Springer uspokaja autorów: piractwo nie zagraża sprzedaży e‑booków

Stowarzyszenia wydawców książek od lat ogłaszają, że ze względu napiractwo internetowe autorzy książek umrą z głodu, a oni sami będązmuszeni zamknąć swój biznes. Deklaracjom towarzyszą działania prawne(jak np. pozew zbiorowy przeciwko ulubionemu przez polskichinternautów serwisowi z gryzoniem w nazwie), jak i rozmaite pomysłyna techniczne zabezpieczanie e-booków, od rozsądnych choćnieskutecznych (znakiwodne) po zupełnie szalone i nie wiadomo czy skuteczne(automatyczne modyfikowanietreści w każdym z egzemplarzy). Jednak nie wszyscy z wydawcówmówią tym samym głosem – w ich gronie znalazł sięodszczepieniec. Jest nim Springer, jeden z największych inajstarszych (już 170 lat) wydawców na świecie.Z listuwysłanego do autorów wydawanych przez Springera publikacji można siędowiedzieć, że wydawniczy gigant coraz częściej staje w obliczuproblemu internetowego piractwa. Nic w tym dziwnego, w kataloguwydawcy znajdują się dziesiątki tysięcy fachowo przygotowanyche-booków, których skierowanie do podziemnego obiegu jest znacznieprostsze, niż w wypadku publikacji papierowych. Aby lepiej chronićinteresy autorów, Springer zdecydował się teraz odświeżyć swojąantypiracką strategię. Skupia się ona przede wszystkim nakontrolowaniu zawartości serwisów ułatwiających współdzielenie plikówi wysyłaniu do ich operatorów żądań usunięcia linków do e-bookówrozpowszechnianych z naruszeniem prawa.Tak więc Springer przyznaje, że piractwo to poważna sprawa, alezaraz uspokaja autorów, wyjaśniając, że do tej pory nie odnotowałszkodliwych konsekwencji piractwa e-booków i współdzielenia plików,zaś witryny z torrentami i inne formy udostępniania pirackich treściw Sieci rzadko kiedy stanowią zagrożenie dla treści e-booków. [img=ebook]W liście nie wyjaśniono, na jakiej podstawie sformułowano takietwierdzenia, jednak wydawca podkreśla, że choć jego zatroskaniautorzy przesyłają miesięcznie około stu zgłoszeń o znalezieniunielegalnie rozpowszechnianych książek, to połowa z nich jestfałszywymi alarmami. Często linki obiecujące możliwość darmowegopobrania e-booka kierują wyłącznie do spamu.Finalnie wydawca ostrzega swoich autorów przed pobieraniemwłasnych książek z Sieci za pomocą programów P2P, a nawet samyminstalowaniem tego typu aplikacji, jako że może to na nich ściągnąćprawne kłopoty. Przypomina też, że choć nie da się usunąć treści zsamych sieci P2P, to jednak można namierzyć ich użytkowników i pozwaćich do sądu.Oczywiście to, że Springer nie odnotował szkodliwych konsekwencjipiractwa dla swojego biznesu nie znaczy, że inni wydawcy nie majątakich problemów. Specyfika publikacji giganta (w większości są todość drogie książki naukowe) sprawia jednak, że właśnie jego e-bookipowinny być szczególnie atrakcyjne dla piratów, na pewno bardziej,niż np. niedrogie powieści. Powinno to dać do myślenia tymnajgłośniej narzekającym na piractwo – być może jest coś wmodelu biznesowym Springera, co pozwala mu wciąż świetnie zarabiać nawydawaniu książek, mimo istnienia Internetu?

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)