz

Kiedy podbijemy, bądź przejmiemy przez wykupienie, tudzież prężne szerzenie religii, inne miasta czeka nas etap ostatni i najbardziej interesujący – podbój kosmosu. Nad tą fazą, której celem jest dotarcie do centrum galaktyki, można posiedzieć tyle, ile nad wszystkimi poprzednimi wziętymi razem. W części galaktycznej wracamy do poruszania się jedna jednostką, tym razem naszym statkiem kosmicznym. Wszechświat jest ogromny i zapewnia wiele możliwości. Da się dalej rozwijać stosunki dyplomatyczne i handel z innymi rasami, podróżując z planety na planetę w poszukiwaniu cennych artefaktów, albo prowadzić międzygalaktyczne wojny z innymi cywilizacjami, bombardując ich miasta oraz zamieniając w proch ich mieszkańców laserem. Wreszcie możemy po prostu skupić się na rozwoju naszych kolonii, przeobrażając je w tętniące spokojem oazy rozwoju. Piąty etap oferuje najwięcej opcji, ale i wyzwań. Im bliżej centrum galaktyki, tym przeciwnicy są bardziej bezwzględni – niektórzy nie cofną się przed niczym, aby nas zniszczyć. Nawet w imię wyimaginowanego bóstwa Spoda.

[break/]Ten pobieżny opis poszczególnych etapów rozgrywki nie oddaje w pełni ilości miodu, która zalewa nas z ekranu. Szczególnie tyczy się to fazy czwartej i piątej. W ilości różnych typów rozgrywki odnajdujemy jednak również podstawową słabość Spore. Łącząc ze sobą tryby, zaczerpnięte z wielu gatunków gier, tytuł nie potrafi tak naprawdę pogłębić żadnego z nich. Dopiero ostatnia faza oferuje trochę więcej, lecz ta i tak po kilku godzinach się kończy. Zaczynamy się wtedy zastanawiać, czy nie zacząć gry od początku, nie spróbować z innego punktu widzenia. Następna rozgrywka skończy się jednak tak samo – rutyną. Tylko dlatego tytuł nie otrzymał ostatecznie dziewiątki. Brak mu tego czegoś, co mają produkcje naprawdę legendarne, odkrywania raz po raz kolejnych pokładów grywalności.

Obraz

Jedną z głównych rzeczy, nad którymi warto trochę posiedzieć, jest edytor. W Spore zaprojektować możemy stwora, budynki i inne jednostki. Za każdym razem nasza cywilizacja wyglądać będzie inaczej. Do dyspozycji oddano nam dziesiątki elementów - przeróżnego rodzaju gęby, odnóża, paszcze, czułki, wszystko to, co może znaleźć się w koszmarnym śnie zoologa, potem podobnie części budowli. Nasza fabryka wyglądać ma jak, nie przymierzając, świecąca się parówka? Żadna trudność. Chcemy stworzyć latający statek? Nie ma problemu. Zaś jeśli nie uśmiecha nam się bawić w takie składanie zawsze możemy wybrać którąś z predefiniowanych opcji lub nawet schemat stworzony przez innego gracza. Ten aspekt społecznościowy gry sprawi, że o Spore będziemy pewnie słyszeć długo po tym, jak inne tytuły wydane w roku 2008 dawno już wylecą nam z pamięci.

Obraz

Wizualnie tytuł tworzy sam dla siebie konwencję, której przez całą rozgrywkę się trzyma. Jest to zresztą jeden z zarzutów sceptyków - jak można przedstawić tak poważny koncept jak ewolucja poprzez pryzmat stworów wyglądających niczym ulepione z plasteliny? Ano można. I wygląda to naprawdę świetnie. Nie uświadczymy tu co prawda dżungli rodem z Crysis, ale już sam wygląd kosmosu, czy poszczególnych globów, jest iście nieprzeciętny. Dodać należy do tego fakt, że nawet przy najwyższych ustawieniach Spore na działa całkiem płynnie na sprzęcie średniej klasy. Graczom-weteranom niektóre elementy tutaj z pewnością przypomną dawno zapomniane tytuły. Projekty powierzchni planet do złudzenia przypominają te znane z legendarnego Populousa.

[break/]Gra zaskakuje również dbałością o szczegóły. Podnoszony promieniem przechwytującym stwór macha odnóżami, wypuszczony ze zbyt dużej wysokości po uderzeniu wzbije z ziemi obłoczek kurzu. Przelatując przez drzewa statkiem kosmicznym słyszymy trzask łamanych gałęzi. Nawet podczas początkowych faz naszą planetę już mogą odwiedzić goście z kosmosu. Efekt jest naprawdę niesamowity. Szczególnie w momencie, kiedy sami zaczniemy uprawiać turystykę międzyplanetarną i przeszczepiać gatunki zwierząt z jednego systemu do drugiego. Jeśli chcemy, możemy zawsze udać się gdzieś na koniec galaktyki i po prostu spalić inną, dopiero co wschodzącą cywilizację. Ilość opcji, szczególnie w fazie galaktycznej, serio zachwyca.

Obraz

Czego można spodziewać się po dźwięku w grze o zżerających się nawzajem stworzeniach? Ano właśnie tego, co zrobiło studio Maxis. Nie chodzi tu tylko o chrumknięcia i inne dziwne odgłosy, które wydają z siebie nasze żyjątka. Podobnie jak ma się to z wszystkimi elementami, twórcy nie zapomnieli w tej sferze o niczym. W fazie cywilizacji możemy na przykład stworzyć swój własny hymn. Niby dziecinna zabawa, ale satysfakcja gwarantowana. Warto jest również przysłuchać się dziwacznym językom, którymi posługują się międzyplanetarne rasy. Da się na przykład wyłuskać w niektórych zdaniach całe słowa po angielsku, czy hiszpańsku. Kapitalna robota!

Obraz

Wszystko pięknie, ale w takim razie skąd taka w sumie niska ocena? Otóż Spore trzyma w kupie plan ogólny rozgrywki, niestety nie przejmując się za bardzo rozwinięciem poszczególnych faz. Szczególnie tyczy się to pierwszych trzech etapów, przez które chcemy przejść jak najszybciej, aby dogryźć się w końcu do naprawdę ciekawej zawartości. Sam pomysł, okraszony niesamowitymi, klimatycznymi edytorami zasługuje na mocną ósemkę. Nawet, jeśli w najbliższej przyszłości Electronic Arts wyda sto dodatków z dodatkowymi odnóżami...

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)