SteelSeries Siberia V2 PINK — różowe okulary nie są już potrzebne
SteelSeries Siberia V2 to jeden z moich ulubionych headsetów. Wcześniej miałam okazję przetestować SteelSeries Siberia V2 for iPad — wersję przystosowaną do pracy z między innymi z iPadem, a teraz na moim biurku wylądowała edycja PINK klasycznej, czyli mającej analogową regulację głośności i osobne wtyczki dla mikrofonu i słuchawek, wersji headsetu. Ponieważ ma on uroczy, jasnoróżowy kolor, prezentacja nie mogła się obejść bez zdjęcia z dziubkiem.
12.09.2012 17:35
A teraz poważnie. Kolor tej edycji SteelSeries Siberia V2 PINK ma kojarzyć się z walką z rakiem piersi, do której przyłączył się producent. 10% dochodu z sprzedaży każdego egzemplarza za pośrednictwem sklepu na stronie SteelSeries (za 89,99 dolarów) zostanie przekazane na konto Breast Cancer Research Foundation. Headset jest na rynku od czerwca, firma postawiła sobie za cel uzbierać 10 tysięcy dolarów do października i w chwili pisania tej recenzji jest niestety dopiero w połowie drogi, mimo że można dorzucić się do zbiórki również bez kupowania tego headsetu. Październik jest miesiącem walki z rakiem piersi i pieniądze uzbierane przez SteelSeries mają pomóc sfinansować akcje informacyjne oraz mają pomóc w prowadzeniu badań.
Przejdźmy do samego headsetu. W przeciwieństwie do wersji dla urządzeń z jabłuszkiem, różowa edycja jest skonstruowana w całości z tworzyw sztucznych i, w przeciwieństwie do innych wariantów z tej serii, jest w całości matowa. Konstrukcja jest jednak w każdym przypadku identyczna. Pełnowymiarowe muszle całkiem dobrze izolują dźwięki z zewnątrz, zaś skóropodobny, delikatny materiał dobrze przylega do skóry i wyjątkowo nie powoduje nadmiernego pocenia. Pasek na automatycznie zwijanych linkach, podobnie jak w innych headsetach SteelSeries, nie przycina włosów i sprawia, że urządzenie wydaje się lżejsze. Ponadto ta konstrukcja pozwala na błyskawiczne i płynne dostosowanie kształtu do głowy noszącego bez uciskania czaszki. Chowany mikrofon na elastycznym pręcie pozwala na ustawienie go w dogodnej pozycji lub ukrycie w obudowie lewej muszli, kiedy nie jest potrzebny.
Na przewodzie znajdziemy małego pilota z możliwością wyłączenia mikrofonu i z regulacją głośności. Oryginalnie przewód ma długość metra, co jest bardzo dobrą długością do pracy z laptopem, a do komputera stacjonarnego możemy podłączyć zestaw z pomocą dwumetrowego, również różowego, przedłużacza. Na plus SteelSeries należy zaliczyć czytelne oznaczenie wszystkich wtyczek i gniazdek słuchawek i przedłużacza — nie sposób się pomylić podłączając headset do wejścia i wyjścia karty dźwiękowej.
Headset najlepiej się sprawdza przy prowadzeniu rozmów i oglądaniu filmów, ale muzyka i efekty w grach również nie wypadają źle. Producent zapewnia, że słuchawki przeniosą dźwięki o częstotliwościach od 18 do 28000 Hz. Specyfikacja wydaje się nie kłamać, mam jednak subiektywne wrażenie, że najgłośniejsze są częstotliwości charakterystyczne dla mowy (od około 100 do 8000 Hz). Tonów powyżej 23 kHz nie słyszę, więc nie wiem, czy specyfikacja mówi prawdę ;-), niskim nie mam nic do zarzucenia. Analogowa regulacja głośności nie powoduje przykrych efektów, ale pokrętłem nie da się słuchawek zupełnie wyciszyć — trzeba tu sięgnąć po systemowe przełączniki.
Jasne, tłumienie mogłoby być lepsze, a dźwięk głębszy, ale jest to jeden z najwygodniejszych headsetów, jaki kiedykolwiek miałam na głowie. Do słuchania muzyki nadaje się oczywiście nieco mniej, niż do prowadzenia rozmów, ale jestem z niego bardzo zadowolona. W Polsce da się ten headset kupić już za 300 złotych — nie jest to mała kwota, ale w moim odczuciu ten produkt wyjątkowo jest wart swojej ceny.