Wirus zaatakował farmę wiatrową. Właściciel odniósł korzyści
Zainfekowanie urządzenia złośliwym oprogramowaniem to zazwyczaj sytuacja niepożądana z perspektywy właściciela tego urządzenia. Nie zawsze jednak wirus komputerowy wyrządza szkody. Taka sytuacja spotkała pewną farmę wiatrową.
Złośliwe oprogramowanie ma to do siebie, że jest… złośliwe. Już sama nazwa daje do zrozumienia, że jako użytkownicy komputerów lub innych urządzeń powinniśmy za wszelką cenę unikać kontaktu z nim, bo prawdopodobnie przyniesie nam ono mniejsze lub większe szkody. Czasem jednak wirusy mogą mieć też dobre oblicze. Przekonał się o tym właściciel farmy wiatrowej, która zmagała się ze złośliwym oprogramowaniem.
W serwisie sekurak.pl opisano przykład nietypowych skutków zainfekowania komputerów oprogramowaniem malware. Sprawa, o której mowa, dotyczyła komputerów podłączonych do pojedynczych elektrowni wiatrowych.
"Klient zgłosił, że kilkanaście jego turbin wiatrowych zostało zainfekowanych złośliwym oprogramowaniem. Do każdej z turbin podłączony był własny komputer z systemem Windows. Ten komputer monitorował prędkość wiatru, produkcję, kontrole stanu działania urządzeń oraz mógł sterować częściami turbiny" - pisze Sekurak, tłumacząc fragment podcastu Darknet Diaries.
Malware, które zostało zainstalowane na urządzeniach, kopało po kryjomu kryptowaluty, a konkretniej Bitcoiny. Normalnie w takiej sytuacji dąży się do tego, by jak najszybciej pozbyć się złośliwego oprogramowania. Okazało się jednak, że sam wirus przyniósł też nieco dobrego. Od chwili zainfekowania urządzeń, te zaczęły szybciej i sprawniej pobierać niezbędne łatki.
"Właściciele biznesowi wrócili do nas i powiedzieli, że mamy teraz szybszy i niezawodny cykl poprawek niż ten ogarniany przez nasze działy IT. Zdecydowali, że pozostawią w spokoju całą operację lewego kopania bitcoinów, ale po prostu wprowadzą dodatkowy monitoring" - czytamy w Sekuraku.
Trzeba przyznać, że cała historia jest dość nietypowa. Po pierwsze - wirus przynoszący korzyści, po drugie - właściciel farmy wiatrowej, który nie chce, by jego urządzenia zostały pozbawione złośliwego oprogramowania. Miejmy nadzieję, że osobliwe podejście do internetowych zagrożeń nie odbije się nikomu czkawką.
Karol Kołtowski, dziennikarz dobreprogramy.pl