Świat śmieje się z nowego iPhone. Za wielki ekran i brak innowacyjności
Przed tygodniem informowaliśmy o premierze najnowszych urządzeń od Apple. Zaprezentowany iPhone nie był tajemnicą, bo znacznie wcześniej za sprawą przecieków było wiadomo, czego można się spodziewać. Czy w jakiś sposób zrewolucjonizował postrzeganie smartfonów? Nie nam to oceniać. Wiemy jednak, że na pewno wzbudził najróżniejsze reakcje. Nie tylko zainteresowanych zakupem lub bezsensownym hejtem potencjalnych klientów, ale również różne firmy.
Wszystko za sprawą większego ekranu. Do tej pory firma forsowała opinię, że wyświetlacz o rozmiarze 3,5” jest idealny i tak naprawdę większy nie jest do niczego potrzebny. Swoista tradycja została przerwana, bo iPhone 6 ma 4,7”, a większy iPhone 6 Plus aż 5,5”. Można powiedzieć, że to oferta Apple dopasowała się do trendów wyznaczonych wcześniej przez konkurentów. Sytuację postanowił wykorzystać Samsung, który w swojej reklamie najnowszego Galaxy Note 4 wyśmiewa iPhone za jego ekran. Bo przecież Samsung oferował duże ekrany i bardzo wygodną pracę już trzy lata temu. Wtedy rynek nie był na to gotowy, bo eksperci przyrównywali używanie pierwszego Note do… rozmowy z tostem. Czasy się jednak zmieniły, duże smartfony i fablety nikogo dziś nie dziwią.
Choć tworzenie własnej reklamy, w której krytykuje się konkurencję to zagrywka na dosyć niskim poziomie i często wypada kiepsko (widać to chociażby po Microsofcie narzekającym na Google), to trudno nie zgodzić się z niektórymi słowami Samsunga. Owszem, era małych telefonów już przeminęła, ciężko znaleźć urządzenia wydajne, które mają naprawdę ergonomiczne rozmiary na poziomie 4,3” lub mniej. Nastała era „patelni kieszonkowych”, które choć wygodne, są kruche i często mało praktyczne. Apple zrywając z własnymi zasadami niejako przyznało się do porażki i do tego, że musi dopasować się do klientów. Czy to oby na pewno dobre wyjście? Przecież popyt na mniejsze urządzenia jest wciąż duży. Problem w tym, że na rynku nie znajdziemy już niemalże nic ciekawego, co nie zamienia się w podręczny tasak.
Reklama przygotowana przez Samsunga to jedno. Zupełnie inna sprawa jest pewien obrazek, który krąży w sieci od dnia premiery nowych urządzeń Apple. Porównuje on mniejszy model nowego iPhone do Nexusa 4, stworzonego przy współpracy LG i Google. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że wspomniany Nexus trafił na rynek... dwa lata temu. Oba urządzenia są porównywane pod względem specyfikacji i nie czarujmy się, wypadają podobnie, nawet pod względem funkcji oferowanych przez system operacyjny: ten sam ekran o wielkości 4,7”, możliwość dokonywania płatności za pomocą NFC, widgety, obsługa wielu różnych klawiatur ekranowych, statystyki baterii, czy też wysyłanie zdjęć w chmurę w ramach kopii zapasowej. Obrazek ten naśmiewa się z użytkowników nowego iPhone słowami „Welcome to 2012!”.
Oczywiście iPhone jest wyposażony w o wiele lepszy aparat, jego wydajność pozwala ponadto na uruchomienie i płynne działanie najnowszych gier, które na Nexusie mogą działać znacznie gorzej (za to Nexus 4 ma 2 zamiast 1 GB pamięci RAM). W innych zastosowaniach urządzenia sprawdzą się jednak podobnie. Dodatkowy powód do uśmiechu po spojrzeniu na ten obrazek może pojawić się, gdy Google zaktualizuje Nexusa 4 do stabilnej wersji najnowszego Androida L. System zyska wiele na funkcjonalności, będzie mógł również działać jeszcze szybciej. Biorąc pod uwagę aktualne ceny obu urządzeń, takie porównanie wcale nie jest bez sensu: 649 dolarów za iPhone pozwala kupić dwa Nexusy 4, a zostanie jeszcze na akcesoria do tych urządzeń. Wygląd? To kwestia gustu, ale szklanemu Nexusowi nie można odmówić elegancji, pomimo, że od jego premiery minęły dwa lata. Grafika dobitnie pokazuje, jak wiele do nadrobienia miało Apple względem konkurencyjnych rozwiązań i jak odkrywa na nowo to, co zostało już odkryte dawno temu przez inne firmy.
Czy tego typu ekscesy i antyreklama mają jakiekolwiek znaczenie? Biorąc pod uwagę rozpoznawalność tej marki, można przyjąć, że nie. Owszem, nowa odsłona iPhone nie okazała się w niczym innowacyjna. Owszem, pod wieloma względami jest to jedynie gonienie konkurencji. Klienci jednak i tak kupują te urządzenia na potęgę. Towaru brakuje w magazynach, a przed sklepami jak co roku tworzą się wielkie kolejki. To nieistotne, że Apple zerwało z własnymi zasadami i tradycją. To ciągle Apple, dla wielu osób jedyny słuszny wybór, bo sprawdzona marka i stabilny system. Akurat ta firma nie potrzebuje ogromnej liczby nowości, aby zaistnieć na rynku, lub osiągnąć kolejne rekordy sprzedaży. Nawet, jeżeli coś pojawiło się wcześniej u konkurencji, tutaj zostanie podane w inny sposób, a dzieła dokończy świetny marketing. Pytanie tylko, na ile tego typu sytuacji go wystarczy? Jeżeli zabraknie faktycznych nowości, kiedyś moda na Apple w końcu przeminie.