The Amazing Spider-Man 2 — niesamowite żarty z graczy
Z punktu widzenia gracza kontynuacja jakiegoś projektu powinna być teoretycznie lepsza od poprzedniej części, zwłaszcza jeżeli wcześniej w większości coś nie zagrało. Każdy uczy się na błędach i wiadomo, że człowiek nie jest nieomylny, więc kiedy fani zgłaszają uwagi do produktu wypadałoby je uwzględnić w kolejnej odsłonie. Zwłaszcza, jeżeli są to miłośnicy kultowego komiksu. Beenox tymczasem siedzi sobie cicho pod miotłą Activision, wypluwając przy okazji premiery filmu Niesamowity Spider-Man 2 kolejne interaktywne dzieło, stworzone na szybko, by towarzyszyć obrazowi kinowemu. Tak jak w 2012 roku jeszcze dało się podobną komercyjną produkcję jako tako ograć, tak w przypadku kolejnych przygód zamaskowanego Petera Parkera mamy do czynienia z otwartym śmianiem się w twarz ewentualnym nabywcom gry i wielbicielom Pająka.
14.05.2014 | aktual.: 14.05.2014 17:59
Zazwyczaj pod koniec danej generacji konsol pojawiają się propozycje wyciskające ostatnie już graficzne soki z ich podzespołów, bo deweloperzy doskonale opanowali sztuczki programistyczne oraz obchodzenie ograniczeń sprzętowych. Jednak nie w tym przypadku. Dość powiedzieć, że na Xboksie 360 tytuł prezentuje się pod kątem oprawy jak propozycja na urządzenia przenośne. Modele przeciwników czy mieszkańców Nowego Jorku, a także mała ich różnorodność, zwyczajnie kolą w oczy. Metropolia jest jakby z kartonu, bo jednolite tekstury na obiektach, do tego z doczytującymi się szczegółami, czynią z wieżowców grubo ciosane klocki — chyba że faktycznie się do nich zbliżymy. Do tego gra potrafi mocno zwolnić, zwłaszcza podczas używania podświetlającego ważne elementy otoczenia instynktu pająka, co odbija się przy okazji na przerywaniu muzyki w tle, jak również złej synchronizacji dźwięku w scenkach.
To wszystko mogłoby zejść na drugi plan, gdyby wcielanie się w super bohatera zrobiono jak należy. Niby chęci były, gdyż zdecydowano się na w miarę realistyczną obsługę sieci, przypisując wyrzutnie z rąk do lewego i prawego spustu, a przy tym zmuszając do orientowania się w sytuacji, bo też teraz musi się ona faktycznie mieć do czego przyczepić (taki ukłon w stronę świetnej gry od Treyarch z 2004 roku), by niemniej za moment o tym zapomnieć. W misjach fabularnych Pete może się oto normalnie czepiać nieba… Absolutnie pogrąża projekt pod względem mechaniki jednak Spider-Man postępujący zupełnie nie tak, jak steruje nim gracz. Czułem się jakbym walczył z wiatrem na wysokości kilkuset metrów nad ulicami, gdyż heros zamiast zwyczajnie wbiec po ścianie na dach lata na boki, skacze, kręci się w powietrzu i często spada w dół, podczas gdy kamera wariuje. Sprawdzałem, pad się nie popsuł. Wobec tego jedynym sensownym rozwiązaniem, zwłaszcza w trakcie zadań czasowych (choćby z pozbywaniem się bomb) jest korzystanie z systemu Web Rush, czyli automatycznego przemieszczania w kierunku punktu wskazanego bohaterowi. Spider na pełnym autopilocie — nie tego oczekiwałem.
Tak naprawdę tutaj dyskusja o jakości gry mogłaby się skończyć, ale nie można przejść obojętnie obok kolejnych grzechów. Fabuła nie klei się zupełnie, to nawiązując do filmu, to znowu wprowadzając nowe wątki, ale nie wiążąc ich w żaden sensowny sposób. Odnajdywane notatki wyjaśniają tło wydarzeń, lecz komu się będzie chciało to wszystko czytać, by ze skinieniem głową westchnąć, że rozumie historię? Pokpiono sprawę kultowych postaci z komiksów, robiących za bossów (niewielu zresztą). Kingpin to wojownik sumo, dumny Kraven Łowca występuje w roli płatnego rosyjskiego najemnika, a na dokładkę dostajemy emo Electro, wariata Green Goblina plus mocno spłyconego pod względem charakteru Carnage'a, z Black Cat (ponownie) na dokładkę. Przy okazji, szumnie zapowiadana opcja zostania bohaterem lub wrogiem publicznym numer jeden sprowadza się nie do wyboru, a przymusu. Gdy kogoś nie interesują powtarzalne przypadkowe napady, pościgi, pożary i tym podobne, pod koniec gry będzie klął na rzucane mu przez twórców pod nogi kłody (z olbrzymimi robotami na czele). Z każdym odpuszczonym przestępstwem spada nam oto reputacja, a co za tym idzie wsiadają na plecy dodatkowe siły. Na dachach ich na szczęście mało, więc Web Rush i do przodu…
Nie zabrakło nielogiczności. Już na samym początku, kiedy Peter szuka zabójcy swego wujka (swoją drogą motyw błyskawicznie zostaje porzucony), odnajduje pewnego oprycha. Z daleka robiąc mu zdjęcie dochodzi do tego, że nie jego wypatruje, ale chce wyciągnąć od niego informacje o tamtym. Po rozmowie z oplecionym pajęczyną bandytą nagle Spider sprawdza tatuaż na ręku zbira, by wykrzyknąć, że to jednak nie ten właściwy morderca. Prawdziwy Sherlock Holmes, czego nie można powiedzieć o cyfrowo odtworzonym Stanie Lee, prowadzącym sklepik z komiksami. Ma w sprzedaży między innymi figurki Parkera jako Spider-Mana, ale kiedy przychodzi do niego w cywilnych ciuchach Pete (ot, taka niepotrzebna opcja) rozwodzi się nad tym, kim może być Spidey… Ciotka May też do rozgarniętych osób nie należy, wpatrując się w telewizor w kuchni, gdy na górze w otwartej na oścież szafie adoptowany syn trzyma kostiumy.
Nie ma co wspominać, iż zbieranie znanych Marvelowcom strojów Pająka o różnorakiej charakterystyce oraz zdobywanie w nich doświadczenia nie niesie większej radości, tak samo jak rozwijanie mało ciekawych umiejętności czy gromadzenie kart komiksów po raz kolejny. Wkurza na potęgę długie dogrywanie się pomniejszych lokacji, ale przede wszystkim to wspomniana wcześniej nieporadność Spider-Mana zabija wszelką frajdę z rozgrywki. Proponuję, by Beenox zmieniło nazwę na Slothnox, bo ekipa nie napracowała się jak pszczółki, tylko wzorem leniwca przerobiła po linii najmniejszego oporu (i to na gorsze) projekt sprzed dwóch lat. Zdesperowani może odnajdą w produkcie coś fajnego.