Street Fighter V – świetna bijatyka, ale wypuszczona w świat zbyt wcześnie

Światek bijatyk jest dosyć hermetyczny. Na kilku palcach da się policzyć marki, które zyskały popularność i będą to tak naprawdę serie ciągnące się od lat. W lutym 2016 roku doczekaliśmy się Street Fightera V, który miał być najlepszą odsłoną znanej sagi od czasów kultowej dwójki, nawet z późniejszą odmianą Super Turbo. Faktycznie, produkcja ta ma w sobie iskrę, a poprzez pewne uproszczenia wreszcie na nowo w rozgrywkę wciągną się też nowicjusze. Problem w tym, że nie można sprzedawać w pełnej cenie projektu w wersji beta, nawet jeżeli dąży się do zrobienia z niego całej platformy do walk, rozwijanej za pośrednictwem regularnego strumienia aktualizacji.

Street Fighter V – świetna bijatyka, ale wypuszczona w świat zbyt wcześnie

18.02.2016 12:36

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Na początek trochę o strategii Capcomu, producenta dzieła. Uliczny Wojownik stał się jedną z najbardziej popularnych produkcji rozgrywanych na wielkich światowych turniejach o grube pieniądze. Poprzednia odsłona gry, z późniejszymi jej reedycjami, pozostawała jednak w tyle, jeżeli o marsz z duchem czasów chodzi. Na wielu frontach: w temacie rozbudowanych opcji rozgrywki sieciowej, możliwości przeprowadzania oraz doglądania zawodów, o strumieniowaniu walk do sieci nie wspominając. Nowe wydanie oparto więc od razu na komunikacji z serwerami firmy, a także dosyć skomplikowany na pierwszy rzut oka system zarządzania porcją online tytułu, z którym idzie się z czasem niemniej oswoić. Jest zdobywanie doświadczenia, wirtualnej waluty, statystyki, pokoje. Tylko co z tego, gdy kilka dni od premiery serwery najzwyczajniej w świecie leżą. Pomimo zapewnień ekipy technicznej o poprawkach, grać po sieci się niezbyt da.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Cierpliwość niby popłaca, ale czekanie kilka godzin na dobranie przeciwnika jest zwyczajną stratą prądu, zwłaszcza kiedy po rozpoczęciu wreszcie tak wypatrywanego pojedynku mamy nagle błąd i cofa nas do menu. Co ciekawe, to samo dzieje się w którymś z bardzo oszczędnych trybów zabawy offline. Kiedy gra straci połączenie z serwerem, wyświetla nam groźny komunikat o wylogowaniu, po czym też przerywa rozgrywkę. Wcześni recenzenci nie narzekali, bo grali na pustych serwerach. Czy chociaż jest co robić, kiedy odcięli nas od świata? Tryb fabularny stanowi wyraźnie naprędce dorobiony zlepek pojedynczych, jednorundowych starć, okraszonych słabo rozrysowanymi ilustracjami. Trzy do czterech spotkań na postać, żadnego wyzwania, kilka minut roboty. Poza tym dostajemy przetrwanie, czyli walkę z postaciami po kolei, do upadłego, od 10 do 100 rund, na punkty. Za nie nabywamy bonusy w przerwach, jak chociażby odzyskanie części zdrowia, które nie regeneruje się między starciami. Ponownie, zanim sztuczna inteligencja stanowić będzie jakieś wyzwanie, znudzicie się.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Wszystko z oferty, jeśli o zabawę dla samotników chodzi. Zabrakło nawet prostego bicia się z wybranym samemu sztucznej inteligencji zawodnikiem. Przy niesprawnej obecnie porcji sieciowej tytułu, dla poznania meandrów zmienionego systemu pozostaje żmudne ćwiczenie ruchów w opcji treningowej albo gra z kolegą z drugim padem w dłoni. Ogromna szkoda, ponieważ jak już wspominałem, odstąpienie od łańcuszków ciosów, wymagających reakcji w ułamkach chwil, spodoba się żółtodziobom. Wita ich już na wstępie krótki samouczek z udziałem Ryu oraz Kena. Zarazem mechanika jest jednak tak głęboka, że jeśli ktoś myśli o udziale w profesjonalnych turniejach, ma co ćwiczyć. Cieszą nowe twarze. Z miejsca moją sympatię zyskał buńczuczny i zwinny Rashid, wojownik wiatru z Bliskiego Wschodu. Przedziwnym typem jest F.A.N.G, bardzo wysoki jegomość w obszernym kimonie, znający się na truciznach. Do tego dochodzi wzorowany chyba trochę na wierzeniach Azteków Necalli, z dredami wijącymi się niczym żywe, a także piękna Laura z Brazylii, lubiąca ataki prądem, w czym wielu doszukuje się powiązań z nieobecnym Blanką.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Wojownicy są od siebie różni pod kątem prowadzenia ich i nawet Ken wreszcie bardziej dostrzegalnie odszedł od bycia klonem Ryu. Mamy tradycyjnie zapełniające się stopniowo energią paski. Jeden, trójdzielny, odpowiada za tak zwane V-Reversals, czyli kontrataki, plus charakterystyczne dla danej postaci V-Skille, a więc wyjątkowe akcje specjalne. Można też go zużyć na niszczycielskie oraz niezwykle efektowne graficznie super kombo. Poza tym mamy V-Trigger, korzystający ze swojego, mniejszego paska. Pozwala na chwilę zyskać przewagę nad przeciwnikiem. F.A.N.G. przykładowo zaczyna zatruwać już od samego zbliżenia się do niego, Rashid puszcza trąbę powietrzną w tle, a VEGA rzuca różę w kierunku rywala. Jak trafi, wyprowadza wiązankę razów. Zangief kręci się w charakterystyczny dla siebie sposób. Graficznie mamy najwyższą półkę, z super płynnością, tak potrzebną w grach tego typu, a muzyka to remiksy doskonale kojarzonych kawałków z przeszłości. Areny przygotowano szczegółowo, ale rzadko się one zmieniają w podstawowych trybach. Ciągle dolina i Brazylia, rzadko baza Shadaloo. Nie pasuje mi też przesadne emanowanie kobiecością. Pulchna Mika aż tutaj straszy.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Gdyby rozpatrywać bijatyki w kategoriach gier wyścigowych, dostaliśmy tak naprawdę Street Fighter V: Prologue. W dodatku produkt niesprawny, mimo kilku testów beta przed premierą. Strasznie dużo nam się obiecuje na nadchodzące tygodnie oraz miesiące. Od konkretnie rozbudowanego trybu fabularnego, po poprawki w sterowaniu i edycję tytułu dla SteamOS, jeśli ktoś zainwestował w wersję PC. Na razie cisza w temacie braku kar dla osób rozłączających się z walk rankingowych, który to fakt powoli, ale potwierdzono. Zbiera się też np. żetony do wydania w obecnie nieaktywnym sklepie, osobna opcja podejmowania wyzwań także istnieje wyłącznie z nazwy. Cokolwiek Capcom sobie w głowie nie ułożył, wiążąc przyszłość z eSportem, pośpieszył się strasznie z wypuszczeniem niedojrzałego dzieła do sklepów oraz nie doinwestował w serwery. Bez dwóch zdań pod kątem mechaniki mamy do czynienia z fantastycznym projektem, lecz nie kupuje się niby pełnej gry, by czekać na opcje. Ukryty Early Access?

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)