Dać dziecku telefon/tablet do zabawy, czy nie - dylemat ...
12.12.2013 | aktual.: 12.12.2013 23:16
Sięgam głową ponad stół. Celowo użyłem tu tytułu wpisu djDziadka, bo nosiłem się z zamiarem skomentowania jego wpisu. Szybko jednak stwierdziłem, że masa osobistych przemyśleń jakie mnie opadły przed dodaniem komentarza (tak, zdarza mi się pomyśleć, zanim coś napiszę) bardziej nadaje się na wpis w moim dawno już nie odświeżanym blogu. Tekst djDziadka i komentarze do niego były pierwszym z elementów moich przemyśleń. Natomiast spiritus movens stały się odwiedziny mojej koleżanki w celach nie tak bardzo koleżeńskich. Otóż jako niezasłużony autorytet w dziedzinie komputerów często chcąc nie chcąc staję się doradcą w dziedzinie zakupów. Teraz trwa w najlepsze świąteczna gorączka i czas zakupów prezentów. W takim właśnie celu odwiedziła mnie owa koleżanka. Ma ona chrześniaka, 4‑latka i planuje zakup tabletu dla niego jako świątecznego prezentu, "aby miał tych gier więcej, bo jego starsi kuzynowie tablety mają i on się tak ładnie nim bawi". Sam dzieci nie posiadam, jednak krew zamarzła mi w żyłach gdy to usłyszałem. Zapytałem, czy nie jest za młody na tak drogą zabawkę, usłyszałem w jej głosie zbulwersowanie i powątpiewanie w mój stan psychiczny. Nie o kasę moi drodzy tu chodzi, ale o jak go nazywam: "wiejski prestiż". Bez zastanowienia chce kupić brzdącowi urządzenie multimedialne, aby majętność swoją i gest szeroki przed rodziną okazać. Tak, rozumiem- dzieci rozwijają się teraz szybciej, może i zawiść przeze mnie przemawia, bo ja swojego Commodore 64 dostałem przecież dopiero w wieku lat 12, ale nie o to chodzi. Piszę o tym tutaj, bo wy drodzy geekowie i pasjonaci też jesteście rodzicami (lub jak i ja doradcami) i proszę- w takich przypadkach nie róbcie tego.
Przecież nie mam dzieci
Czynnie uczestniczyłem w wychowaniu dwójki moich siostrzeńców ze zmianami pieluch włącznie. Obserwowałem jak rosną i uczą się, jak zapatrzone w mój monitor przemierzają ulice Vice City. Nie jestem jakimś strasznym purystą i pomimo ich młodego wieku pogrywałem z nimi w gry niekoniecznie dla nich przeznaczone. Radość mojego chrześniaka z "patataj" na koniku w Oblivionie to jedno z miłych wspomnień. Zawsze jednak towarzyszyłem im, grając tak by uniknąć scen przemocy na ekranie. Pozwalałem im grać- ale nigdy nie za długo. Młody nauczył się nawet wpisywać cheaty w "Maluch Racer" zanim nauczył się czytać i pisać. Byłem nieodpowiedzialny z "Vice City"? Nie sądzę, była to tylko jazda samochodem, bez strzelanin dla zabawy ze zmianami radia na "smerfne hity". Teraz podrośli, uczą się bardzo dobrze i mają swoje Kindle, Smartfony, Laptopy i PC. I jednocześnie mają zawsze czas dla mnie. Tak jak ja miałem dla nich. Nauczyłem ich na ile to możliwe bezpiecznego używania komputera ,choć bez instalacji wirusów w trainerach niestety się nie obyło- choć mój‑nasz domowy PC zawsze był poligonem doświadczalnym. Potrafią porozmawiać choć są nastolatkami. Młody choć wychowany z PSP w ręku potrafi przerwać grę i posiedzieć ze starymi pierdzielami.
Podczas odwiedzin rodzinki Bohatera, który ma zostać obdarowany tabletem i który jest jedynakiem, głową rodziny i w każdym momencie otrzymującym "to co mu się należy" dokonałem dalszych obserwacji. Na tym polega jego wychowanie, że zabiera laptopa ojcu bo musi samodzielnie uruchomić grę z zakładek Firefoxa (damn!). Kiedy ja miałem 4 lata moją ulubioną zabawą w przedszkolu było " Mam chusteczkę haftowaną"- taka interakcja z żywymi NPC. Niby nie moje dziecko i nie mój kłopot ale muszę się odezwać. Czy zawiść przeze mnie przemawia? Sądzę, że nie. Zmieniły się czasy i rodzice w wolnym czasie wolą dzieciakowi podsunąć "www.grydladzieci.pl" i mieć święty spokój.
Mamy zmywarki, pralki, kupę sprzętu AGD i coraz mniej czasu dla siebie.
Niestety nie są to tylko moje spostrzeżenia, ale także i mojej Lubej która jest przedszkolanką. W poniedziałki dzieciaki mają dzień w którym mogą przynosić swoje zabawki. I zdarzyło się że w przedszkolu znalazł się tablet. Dzieciaki zaczęły wyrywać go sobie z rąk (rodzice uświadomieni zostali pełną odpowiedzialnością za stan urządzeni po zwrocie) i tak rozpoczął się armagedon. Dzieci nie szło uspokoić, zawiesiły się zamykając się w sobie już po kilkunastu minutach obcowania z urządzeniem, reagując napadami agresji. Sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie u różnych dzieciaków, w różne dni (nie można było zrzucić winy na fazę księżyca ani ciśnienie atmosferyczne- a to też drodzy czytelnicy ma wielki wpływa na naszych milusińskich) więc tablet stał się zakazaną "zabawką" w poniedziałki. Przykład starszego dziecka- 12 latka wychowana w domu z podwórkowym placem zabaw, przygotowanym przez jej ojca z masą atrakcji. Pojawił się tablet i dziecka nie ma. Z uśmiechniętej dziewczynki mamy zawieszoną wpatrzoną w lśniący i migoczący ekran, na którym właśnie jakieś Pou się za przeproszeniem zesrało. Zero kontaktu, spadek wyników w nauce, a rodzice nie widzą nic. Że tablety rozwijają manualnie? Jasne, na pewno bardziej od sportu. W końcu przesuwanie palcem po ekranie oprócz spieprzenia wzroku po kilkugodzinnym wpatrywaniu się w popierdujące stworki (o co Amerykanom chodzi z tym pierdzeniem?) też może doprowadzić do kontuzji. To po prostu za dużo bodźców, tam wszystko jest migające i kolorowe i co sami wiemy, niezwykle wciągające. Jak może obronić się prosta papierowa kolorowanka, skoro jest ZA TRUDNA, bo ta na tablecie pokoloruje się sama. Podobny efekt oderwania od rzeczywistości zauważyły moja ukochana z koleżankami podczas seansów w kinie 3d z przedszkolakami. Podobno zawsze po seansie prowadzą watahę malutkich zombie, które po kilkudziesięciu minutach robią się agresywne :)Nie uważam że powinno się dzieci odcinać od komputerów i innych nowinek. Tylko należy robić to odpowiedzialnie, poświęcając im czas lub ze wszystkich stron zabezpieczyć urządzenia (jak we wpisie djDziadka) i pozostawiać je niezbyt długo w rękach naszych małych ziomków. Jeśli jednak szukasz zabawki dla dziecka aby dało ci spokój, taniej będzie jak kupisz mu browara a będzie miało przez to większy mir na osiedlu niż po jakimś laptopie, którego mogą mu skroić.