TP‑Link Omada EAP225 – test prostej metody na dobry zasięg Wi‑Fi w firmie
Chcąc zadbać o dobry zasięg Wi-Fi w firmie, w gruncie rzeczy trzeba zrobić dokładnie to samo, co podczas podobnej instalacji w mieszkaniu czy domu: biorąc pod uwagę planowane obciążenie i powierzchnię pomieszczeń, dobrać właściwe urządzenia i podłączyć je do wspólnego switcha i routera. Teoria wygląda podobnie, jednak z praktycznego punktu widzenia mowa jest już o innej klasie urządzeń – takiej, którą stworzono z myślą o wykorzystaniu w bardzo dużych pomieszczeniach, gdzie z jednego punktu dostępowego na co dzień korzystać może kilkadziesiąt osób.
10.06.2018 | aktual.: 30.06.2018 23:59
Zabierając się za instalację punktów dostępowych w firmie po raz pierwszy, warto szukać rozwiązań w prostych instalacji i konfiguracji. Takim rozwiązaniem mają być sprzęty oferowane przez TP-Linka w ramach serii Omada, a czy tak jest – zaraz się przekonamy. W nasze ręce trafił ciekawy zestaw składający się z dwóch sufitowych punktów dostępowych Omada EAP225 i dodatkowo switcha obsługującego zasilanie PoE, a mowa o modelu TL-SG2210P. Nie zabraknie tu informacji o każdym z tych urządzeń, jednak w kwestii oceny skupię się na samych punktach dostępowych.
Co w zestawie i jak to podłączyć?
Punkt dostępowy EAP225 stworzony został jako urządzenie do montażu na suficie. Jak sugeruje TP-Link, typowe obciążenie może wynosić około 80 jednoczesnych użytkowników. Sprzęt ma być zdolny przesłać łącznie do około 1300 Mb/s. Wydajność rozkłada się na dwa pasma sieci: 2,4 GHz to maksymalna prędkość na poziomie 450 Mb/s, zaś w przypadku 5 GHz mówimy o 867 Mb/s. To oczywiście wartości teoretycznie, a jak jest w praktyce okaże się w dalszej części testu.
W pudełku z punktem dostępowym znaleźć można wiele więcej niż tylko samo urządzenie. Po pierwsze jest tu oczywiście uchwyt na sufit, ale także zestaw śrubek, które pomogą go zamontować do podwieszanego sufitu składającego się z kwadratowych fragmentów. Chcąc powiesić uchwyt na suficie z płyty G-K, odpowiednie śruby Molly trzeba już jednak kupić we własnym zakresie.
Dla osób po raz pierwszych sięgających po tego typu sprzęt, zaskoczeniem może być sposób zasilania. W punkcie dostępowym znalazło się miejsce tylko na pojedyncze złącze Ethernet. To posłuży zarówno do transmisji danych, jak i zasilania – zgodnie ze standardem 802.3af. Rozwiązanie takie nosi nazwę PoE (Power over Ethernet, z ang. Zasilanie przez Ethernet). Dzięki temu do urządzenia nie trzeba ciągnąć odrębnie skrętki oraz zasilania, a wystarczy tylko jeden przewód.
Naturalnie później nie wystarczy wpiąć takiego kabla do dowolnego switcha czy routera. Konieczne jest posiadanie sprzętu obsługującego zasilanie PoE, jednak TP-Link zadbał o także o rozwiązanie dla osób, które nie mają takich urządzeń, a mimo to na zakup punktu dostępowego Omada się zdecydowały. Otóż w zestawie znajduje się również niewielki zasilacz, który jest w stanie wstrzyknąć zasilanie do dowolnego przewodu Ethernet, by od tego momentu móc jednym przewodem doprowadzać zarówno dane, jak i prąd. Schemat połączenia wygląda wówczas następująco: dowolny switch -> zasilacz PoE -> jeden przewód wprost do punktu dostępowego Omada.
Kiedy uchwyt jest już na suficie i doprowadzone zostały przewody, nie pozostaje nic innego jak punkt dostępowy zabezpieczyć w mocowaniu, uprzednio podłączając skrętkę. Jej drugi koniec trafić musi albo do switcha za pośrednictwem opisanego wyżej zasilacza, albo też bezpośrednio do switcha z zasilaniem PoE, jak będzie w tym przypadku – model TL-SG2210P, który otrzymaliśmy wraz z punktami dostępowymi do testów, zasilanie PoE dostarcza sam.
Kilka słów o switchu
Skoro już o switchu mowa, warto przyjrzeć mu się nieco dokładniej. To solidnie wykonany model z metalową obudową, który w gamie TP-Linka należy do urządzeń z serii Smart, co w skrócie oznacza, że można dodatkowo nim zarządzać. Switch jest oczywiście gigabitowy i wyposażony został w 8 portów Ethernet oraz dwa gniazda SFP. W przypadku Ethernetu, możliwe do uzyskania prędkości są rzecz jasna automatycznie rozpoznawane, o czym użytkownik informowany jest na bieżąco kolorem diody na froncie. Zielona oznacza połączenie właśnie gigabitowe, zaś pomarańczowa informowałaby o połączeniu z prędkością Fast, czyli do 100 Mb/s.
Urządzenie wykonane jest solidnie, a spasowanie materiałów to najwyższy poziom. Switch lubi się nieco zagrzać, ale nie należy zapominać, iż służy również jako zasilacz do urządzeń PoE (choć zasilacz samego switcha jest zewnętrzny i zapewnia do 60 W mocy).
W kwestii zasilania PoE warto zwrócić uwagę również na fakt, iż zasilane w ten sposób mogą być wszystkie porty. Oznacza to, że do switcha można podpiąć nawet 8 punktów dostępowych zasilanych w ten sposób, o ile ich sumaryczna moc nie przekroczy w tym przypadku 53 W. Warto oczywiście pamiętać, że w tego typu środowisku sieciowym nie trzeba się ograniczać do punktów dostępowych. Zasilanie PoE przyda się także choćby do kamer IP.
Konfiguracja i użytkowanie
O sprzęcie wiadomo już wszystko, pora więc przejść do pierwszego uruchomienia i konfiguracji. Proces okazuje się być zaskakująco prosty. Wystarczy za pomocą komputera uruchomić właściwy kontroler, a następnie z poziomu przeglądarki zalogować się do webowego interfejsu. Niemal dokładnie tak samo, jak w przypadku domowego sprzętu sieciowego, użytkownik zostanie poproszony o ustalenie nazwy administratora oraz hasła, a następnie podanie podstawowych danych tworzonej sieci. Chodzi oczywiście o SSID oraz hasło i naturalnie wszystkie te parametry można również zmieniać w przyszłości.
Co już w pierwszej chwili okazuje się wygodne, wszystkie parametry ustalane są jednorazowo dla całego systemu. Nie ma przy tym znaczenia, czy wykorzystywany jest jeden, dwa (tak jak w tym przypadku) czy kilka innych punktów dostępowych. Konfigurowana jest sieć jako całość, a to że wykorzystywanych jest do jej obsługi kilka punktów dostępowych nie ma już tak istotnego znaczenia – przynajmniej na tym etapie.
Kiedy sieć zostanie już uruchomiona, przychodzi czas na zgłębienie tajników oprogramowania. To tutaj, poza technicznym przystosowaniem punktów dostępowych do sprawnej obsługi kilkudziesięciu klientów naraz, widać główne różnice w porównaniu do sprzętów tworzonych z myślą o użytkownikach domowych. Funkcji jest mnóstwo, a konfiguruje się je głównie myśląc o sieci jako o całości, nie zaś o każdym punkcie dostępowym z osobna.
Zaraz po uruchomieniu interfejsu webowego, na ekranie wyświetlony zostanie przykładowy plan pomieszczeń. To świetne ułatwienie, jeśli wykorzystywanych jest wiele punktów dostępowych. Każde urządzenie można ręcznie umieścić we właściwym pomieszczeniu na rysunku, a także nadać mu nazwę, by później łatwo zmieniać parametry i właściwie interpretować statystyki.
Domyślny plan pomieszczeń jest oczywiście tylko przykładowy. Wgrać tu można własny obrazek, a co ciekawe później zwymiarować (podając długość wybranej ściany), by na tej podstawie aplikacja automatycznie prognozowała zasięg wykorzystywanych punktów dostępowych (w formie graficznej i tzw. mapy cieplnej). W przypadku jedynie dwóch punktów dostępowych może się to wydawać zbędne, ale warto wyrobić sobie właściwy nawyk dbania o nazewnictwo i umieszczać kolejne urządzenia na mapie – w przyszłości będzie po prostu łatwiej zmienić parametry wybranych urządzeń.
Kolejne zakładki w oprogramowaniu pozwalają naprawdę na wiele. Kontrolować można obciążenie sieci jako całości, a także poszczególnych punktów dostępowych. Ustalić można na przykład maksymalną liczbę użytkowników, która połączy się z daną anteną, czy szybkość, do jakiej sztucznie ograniczona zostanie łączność dla każdego z klientów. Użytkowników można również rzecz jasna filtrować ze względu choćby na adres MAC, a wszystkie ustawienia wprowadzać indywidualnie dla różnych sieci, których można tworzyć kilka. Każda może być w inny sposób zabezpieczona i oferować różne parametry, na przykład na potrzeby różnego rodzaju użytkowników.
Od samych ustawień nie mniej ciekawe są statystyki. Administrator sieci może się dzięki nim dowiedzieć się skąd pobieranych jest najwięcej danych i dzięki temu zaplanować być może dalszą rozbudowę sieci. Podobnie, jak w przypadku samej konfiguracji, również tutaj dane analizować można globalnie lub w kontekście poszczególnych punktów dostępowych czy użytkowników.
Dzięki temu łatwo można się dowiedzieć która antena jest najbardziej obciążona i czy wynika to z liczby użytkowników w danym pomieszczeniu, czy też wyjątkowych potrzeb konkretnego użytkownika i jego urządzenia. Poza danymi tabelarycznymi dostępne są również wykresy, które przyspieszają szybką analizę, co okazać się może szczególnie wygodne w sytuacjach awaryjnych.
Ustawienia są imponujące, a co z wydajnością?
Skoro wiadomo już, że system pozwala na rzeczywiście zaawansowaną konfigurację, warto sprawdzić jak wypada w kwestii wydajności. Przypomnijmy, testowane tu punkty dostępowe mają gwarantować przesył danych do 450 Mb/s w przypadku sieci 2,4 GHz oraz do 867 Mb/s w przypadku pasma 5 GHz.
W praktyce wyniki są rzecz jasna gorsze od tych obiecywanych, ale w mojej ocenie – niewiele. Korzystając z pasma 2,4 GHz i będąc blisko punktu dostępowego, udało mi się osiągnąć transfer na poziomie około 310 Mb/s, natomiast dla pasma 5 GHz transfer nie przekroczył 678 Mb/s.
W kwestii komfortu korzystania z sieci warto zwrócić również uwagę na co innego, a mianowicie zasięg działania. Ten okazuje się bardzo dobry. Przewagą sufitowych punktów dostępowych nad typowymi urządzeniami domowymi stawianymi za biurkiem czy na szafce jest korzystna lokalizacja. Na drodze między sufitem a właśnie biurkiem czy ręką użytkownika ze smartfonem w większości przypadków nie ma nic, co zasięg Wi-Fi mogłoby zaburzać, a przez to sięga on wyraźnie dalej.
Naturalnie w tym konkretnym przypadku warto jeszcze pamiętać, że właściwe rozmieszczenie kolejnych punktów dostępowych powinno w ogóle problemy z zasięgiem wyeliminować. W końcu z góry wiadomo, że w placówkach o dużej powierzchni, które składają się z wielu pomieszczeń, zastosowanie pojedynczego punktu dostępowego po prostu nie wystarczy.
Podsumowanie – dla kogo EAP225?
Ten krótki test możliwości systemu EAP jako całości pokazał, jak duży kryje w sobie potencjał. Bardzo dużo funkcji wynika tutaj wprost z oprogramowania, które jest rozbudowane i oferuje szczegółową konfigurację. Jak dużo jest to opcji można się przekonać sięgając choćby do poradnika korzystania, który dostępny jest na stronie TP-Linka i jest wielostronicowym dokumentem.
To nie system jako całość był jednak tutaj oceniany, a przede wszystkim punkt dostępowy Omada EAP225. A o nim można powiedzieć wiele dobrego. Urządzenie jest zgrabne, obudowa ma ciekawy kształt i czytelną lampkę informacyjną, a dzięki zasilaniu PoE wystarczy doprowadzić do niego tylko jeden przewód. W zestawie znajdują się wszystkie niezbędne elementy montażowe oraz zasilacz, który okaże się niezbędny, jeśli wykorzystywany switch nie zapewnia PoE.
Choć parametry przesyłu danych są niższe niż obiecywane, to jednak utrzymywane są na niezłym poziomie. Osiągane niespełna 700 megabitów na sekundę (w sytuacji gdy teoretyczne maksimum na paśmie 5 GHz to 867 Mb/s) uznaję za dobry wynik, choć dla formalności należy odnotować, że mogłoby być lepiej.
Biorąc to wszystko pod uwagę i zerkając na cenę urządzenia wynoszącą obecnie około 270 złotych, uważam, że jest to dobry sprzęt, od którego warto zacząć przygodę z firmową siecią Wi-Fi. Dlatego też osobom poszukującym podobnego rozwiązania, zdecydowanie taki zakup polecam.
- Rozgłaszanie wielu sieci Wi-Fi w paśmie 2,4 oraz 5 GHz
- Teoretyczna łączna prędkość przesyłu danych to ponad 1300 Mb/s
- Bardzo dobry zasięg, obsługa MU-MIMO
- Zasilanie PoE zgodnie ze standardem 802.3af wprost ze switcha lub z wykorzystaniem adaptera
- Rozbudowane możliwości konfiguracji i statystyki dzięki oprogramowaniu Omada Controller
- Ciekawy wygląd i czytelne wskazania diody informacyjnej
- Realna prędkość przesyłu danych jest niższa niż obiecywana
- Aplikacja webowa (choć funkcjonalna) to momentami dość wolno reaguje na polecenia