Warhammer 40,000: Dawn of War II
Gdy Relic ogłosiło prace nad Warhammer 40000: Dawn of War II fani piali z radości. Oto kontynuacja ich ulubionej gry miała zostać zrealizowana na nowszym silniku (tym z Company of Heroes, a dokładnie to jego usprawnionej wersji), ze zniszczalnym otoczeniem oraz fizyką. Dodatkowego smaku robiło pojawienie się rasy Tyranidów, której tak bardzo im brakowało w pierwszej części (plus trzech dodatkach). Dziś niektórzy zarzucają, iż „dwójka” to nie to samo co „jedynka” - na swój sposób słusznie. Bo jest ciekawsza i ładniejsza. A przy tym trzyma poziom poprzedniczki.
08.04.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:52
Bez ogródek – Warhammer 40000: Dawn of War II bardzo mi się spodobało. Jest naprawdę fajną, dobrą grą z paroma serio niezłymi pomysłami, ładną grafiką, nieźle podłożonymi głosami postaci, fizyką otoczenia, która przyprawi o zawrót głowy niejednego... No i to zwyczajnie miodna produkcja. Jednak od razu pewne „ale” - otóż tytuł nie wie jaki kierunek powinien obrać. W lewym narożniku mamy kampanię jedno (lub dwu) osobową, która bardziej przypomina RPG akcji niż klasycznego RTS-a. Ma ona swoje dobre momenty i naprawdę wciąga, za to jest trochę zbyt łatwa. W prawym narożniku czai się zaś znakomity tryb potyczek (do rozegrania z komputerem bądź z żywymi przeciwnikami), klasyczny dla gatunku strategii czasu rzeczywistego. Choć oczywiście można też podejść do sprawy optymistycznie, czyli pogodzić te dwie strony i powiedzieć, że dostaje się dwa produkty w cenie jednego...
Tak jak i w pierwowzorze przewidziano tutaj tylko jeden zestaw misji w trybie kampanii – wyłącznie dla Space Marines. Wielka szkoda, że nie zrealizowano czegoś podobnego, ale przykładowo dla rasy orków. Wynagradza nam to niemniej długość zabawy, bo składa się ona z 33 misji. Kampania dla samotnego gracza różni się do tego od klasycznych zestawów map spotykanych w gatunku do tej pory. W Dawn of War II nie wznosimy baz, nie tworzymy jednostek, za to mamy oddany do dyspozycji oddział, który daje się rozbudowywać, przywołując posiłki w odpowiednich punktach. Równie dobrze gra może zostać uznana za nieliniową, ponieważ to my sami decydujemy, co za bitwę rozegrać i jak. Wybrać możemy jedynie cztery oddziały, każdy z nich posiada zaś inne specjalności, także przebieg potyczki zależy w dużej mierze od nas samych, a nie od jednostek przydzielonych nam odgórnie.
Nie powiem - z początku przyjąłem ten pomysł z entuzjazmem, wszak niecodziennie spotyka się tak odważne podejście do tematu. Z drugiej strony jednak mój zapał został nieco zgaszony, ponieważ kampania wypada niestety trochę łatwiej niż można było tego oczekiwać. Cele zadań przed nami stawianych nie są jakoś mocno skomplikowane. Przejąć punkt, zabić oddział wroga, odzyskać coś, co ukradł nam wróg bądź (tak, dokładnie tak!) pokonać bossa. Za to wszystko dostaje się punkty doświadczenia, które ładujemy w umiejętności, aby nasi wojacy byli skuteczniejsi w boju. Najciekawsze jednak w tym wszystkim jest możliwość rozegrania tych wszystkich scenariuszy z kolegą w trybie kooperacji. Czynnik ten dodatkowo dodaje smaku produkcji.
[break/]Pracownicy Relic w trakcie prac nad tytułem mówili o nim, że „zawiera dobre cechy pierwowzoru i miesza je ze wszystkim, co oferowało Company of Heroes". Wiele w tym było racji. Nasi wojacy pod ostrzałem potrafią spanikować i wycofywać się, a w pewnych sytuacjach przeciwnie - poszukać osłony, by móc odpowiedzieć ogniem. Zadania w stylu tych, jakimi raczy nas część „singlowa” pojawiały się w wymienionej wcześniej produkcji (ta swoją drogą doczeka się lada dzień wydania drugiego dodatku Tales of Valor, po naszemu Chwała Bohaterom). Tyle tylko, że tam misje „chodzone” przeplatały się z misjami tradycyjnymi – zbuduj bazę, ładuj działo, ładuj czołg, wszyscy z nami są, hajże na Soplicę! Tu czegoś takiego (na szczęście, bądź nieszczęście) się nie uświadczy. Da się rzecz policzyć na dwojaki sposób – na pewno jest to próba wprowadzenia czegoś nowego w skostniały już schemat, z drugiej strony jednak ten schemat jest tak dobry, że każda próba jego zmiany może zakończyć się porażką.
Odbiór zależy jednak od tego, jakie kto ma oczekiwania. Jeśli ktoś niekoniecznie chce budować w każdym poziomie wszystko od fundamentów, by zrobić przykładowo 50 czołgów, 10 jednostek piechoty, 3 transportery oraz upiec ciasto malinowe i puścić to wszystko na wroga, za to chciałby spróbować czegoś odważniejszego, to tryb kampanii w Dawn of War II z pewnością mu podejdzie. Inni zaś mogą się po prostu skupić na rozgrywce wieloosobowej. Ta nie zmieniła za wiele pod kątem konstrukcji i ogólnej idei – dalej jest szybko i intensywnie. Do wyboru mamy cztery rasy, obok wspomnianych Space Marines oraz Orków pojawiają się dodatkowo Tyranidzi i Eldarzy. Po wyborze strony konfliktu musimy zadecydować, którego dowódcę wyślemy w bój, a każdy z nich posiada przydatne umiejętności często przechylające szalę zwycięstwa na naszą stronę.
Sama konfrontacja z przeciwnikiem sprowadza się do przejmowania punktów na mapie bądź też kompletnej eliminacji wroga - czyli tak jak do tej pory. W ten sposób gromadzimy punkty rekwizycji oraz prąd, niezbędne do konstrukcji kolejnych oddziałów, które radośnie będziemy posyłać na rzeź. Kolejkowanie budowy się nic nie zmieniło, za to trzeba wspomnieć o pewnej istotnej kwestii, mianowicie czuć mniejszy nacisk na rozbudowę bazy, a bardziej podkreślone jest umiejętne rozporządzanie jednostkami, a poszczególne z nich mają swoje wady i zalety. Przyjąłem to z radością - nie jestem zwolennikiem tłuczenia na masę wojsk i puszczania ich na naszego przeciwnika tak, by ten się nie zorientował co się dzieje.
[break/]Odnośnie oprawy graficznej - jest ona po prostu śliczna, do tego też bardzo szczegółowa. Kamerę możemy dowolnie przybliżać i oddalać (standard w dzisiejszych czasach), by móc się lepiej wczuć w rozgrywaną właśnie batalię, a i sporo frajdy dawało mi samo się mojemu głównemu bohaterowi krojącemu kolejnych orków. Dochodzi do tego efektownie niszczenie otoczenia plus starannie zaimplementowana fizyka świata i w rezultacie efekt jest naprawdę znakomity - nasze postacie mogą zostać powalone, przeszkody w stylu beczek czy murków zaś pięknie rozsypują się w drobny mak. Dźwięki otoczenia i głosy wypadają równie wyborne i pasują do klimatu całości. Dla Relica to jednak standard - studio jak zawsze rozpieściło nas znakomitym udźwiękowieniem.
Do czego się można przyczepić? Ano właśnie do kampanii, która wielbicieli gatunku RTS rozczaruje brakiem zawartości fundamentalnych elementów, takich jak ekspansja czy rozbudowa bazy. W trybie starcia mamy zaś póki co mapy jedynie dla dwóch bądź sześciu graczy - czyli liczba chętnych mieszcząca się w tym przedziale nie ma gdzie sie bawić. Bitwy sześcioosobowe są z pewnością fajne, ale to nie zmienia faktu, iż można było dać tych plansz trochę więcej, w zależności od każdej ilości grających. Kolejnym „babolem” jest ilość usług, z których trzeba skorzystać, by móc się grą cieszyć. Najmniej problematyczną jest aktywacja przez platformę Steam. Osobiście nic do Steama nie mam, przynajmniej wszystkie dodatki i łatki są pobierane automatycznie. W dalszej kolejności musimy jednak utworzyć konto w Games for Windows – LIVE celem odblokowania osiągnięć i dostępu do trybu multiplayer. Zastanawiam się dlaczego nie zaimplementowano tu systemu Relic Online, skoro z obsługą Company of Heroes radzi sobie on bardzo dobrze.
W ostateczności jednak otrzymujemy do naszych rąk po prostu fajną grę, niewprowadzającą może zbyt wiele nowości, za to posiadającą długą, ciekawą i nietypową jak na RTS kampanię (szkoda, że tylko jedną) plus intensywny tryb potyczek wieloosobowych, które zapewnią długie godziny rozrywki. Dodajmy do tego ładny projekt całości, szczegółową grafikę, muzykę i udźwiękowienie trzymające znakomity poziom oraz potęgujące klimat, a otrzymamy pozycję, obok której żaden fan strategii czasu rzeczywistego nie przejdzie obojętnie. Warhammer 40000: Dawn of War II jest grą czerpiącą garściami z wzorców gatunku, jednak robi to w taki sposób, iż nie czujemy się nimi znużeni. Oto kolejna gra studia Relic mierząca bardzo wysoko.