Żegnaj, Nasza Klaso. Nie będziemy po tobie płakali, ale byłaś naprawdę ważna (opinia)

Historia internetu pełna jest ciekawych projektów, które nagle znikały, a my wspominamy je po latach z łezką w oku. Dziś mogą wydawać się brzydkie i dziwne, ale wówczas pełniły ważną funkcję. Nasza Klasa, choć dziś dla wielu wydaje się krępującym wspomnieniem, była szalenie ważna dla polskiego internetu.

Nasza-Klasa.pl, strona główna w 2008 roku
Nasza-Klasa.pl, strona główna w 2008 roku
Źródło zdjęć: © Wayback Machine
Barnaba Siegel

Mamy 2006 rok, 11 listopada otwarty zostaje serwis nasza-klasa.pl. Spróbujmy sobie przypomnieć, jak wtedy wyglądał technologiczny świat, jak wyglądała cyfrowa Polska. Ile rzeczy dziś oczywistych, bez których nie wyobrażamy sobie życia, wtedy albo nie istniała, albo wyglądała inaczej.

Wiele osób ma telefony komórkowe, ale wciąż barierą jest limit SMS-ów i minut połączenia. Rynek smartfonów nie istnieje (iPhone wyjdzie dopiero za rok), a większość osób nie ma pojęcia, czym jest Wi-Fi. Nie mamy internetu w kieszeni, na ulicy, w kawiarni. Mamy go w pracy, niektórzy mają go w domu. Jeśli byłeś wówczas dorosłym lub seniorem, pewnie odwiedzałeś głównie portale informacyjne i sprawdzałeś pocztę. O YouTubie jeszcze mało kto słyszał, nie było na nim kabaretów i starych przebojów. Jeśli byłeś nastolatkiem, miałeś Gadu-Gadu, buszowałeś po forach internetowych, a zawrotną karierę zrobiło Grono - pierwsze, powszechne medium społecznościowe w Polsce, ale niemal zarezerwowane dla milenialsów. Wrzucało się tam zdjęcia, opisy, mądre "powiedzonka", gadało się na grupach tematycznych, klasowych, ze swoim rocznikiem ze studiów.

Być może ktoś odkrył Facebooka, na którym już od września 2006 roku działał "feed", czyli dziś centralna część strony z wiadomościami od znajomych czy obserwowanych stron. Ale w Polsce jeszcze przez najbliższych paręnaście miesięcy będzie tam raczej pusto.

Jeszcze w okolicach 2004 roku widziałem na amerykańskich stronach reklamy serwisów, kierowane do starszych ode mnie osób, które chciałyby odnaleźć swoich starych znajomych ze szkolnych lat. Mowa o rocznikach z lat 40., 50., 60. Zastanawiałem się, czy kiedy coś takiego trafi do Polski. Nie podejrzewałem, że porwie wszystkie możliwe generacje.

Przełom w kontaktach

Pierwotnie Nasza Klasa zachwyciła swoją najbardziej podstawową funkcją - odnajdywaniem znajomych. Dla młodszych pokoleń było to bardziej jak zbieranie Pokemonów, takie odszukiwanie osób, żeby mieć "pełną kolekcję". W 2006 roku miałem 19 lat, z niektórymi jeszcze kilka lat wcześniej siedziałem w jednej ławce, nie upłynęło tyle wody w Wiśle, żeby rzucać się w wirtualne ramiona koleżance czy koledze z podstawówki.

Tylko to perspektywa człowieka, który mieszkał w dużym mieście, nigdzie się nie przeprowadzał i siedział w sieci od lat. Dla pokoleń starszych ode mnie to było być może pierwsze w życiu poważne spotkanie z możliwościami internetu, innymi niż przeczytanie wiadomości z kraju. I pierwsza szansa na faktycznie odnalezienie starych znajomych, z którymi kontakt bezpowrotnie utracili 20, 30, 40 lat temu.

Ale nie sprowadzajmy wszystkiego do kwestii wieku. Cyfryzacja kraju dziś, w 2021 roku, jest daleka od ideału. A co dopiero w roku 2006. Dla wielu i starszych, i młodszych, i w końcu dzieciaków z podstawówki to mógł być pierwszy moment, gdy w domu pojawił się komputer albo stałe łącze. A Nasza Klasa pierwszym zetknięciem z nowymi mediami w ogóle. Nie biernymi, w których głównie klikamy i czytamy, ale takimi, gdzie możemy dodać zdjęcie, pokazać je innym i przeczytać komentarz na ten temat. Dziś SMS-em czy WhatsAppem wysyłam sobie zdjęcia z babcią. Wtedy to była rewolucja. Interaktywne media w pełnej krasie.

Kiedy jedni "skompletowali" już znajomych i poszli szukać ciekawszych rzeczy na Facebooku czy Blipie, polskim odpowiedniku Twittera, inni na nasza-klasa.pl dostawali prostą i przystępną, polaną gęstym sosem nostalgii i wspomnień rozrywkę. Zdjęcia, komentarze, wiadomości prywatne, wbudowany komunikator. Powiew Zachodu w wirtualnej wersji. Szansa na nielimitowany kontakt w dobie, gdy w trakcie rozmowy przez komórkę mówiło się "Kończę, bo już mi dużo minut zjadło", a SMS-y skracało do 160 znaków i pozbawiało polskich liter, żeby nie nabić podwójnej opłaty.

Niechciana transformacja

Tak samo jak widać, że Nasza Klasa była w cyfryzującej się i z wolna podłączającej do sieci Polsce potrzebna, tak samo jasne jest, że był to twór, który nie mógł przetrwać wiecznie. Który był potrzebny na chwilę. Nostalgia to mocny narkotyk, ale ciężko jest żyć przez lata odpowiedzią na pytanie "Co się stało z moją klasą?".

Wiedzieli to twórcy, którzy z pewnością uważnie patrzyli na wzrastającą potęgę Facebooka i próbowali przenosić tamtejsze rozwiązania na grunt swojej społeczności. I tu pojawiły się pierwsze, ale bardzo poważne błędy, które rozpoczęły długą agonię nk.pl jako serwisu społecznościowego. A może nie błędy, ale problematyczne sytuacje, które nie były do uniknięcia.

Pamiętacie aferę o "śledzika"? Wszystkie wulgaryzmy, której pojawiały się pod adresem autorów serwisu? Śledzik był niczym innym, jak news feedem z Facebooka. A pamiętacie jeszcze, jak ciężko było zrozumieć, na czym ten cały news feed polega? Że my coś piszemy i widzą to wszyscy? Ale nie do końca wszyscy, tylko nasi znajomi? I że my widzimy, co piszą znajomi? I polubione przez nas fanpage'e? Ile ja, jako domowy informatyk, musiałem się natłumaczyć, do czego to służy, jak to działa. "A po co ja mam widzieć, co piszą inni", słyszałem wielokrotnie.

Nie dziwię się więc ani trochę, że jak Polska długa i szeroka, wszyscy się nastroszyli do wprowadzenia tej zmiany. Przypomnijmy, nie tylko stali już bywalcy strony, ale także ci ludzie, dla których to wszystko były pierwsze kroki w chmurze.

Oczywistym pomysłem ze strony prowadzących była próba dalszej monetyzacji serwisu. W 2009 roku wprowadzono "eurogąbki", wirtualną walutę służącą do "zwiększanie limitu transferu zdjęć, rozbudowywanie funkcji Goście, przyznawanie opinii Super Zdjęcie, przesyłanie wirtualnych prezentów czy kartek okolicznościowych".


Rok później eurogąbki można było wydawać także w grach online, które pojawiły się w Naszej Klasie. Jak się okazało, to właśnie sieciowe gry utrzymały pacjenta przy życiu tak długo. Bo dla wielu osób nasza-klasa.pl stała się po prostu znaną przystanią do niezobowiązującej rozrywki. Wirtualne Media jeszcze w 2018 roku cytowały badania, z których wynikało, że serwis odwiedza 1,5 mln użytkowników miesięcznie.

Znak czasów

Czy Nasza Klasa miała w ogóle szansę znaleźć swoją niszę jako żywe i fajne medium społecznościowe? W wojnie z ofensywą kolejnych serwisów z USA? I inwazją smartfonów, które odkryły nowe oblicze socjalizowania się w sieci? Wątpię.

To był właśnie jeden z tych serwisów, który idealnie trafił w odpowiedni czas i miejsce. Dał szansę wszystkim "nieobcykanym" w internecie - dorosłym, seniorom oraz słynnym "dzieciom Neostrady", czyli młodym, którzy pierwszy raz w życiu mieli internet w domu - na poznanie nowego oblicza sieci. Tego interaktywnego i społecznościowego.

Choć nadal mówi się, że warto "wylogować się do życia", to 14 lat temu Polacy masowo przekonali się, że znajomości można pielęgnować także w internecie. Że czym innym jest telefon do starego znajomego od możliwości spotkania "zaginionych" kolegów z ławki czy wrzucenia zeskanowanego zdjęcia z matury, które zobaczy cała stara klasa.

"Płakałem" po tym, jak zamknęli Grono. Po Naszej Klasie płakać nie będę, ale doskonale rozumiem, jaką rolę odegrała w polskiej sieci.

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (35)