Świat zachwyca się Exerią: polską maszyną do planowania inwestycji
Dom Maklerski Efix z Poznania chce pomóc tym, którzy chcą wiedzieć wszystko o inwestowaniu, ale nie wiedzą, jak ugryźć ten temat. Stworzył narzędzie Exeria, czyli algorytm bazujący na wytycznych użytkownika, który potrafi samodzielnie wdrażać strategie inwestycyjne. Pytanie tylko: czy warto powierzać pieniądze robotowi?
07.06.2016 10:53
Exeria wpadła w oko możnym świata finansów. Na prestiżowej imprezie branżowej Benzinga Fintech Awards, która odbyła się w Nowym Jorku, poznański wynalazek zdobył nagrodę za innowacyjność, a rekiny biznesu nie zadowalają się błyskotkami i potrafią bardzo chłodno ocenić, czy dany produkt jest wart funta kłaków. Poznaniacy cieszą się więc, że stworzyli narzędzie, które może im przysporzyć sporej grupy klientów, zainteresowanych skutecznym pomnażaniem pieniędzy poprzez inwestycje.
Jak to działa? Opisując w skrócie: po zalogowaniu się na stronie internetowej Exeria.com i pobraniu z niej odpowiedniego oprogramowania, można tworzyć własne plany inwestycyjne. Do wyboru są dwa tryby: w pierwszym to algorytm podejmuje decyzje, w pełni autonomicznie i samodzielnie określa, kiedy należy wycofać się z danego rynku, np. walutowego. W drugim trybie użytkownik może wziąć stery w swoje ręce, akceptując lub odrzucając biznesowe sugestie Exerii. Można wykorzystać gotowe strategie inwestycyjne proponowane przez serwis, a także skorzystać z doświadczeń opisanych przez innych użytkowników usługi.
Czy warto podjąć ryzyko?
Na stronie internetowej Exerii znajdziemy ranking, który pokazuje, jakie były losy strategii inwestycyjnych wdrażanych za pomocą tego narzędzia w interwale miesięcznym, na poziomie zysków i strat. Są w nim zarówno spektakularne sukcesy (bo takim niewątpliwie jest przebitka wynosząca 454 proc. na plus), jak też finansowe klęski (529 proc. w dół). Można więc powiedzieć, że robot nie różni się na tym polu od człowieka: potrafi mieć farta i przynieść zleceniodawcy kokosy, a potrafi też puścić go z torbami. Trudno też rozsądzić, kto będzie lepszym inwestorem: działająca w oparciu o algorytm i liczby maszyna czy też często zawodny, poddawany emocjom, ale miewający też tzw. nosa ludzki inwestor. Pewne jest zaś jedno: czasem nie warto powierzać algorytmowi czegoś, co równie dobrze można zrobić samodzielnie i wcale nie wyjść na tym gorzej.
Takie wyznanie może być nieco szokujące, gdy pada na łamach portalu internetowego o nowych technologiach, ale tendencja do tworzenia start-upowych rozwiązań w każdej sferze rzeczywistości bywa trudna do zrozumienia. Tego typu firmy, szukające innowacyjnych rozwiązań i produktów (opartych głównie na nowych technologiach), są dzisiaj uważane za ikonę globalnej gospodarki. Mówiąc prosto: kto żyw, ten chce wyrwać się z korporacji, założyć własny mały biznes start-upowy, szybko stworzyć produkt, który oczaruje ludzi na całym świecie, by później móc plażować i sączyć drinki z palemką (albo hodować alpaki w Bieszczadach). Tak bowiem można skrótowo opisać stereotypowy wizerunek małych i średnich firm z sektora innowacyjnego.
Aby wykazać, że nie zawsze to, co opakowane jest w wizerunek technologii przełomowej, ma potencjał do ulepszenia sporego kawałka świata, przytoczymy historię z Polski, sprzed kilku lat. W 2009 r. w rolę inwestora giełdowego wcieliła się mieszkanka ZOO w Warszawie, szympansica Lucy. Powierzono jej proste, ale odpowiedzialne zadanie: wybrała pięć spółek notowanych na stołecznej giełdzie papierów wartościowych, które trafiły do jej portfela inwestycyjnego. Jaki był efekt? Po kilku latach okazało się, że Lucy ani nie zanotowała spektakularnych zysków, ani nie zaliczyła inwestycyjnego zjazdu bez trzymanki. Jej wyniki mieściły się w racjonalnych ramach, mało tego: były nieco lepsze niż te osiągnięte przez WIG20.
Rzecz jasna, nie chcemy przez to powiedzieć, że nawet małpa poradzi sobie w giełdowej ruletce. Wydaje się zaś, że w kontekście przytoczonej wyżej historii z szympansicą Lucy w tle widać dobrze, iż zachwalanie algorytmu do inwestowania wydaje się być tylko sztuką dla sztuki. Bo giełda i inwestycje to zawsze loteria: raz się uda (nawet wtedy, gdy wszystko zapowiada porażkę), a raz się nie uda (nawet wtedy, gdy wszystkie znaki na ziemi i niebie zapowiadają, że na naszym koncie wkrótce pojawi się poważny przychód).